B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 9 /

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rys-ownik
Posty: 203
Rejestracja: wt 26 lut, 2013

Post autor: Rys-ownik »

*


Rozdział jedenasty
o różnych rozmowach prowadzonych w upał i nie tylko o nich.



Potem nim skończyła się wiosna wybuchło lato.
Bywa, że przemyka ono niepostrzeżenie między wiosną a jesienią, zapachnie żniwną kurzawą i już odlatuje do ciepłych krajów, pozostawiając pajęczyny na zwiędłych liściach. Niekiedy jednak pojawia się bez uprzedzenia i zaskakuje żarem nagłych upałów, jak zdarza nam się to teraz, przed którymi trudno się ukryć choćby i było się krasnoludkiem. Jedyny pożytek z tego taki, że upał odrywa nas od roztrząsania najbardziej wydumanych zawiłości bytu, które najczęściej rodzą się w ciemnych i wilgotnych miesiącach i często nie chcą roztopić się w wiosnę wraz ze śniegiem.

- Uuufff…- jęknął Szałaputek ocierając kwiatem paproci spocone czoło; to jest oczywiście dłonią, na której rozpanoszył się kwiatek.

- No co jest?! No co?– zaburczała roślina.

- Upał jest – stęknął krasnal.

- Możliwe, ale to wcale nie powód, żeby mi dokuczać i wlewać słoną wodę do oka!

- UPAŁ... Rozumiesz? – spytał krasnal otwierając jednocześnie dłoń z kwiatem na sypiący się z nieba bezlitosny żar.

„No co ty?!” - Wariat! - Zamykaj! „Nie oślepiaj!” – pieklił się kwiat, raz głosem, a raz myślą. Co zawsze sprawiało przedziwny widok dla obserwatora, bo krasnal ni z tego ni z owego miotał się robiąc zastanawiające miny, a od czasu do czasu wybuchał niekontrolowanym śmiechem lub potokiem zdań nie do końca sensownych.

Tym razem Szałaputek nie zwinął dłoni dotąd, aż zadyszana roślina wreszcie umilkła.

– No, to teraz już wiesz co to upał nocna maro – stwierdził na koniec wciskając ją w kieszeń między kartki z pytaniami.

- Pić…- zaskamlał bełkotliwie kwiatek – Pić! Wysuszyło mnie całkiem…

- Suszenie? O! Tak! Być może to jest sposób na pozbycie się ciebie! – zastanawiał się krasnal – Niewątpliwie byłbyś ozdobą zielnika.

„Okrutnik – jęknął kwiat. – Rozglądnij się lepiej za jakąś wodą i włóż w nią dłoń.”

- Nie ma wody, nie ma cienia, jest war, piach drogi i jaskrawy żółty kolor świata. Rozkoszuj się czernią kieszeni i nie zawracaj głowy, bo nie mam nawet siły, by ci odpowiadać.

„Kiedy tu jest duszno, i…”

- Czyli, że wolisz być na wierzchu?

„Nie! Nie wolę.” – uciął kwiat.

- To po problemie – mruknął krasnal oblizując spieczone wargi i ruszając dalej.

„A pod wieczór nad molo
Mewy bardzo swawolą
Pora iść do tawerny
Ukoić rumem nerwy”
- po chwili rozśpiewał się niespodzianie kwiat, trochę zniekształconym przez kieszeń głosem.

- Co to niby ma być ? – spytał z niepokojem Szałaputek. – Udar?

„Piosenka korsarska lądowy szczurze” – chrypnęła pogardliwie kieszeń, chrypnięciem niewątpliwie pirackim.

- A cóż ty masz wspólnego z morzem? Zrozumiałbym może, gdyby to była leśna pieśń zbójecka, ale skąd morska…?

- Niewdzięczniku! Chciałem cię trochę ochłodzić umiarkowanie mokrą melodią; a pieśni zbójeckie też znam. Nie darmo przez rok chodziłem z Maczugą po matecznikach i bezdrożach.

- I czemu mnie to nie dziwi? – westchnął krasnal. – Ręka mi się tylko tak jakoś samowolnie w kułak zaciska.

- Już to tłumaczę – powiedział szybko kwiat – Maczuga to był facet, nie sękata pała, tylko tak się głupio nazywał. A byłem z nim z tego samego powodu z jakiego jestem teraz z tobą.”

- Szkoda gadać, ładnych miałem poprzedników – skrzywił się Szałaputek.

- Różni byli…- zauważył dyplomatycznie kwiat.

