Dentysta na krawędzi - część I

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
321Atak
Posty: 2
Rejestracja: sob 17 lis, 2018

Post autor: 321Atak »

Sztuka jest sztuka, czyli ja to muszę nakręcić. “Misiek Rysiek i jedna taka garbata przy stromej hałdzie”. Tytuł na Europę: “Ugly people - livin on the edge”. Budżet ledwo zamknięty na tylu chwilówkach że jak mnie zamkną to będzie jeden moment. Chcę to promować szerzej. Może z myślą o publicznej? Dlatego będzie trochę patosu i trochę wstawek typu "umyj rączki"
Tak w ogóle to robię w zębach, a film to odskocznia żeby nie zwariować.

Ja to widzę tak. Kamera start - szeroki plan. Wchodzi Misiek ulepiony miodem i ściółką leśną. Nie znam człowieka, ale zgodził się grać za dwa słoiki spadziowego. Zresztą, to ma być takie plebejskie, a że Misiek to Misiek, to pszczoły muszą latać. Na castingach garbatych dam nie było. Ale trafiła się z jedną krótszą nogą. To nic, będzie szła bliżej hałdy, to nie będzie ją gibać na boki. Idą razem. Plan amerykański. Kończy się hałda, kończy się miłość, zaczyna rozstanie i peron PKP.
Naprawdę idzie oszaleć kiedy całymi dniami patrzysz w ludzkie otchłanie przez otwór gębowy. Tzn nie mój, tylko ich.

Dynamiczna zmiana planu. Szeroki kąt przechodzi w prostokąt. Pociąg jedzie po lewej, Tarpan po prawej. Na Tarpanie mocujemy kamerzystę. Samochodem trzęsie, ale to dobrze dla samej dynamiki. Tniemy koszty, więc Tarpan pożyczony od szwagra. Totalna ruina, zresztą Tarpan też. Na karoserii ślady po kulach. To po bójce z kulawym stryjem. No i ten gaz co się ulatnia wprost do kabiny. Prowadzeniu auta towarzyszą rozmowy cienkim głosem, szybkie biegunki i szarpane wymioty. Otępienie ma jednak wpływ na tor jazdy, dlatego niech ten od kamery wali w szoferkę co chwilę, bo jak kierowca całkiem odleci to stracimy ujęcia z pociągiem i mnie szlag trafi!
A’propos - trzy razy już mdlałem przy kanałowym. Przez ludzkie wyziewy, ma się rozumieć. Raz lecę w tył i wiercę na oślep… Pół gabinetu zdemolowałem.

Rysiek biegnie, pociąg jedzie, Tarpan zaginął.
- Run Forest run - woła Ziuta. To znaczy garbata Ziuta, a raczej ta z jedną krótszą nogą.
- Uciekasz głupi przed miłością - woła.
Rysiek dogania pociąg. Zoom razy pięć i robimy kilka ujęć. Ujęcie pierwsze: Miśka wciągają przez okno do przedziału. Cztery kolejne ujęcia to cztery nieudane próby wciągnięcia. Rysiek utknął. Dzyndzlem zahacza o ten dzyndzel w oknie. Światło ciemniej, bo zanosi się na dramat. Efekt bokeh na wystającą z okna połowę Ryśka. Następnie fokus na dal, a w dali tunel. Siet! To się musi udać!
Albo zaproś delikwenta pod rentgen na panoramiczne ujęcie zgryzu. Pół gęby zasłoni dłubiąc w nosie, a potem żarówkę z rentgena zapieprzy.

Stop ekipa! Przerwa obiadowa na makaron. Znowu makaron! Trzy miesiące żremy makaron. Podsypali by chociaż łyżkę cukru, o wkładce z mięsa nie marzę. Zaraz, zaraz. Zabierzcie sztućce Rychowi. Nie je! W następnej scenie musi się przecisnąć. Może dzyndzlem do góry. A i dajcie mu trampki z grubą podeszwą!
Jeszcze z urzędu pracy mi asystentów wcisnęli… Do dziś muszę przez nich spłacać dwa odszkodowania. Jedno za plombę monolit. Gość zszedł z fotela z uśmiechem a’la Ken. To ten od lalki Barbi, bez przerw między zębami. Drugie płacę za sztuczną szczękę dla Lucjana. Tak mu zęby poukładali że dostał w klubie emeryta ksywę Shark. Bo ponoć to rekiny mają trzy rzędy zębów.