- Jacy na przykład przechodnia nagrodo za krótkowzroczność?

- A po co ci to wiedzieć mikrusie ? Upał zbyt duży na taką wiedzę. Zresztą i tak jesteś wśród nich wyjątkowy.

- No a ilu ich w ogóle było, mogę chociaż to wiedzieć?

- Też coś! Czy myślisz, że jest we mnie nudny urzędniczy porządek? Czy ja wyglądam na księgowego? Po co mi to pamiętać? Byli i się zbyli… Nawet najbliżsi o nich nie pamiętają, bo i czegóż mieliby pamiętać, skoro niczego im nie zawdzięczają? – tu kwiat parsknął złym, lekceważącym śmiechem - Ot, gdzieś tam poginęli we świecie. Bają czasem o nich starcy w późnojesiennych przypieckowych rozmowach i to wszystko, co po nich pozostało.

- No ale przyjaźniłeś się z nimi przecież, niechby nawet i krótko, więc jakże tak, żeby nawet światełka pamięci nie zapalić czasami?

- Jakie tam „przyjaźniłeś”! Spełniałem ich żądania i tyle.

- Ale rozmawiałeś przecież, jak ze mną…

- Skądże głupku! Jesteś pierwszym, z którym to robię, choć wiem, że mi to na dobre nie wyjdzie. Zresztą żaden z tamtych nie potrzebował rozmowy, każdy oznajmiał jedynie : „Chcę mieć władzę, pieniądze, kobiety, dobre jedzenie, zbytkowne przedmioty! A po mnie choćby i potop, co mi tam, nie moja sprawa.” Nieodmiennie tak samo. Różnili się najwyżej w szczegółach. Zachłanni chcieli wszystko naraz, nieśmiali stopniowo i oddzielnie. A koniec był zawsze jednakowy. Cóż tu pamiętać? Faust mi się nie zdarzył, ani nawet Twardowski.

- Ja tam nie chcę wychodzić ponad swoją normę, chcę ją tylko zrozumieć. Wiedzieć jaką jest i dlaczego… Z tej perspektywy zobaczyć resztę. Czy to naprawdę zbyt wiele?! – w napadzie złości tłumaczył się światu Szałaputek.

- Może i nie, jednakże trochę to twoje myślenie podobne jest do myślenia moich byłych królów, którzy uważali się za pępki świata i przez te pępki chcieli go oglądać. Nic tylko na okrągło : „Ja , mnie, dla mnie, o mnie, we mnie…”

- Jak możesz! – skrzywił się krasnal.

- A mogę, mogę, bo to akurat pamiętam. Wiesz coś ci powiem, całkiem prywatnie, bo i tak, chcąc nie chcąc, wziąłem sobie urlop od obowiązków…

- Jakich znowu „obowiązków”? – zdziwił się szczerze Szałaputek.

- A tam takich różnych – wykrętnie odrzekł kwiat i zaraz wrócił do przerwanego wątku – Wydaje mi się, że kluczem do twojego problemu jest samotność wyobraźni.

- Samotność? – mruknął krasnal, kątem oka dostrzegając dziwaczne postacie na obrzeżach drogi.

- Hmm…No może bardziej samowolność. - zastanowił się kwiat.

- Wszystko to senna baśń i tyle, raz dalsza, raz bliższa. – westchnął krasnal. –– Widziałeś tych brodatych nad rowem?

Nie przyglądam się byle czemu, choćby i było z brodą. Capy też są brodate…– prychnął kwiat ostentacyjnie wygładzając płatki i jakby strzepując kurz – No proszę… Drobina wysiliła się niespodziewanie na mizerną konkluzję, w której może i jest odrobina prawdy.

- Też trochę jestem ze świata baśni więc wiem – wzruszył ramionami Szałaputek.

- Fakt. Bożęta, karzełki, skrzaty, i inna drobnica od zawsze włóczyła się po świecie i zaglądała gdzie się tylko dało. Do baśni także, to prawda, ale nie pochodzi z baśni.

- Nierzeczywistość jest we mnie.

- Bufon! Odrobina najwyżej, tyle co nic. Ja to jestem z baśni, prawdziwej nie z udawanej; z tym, że bardziej naukowej niż literackiej.

- Jak różne…anioły?

- Skąd! Tylko ja. One są rzeczywiste, tyle że z Drugiego Świata. – odezwał się kwiat z melancholią w głosie.

- Z drugiego?