Kamera start. Pociąg star, tarpan start, Misiek w oknie start. Wszyscy wpadają w tunel. Trampki palą gumę na ścianie tunelu. Podeszwa coraz mniejsza, stopy coraz bliżej. Teraz! Uruchamiamy slow motion! 960 klatek na sekundę dają nam obraz: Stooopy coooooraaaaaaz bliżeeeeej. Wystarczy! Wypadamy z tunelu. Na pierwszym słupie tracimy Tarpana. Rysiek z impetem wpada do przedziału. Nie miał szczęścia chłopak. W przedziale przywitał go Don Kurdupelito - szef mafii i cała reszta mafii

Muszę coś wyjaśnić. Nie jestem dentystą. Tzn. nie jestem, jeśli wierzyć w te całe wielkie tytuły. Po prostu ubrałem fartuch, kupiłem fotel na aukcji, za trzy stówy miesięcznie stara pakamera, szyld, trochę wierteł, igieł i spełniam marzenia rodziców…. I nikt się nie połapał. Ba, nawet mi asystentów z urzędu dali! Cymbałów, to fakt. Does not matter. Bo pod skórą czuję że chcę robić film. To mnie pali od wewnątrz! Mam w dupie zęby! Ja chce robić prawdziwą sztukę….

Ok. Wracamy. Trzeba tu przewietrzyć… Dlatego jedziemy w teren. Kierunek zadupie. Zrobimy retrospekcję pt. “Jego beztroskie dzieciństwo”. Czas zmierzyć się z demonami swojej przeszłości.

Stara wieś, rozlatująca się chałupina z połową dachu, przy niej połowa Trabanta, przy nim pusta studnia.
- Gdzie jest Pigs Master i jego różowa drużyna?! Ogarnij się chłopie! Na tę scenę mamy niecałe 15 minut! Słońce zachodzi! - Tup, tup, tup, chrum, chrum, chrum. Ok, świnie idą.
- Każ im gryźć Trabanta! Mają w szale targać karoserie z duroplastu. Jedna oparta o studnie niech leniwie przeżuwa dętkę.
- I błagam, zróbcie tej świni większy grymas pod ryjem! To podwórko, to ma być patologia staropolskiej wsi!
Jeszcze myślałem żeby przegonić kury z wolnego wybiegu i namówić na dziobanie kostki brukowej. Tak, żeby były z tego kwadratowe jaja…

- Kamera start! Kamera stop! Co to to? Przyciągnijcie to coś oparte o płot i podobne do diabła. Czterokopytne bydle, z minusami w oczach… Eh… Tfuuu….
Istny kozi demon. Nie odważę się określić czy stoi do mnie przodem czy tyłem i czy to co zwisa to broda, czy ogon, bo śmierdzi jak ze stu dup… Jest więc okazja żeby zmienić formę. Koniec dramatu. Będzie groza, bo jest koza i jej halitoza.
- Siłę rażenia kozy ustawić na dziesięć metrów w skali… po prostu... w skali - ciężko myśleć w tym szambie.
- Wszystko w zasięgu skali ma padać u jej stóp! Szykują się piekielne ujęcia!
… Ale potem ciągle tylko kwadratowe jaja? W końcu przestało by to śmieszyć. Człowiek by przywykł, kury też. No i jak oduczyć je potem dziobać kostkę. Zaraz by mi tu na głowę ściągnęli ekologów i zielonych obrońców kur….

Zachód. Wolumetryczne światło przegrywa z gęstą wieczorną mgłą. Księżyc kradnie światło słońcu i maluje nim… brudną gębę pacholęcia, które nie wiedzieć czemu wlazło w kadr. Jeszcze większe szambo! Świnie kwiczą w niebiosa, bydlęta klękają, koza ucieka, operator kamery leci na plecy kręcąc rozgwieżdżone niebo. Teraz już wiem że to nie od kozy cała ta perfumeria.
… Wiem! Gumolit! Przeciągnęło by się kostkę brukową gumolitem! Pierwsze wstrząsy mózgu dałyby sygnał innym kurą że z kostką nie ma żartów i czas wracać na wolny wybieg!...

- Po co Ci ta harmonijka ustna. - pytam na wydechu cuchnącą dziecinę.
- Ojce kazali grać, dopóty…
- Masz dwóch ojców? - przerywam.
- Tu na wsi tak się o rodzicach mówi - słyszę gdzieś zza pleców dokuczliwą dygresję dźwiękowca.
- Dobrze już, dobrze! Dokończ że chłopcze zdanie, zanim całkiem przytomność stracę!
- Ojce kazali mi grać póki ząbki całkiem nie spiłuje.
- Głupie te ojce? - pytam grzecznie.