- No jest pierwszy. Ten tutaj. To następny jest drugim. Oczywiste?

- Tylko jako naciągana teoria.

- Co za uparty knotek! Widzi różne „coniebądź” po miedzach i rowach, a wątpi w realną oczywistość!

- Pomijam twoją niegrzeczność, gdzieżeś ty widział ten Drugi Obieg?

- Przypomnieć ci wiedźmy matołku? One są… zaledwie z pogranicza światów, a już ich nie ogarniasz... Parapsychologia i czarnoksięstwo w jednym. A pary najwięcej… W każdym razie są i duchem i ciałem, obecne i nieobecne…

- Brr! – wstrząsnął się mimowolnie Szałaputek a kwiat roześmiał hałaśliwie.

– Oj, nieładne zagranie. Nieładne! – mruknął skrzat. – To najpewniej były złudzenia wyobraźni – dodał po chwili niepewnie się rozglądając.

- Acha, podobnie jak atomy, cząsteczki, mikroby, prąd i przeróżne fale, prawda? Widziałeś kiedyś prąd? – dopytywał się słodko kwiat, a przecież wierzysz, że jest i to nie jeden.

- Co ma prąd do wiedźmy? Mylisz, mieszasz wszystko!

- Pomijając fakt, że obydwoje mogą cię kopnąć to chcę zdefiniować niedefiniowalne. A tak na marginesie: skądże ty wiesz drobino, że nie żyjesz w jakiejś wirtualnej rzeczywistości? Dopiero możesz się zdziwić robaczku, kiedy cię śmierć z niej wybudzi…

- Że co proszę? – zdumiał się Szałaputek.

- A nic nic, za mądre to dla ciebie; powiedzmy, że tak mi się tylko bajdurzy – machnął płatkiem kwiat.

GŁOS – pozornie całkiem obcy dla naszej opowieści; daleki i bardzo głęboki :
/ perswazyjnie / :
- Oj…

Oho…Główny Programista! No i będą kłopoty – westchnął kwiat – Wiedziałem to od początku.

GŁOS
/ cierpko z oddali / :
Będą, jeżeli…

- OK. Milczę Panie. Nie moja broszka, nie mój matrix.

- Rozmawiasz już sam ze sobą? – zagadnął złośliwie krasnal.

- Poniekąd – przytaknął kwiat - Czasami ma się nieodpartą potrzebę porozmawiania z kimś mądrym.

- Do baśni z tym wszystkim! - Już nie wiem co jest rzeczywistością, a co konfabulacją – westchnął skrzat.

- Rzeczywistym jest to, w co wierzysz - uściślił kwiat.

- Kolejna twoja zmyłka! Już mnie one nudzą, wiesz?

- Więc idźmy dalej pod wiatr twoich zwątpień. – zaszeleścił kwiatek.

- Przypominam, że komplikujesz to co najprostsze – warknął kwiat.

- Wręcz przeciwnie – prostuję. – z przekonaniem stwierdził Szałaputek.



*


Tymczasem w całkiem innym miejscu:

DIABLIK 2 / z niesmakiem /
O, a ten tu znowu…

DIABLIK 1
Siema niebieski.

ANIOŁ
Laudetur.

DIABLIK 2 / ponuro /
No, no, tylko bez takich odzywek!
Tu jest przestrzeń niczyja.

DIABLIK 1
Znaczy się pustka ideologiczna.

DIABLIK 2
Czyli wolność od bezwzględnych uściśleń.

ANIOŁ
Doprawdy? I wy jej przestrzegacie?

DIABLIK 1
No my ten tego, że tak powiem, te pustkę w jedną, a wy w drugą…
Takie tam odwieczne zabawne przeciąganie.

ANIOŁ
Zabawne powiadasz? A pomyślałeś co będzie gdy się ta „zabawa” zakończy?

DIABLIK 1
To się wyklaruje na końcu.

ANIOŁ
Nie znasz głosów proroczych? Nie słyszałeś o niewzruszoności bram Kościoła?

DIABLIK 2
To się wyjaśni w przypisach do ostatecznej edycji Prawa. Do tej pory będziemy tradycyjnie tolerancyjni dla wolności, o którą od zawsze walczymy.

DIABLIK 1
Natirliś - wolność jest w nas! Szef dla niej zrezygnował z niebiańskich pałaców i rozkoszy.

DIABLIK 2
Eee…tam, takie „rozkosze”… / z obrzydzeniem / Chóralne śpiewania…

ANIOŁ
Błazny zatracone.