Wtem drzwi przeraźliwie w chałupie skrzypią i jeden z ojców w drzwiach staje. Stara baba z podbitym okiem, z chustką na głowie i siekierą w plecach. I słowotokiem wali w moją stronę:

- Próchnica panie, próchnica, a do kowala dwa dni rowerem, niech gra, na co mu zęby na gospodarce, szybkie oberki ksiądz ciąć kazał co by szybciej całą wieś uwolnić, bo ludzie przed tym bęcwałem po chałupach pochowani i do kościoła im chodzić nie prędko, na sumie pustki same. No… A i wy mi dupy nie trujcie bo pół dnia z podomką walczę i nijak szmatę zdjąć, czort ją jaki za plecami ciągnie?
- Może to ta siekiera - rzucam nieśmiało.
- Nie, nie, siekiera - odparła, tym razem jakimś innym, niebiańskim, delikatnym i czułym głosem...
- Siekiera wbita panie, żeby stanik naszpanować, żeby wyżej cycki podnosił…

W jednej chwili przestałem widzieć monstrum, a zobaczyłem kobietę. Blask lampy naftowej gdzieś z czeluści izby zaczął tańczyć na jej nagich ramionach. Dłońmi musnęła warkocz, by ten zaczął rozplatać się tak erotycznie, że poczułem w brzuchu miłosne motyle. Włos zsunął się jej po plecach niżej i niżej, aż spadł... na siekierę.

I po motylach pozostał tylko niezgrabny podmuch i niewielka draska na mojej i tak już sfatygowanej bieliźnie.

- Stop kamera. Mamy to. Przerwa.

- Jeszcze chwila przerwy.

- Moment.

- Minuta.

- Dwie.

Przepraszam za tę dłuższą przerwę… To i tak dla mnie za dużo. Te biedne dziecko… to przecież lustro mojej przeszłości. Było nas dwóch. Ja i mój brat bliźniak narkoman. Wciągał nałogowo nosem pastę biały ząbek. On miał mocne kości, mi ząb psuł się jeden od drugiego. Dorastałem przy pustych tubkach. On miał kobiety, a ja na randkę zapraszałem zrolowaną w tobół kołdrę, z naciągniętą fikuśną, koronkową, seksowną firanką. Nie chciałem tak żyć… Chciałem przejść przez lustro wprost do krainy OZ. Opieka Zdrowotna i gabinet dentystyczny? Być może tak działa przeznaczenie...

Koniec żali, demonów przeszłości, koniec retrospekcji. Wracamy na plan. 40 lat później...

Tu tu, tu tu, tu tu. Koła pociągu wybijają senny rytm. Do zadymionego przedziału pełnego zadymionych gangsterów ktoś bez wcześniejszego pukania, zapukał.
- Cego? - niskim głosem spytał niski Don Kurdupelito, sepleniący mafiozo wzrostu siedzącego psa.
- Konkonkondutor! - zawołał zza drzwi konkonkonduktor.
- Zaras! Scelbe schowam! - złowrogo zagrzmiał Kurdupelito
- Wlozł!
- Bibibilety do kokokontroli!
- Sysycy mu bilety sybko dawać! - grzmiał dalej Don.
- A ten bibilet czemu zgięty w harmonijkę? - zażartował pracownik PKP.
Zapadła niezręczna cisza.
- Co ty godos?
- Ha... harmonijkę...
Zapadła niezręczna cisza.
- Harmo...nijkę. - bez końca powtarzał nieszczęśnik.

Tu tu, tu tu, tu tu. Koła pociągu wybijają senny rytm. Tunel zaczął połykać kolejne wagony, tłumiąc wystrzał scelby, tfu… strzelby. Być może właśnie zginął ktoś, tylko dlatego że powiedział o jedno słowo za dużo.
… Tak! Gumolit! Jestem geniuszem!

Koniec części pierwszej
321Atak
Posty: 2
Rejestracja: sob 17 lis, 2018

Post autor: 321Atak »

Nikt nie rzuci kamieniem?
Oremus
Posty: 666
Rejestracja: pt 05 wrz, 2014

Post autor: Oremus »

Po co rzucać, skoro i tak by się obrobniło (wiadomo, że dobre się broni samo, a to, co napisałeś dobre jest). Tak to widzę jako czytelnik. Wystrarczy powiedzieć, że prez kwandrans chichotałem nad tekstem jak po dobrej trawce, aż zwróciłem uwagę mojej żony, co się znowu tak często nie zdarza.
Od strony merytorycznej - niech się wypowiedzą inni, na ten przykład Mariola, która jest na tej zakładce (nie)pisanym autorytetem. Cześć.