DIABLIK 1
Ty, czy my tobie jeździmy brzydko po błękicie?

DIABLIK 2
Czemu nam znowu zawadzasz?

ANIOŁ
Może mam powód.
DIABLIK 1
To gadaj jaki?

ANIOŁ
Powiedzmy, że zastanawia mnie to wasze łażenie w kółko.

DIABLIK 2
Może my tak lubimy?

DIABLIK 1
Strategię taką mamy.

DIABLIK 2
Nic mu nie mów!

DIABLIK 1
A pewnie ze nie Karaliuszu. Niech sam zgaduje.

ANIOŁ
Czegoś chyba szukacie, prawda?

DIABLIK 1
Ciepło, ciepło…

DIABLIK 2
Co ja mówiłem?

DIABLIK 1
A tak…tak. Żeby bez nazwisk. Sorry zapomniałem.

ANIOŁ
Może szukacie kwiatu…

DIABLIK 1
Gorąco! Widziałeś go jaki sprytny? No co…? No co?! Ogon mi urwiesz!

DIABLIK 2
A jeśli nawet, to co?

DIABLIK 1
Jak co? Sobie urwij, to zobaczysz co!

ANIOŁ
Zastanawiające. Dotąd rozsiewaliście tylko rzepy i osty, a nagle polubiliście kwiatki…

DIABLIK 2
Nic od nas nie wyciągniesz.



\ANIOŁ
Bo tyle o tym wiecie, co i o niebie. Czyli - nic nie wiecie. Macie znaleźć kwiatek i tyle. A jaki i po co, tego wam już nie powiedziano.

DIABLIK 1
Pewnie, że wiemy! Szefowi potrzebna paprotka na biurko do gabinetu. Zdaje się.

DIABLIK2
Idiota!

DIABLIK1
Wiesz, ty uważaj, bo jak szef posłyszy, to nie wiem co będzie…

ANIOŁ
/ wybucha perlistym śmiechem /

DIABLIK2
To ty jesteś idiota!

DIABLIK 1
A powiedzieć ci co ja myślę o tobie ?

ANIOŁ
No już, już. Spokój milusińscy! Podsumujmy : Szukacie kwiatu paproci. Bez sensu i bezowocnie, jak dotąd.

DIABLIK 1
No, nie możemy jakoś znaleźć…

DIABLIK 2
Bo nam przeszkadzasz.

ANIOŁ
Ja?

DIABLIK 1
Zadeptujesz i w ogóle.

ANIOŁ / z niebotycznym zdziwieniem /
Ja?! Za-dep-tuj-ę?

DIABLIK 1
Ślady tego tam małego. Krasnala, czy jakoś tak.

ANIOŁ
/ domyślnie /
Aaaa…rozumiem.

DIABLIK 2 / zdecydowanie /
Więcej z tobą Marniuszu na żadne akcje nie chodzę!

DIABLIK1
A co ja, co…? Za wszystko mam już odpowiadać ? / płaczliwie / Za to, za tamto. Nawet za domysły aniołów… Niech jeszcze i to. Niech jeszcze. Czemu nie?

DIABLIK2
Temu, że nie i kropka.

ANIOŁ
Śladów nie zadeptuję, bo przemieszczam się nad ziemią, jak może już zauważyliście.

DIABLIK2
No ziemi to ty rzeczywiście nie dotykasz.

DIABLIK 1
Obca ci jest raczej. A tak między nami, to który ty jesteś ? Ten spod wiatraka, czy podkapliczny? Bo rozeznać nie mogę.

DIABLIK 2
Ten czy tamten wsio ryba, wszystkie są jednakie. Każdy tylko uniżony kamerdyner jaśniepański w delegacji. Kelner na ugiętych nogach, bez charakteru.

DIABLIK 1
Nie to co my!

DIABLIK2 / z przekonaniem /
Pewnie.

ANIOŁ / śmiejąc się ponownie /
Cześć komedianci!
/ z wolna rozmywa się w powietrzu /
A krasnal poszedł do miasta.

DIABLIK2
Chwila, moment! A mówisz nam to z powodu…?

ANIOŁ
Może mam dzień dobroci dla podgatunków, lub jest jakaś inna przyczyna…Żegnam. Vale!
/ znika /

DIABLIK2
A wal no ty się sam w głowę! Taki to zawsze potrafi obrazić.

DIABLIK 1 / radośnie /
To co, idziemy do miasta?!

DIABLIK2
Ja to z tobą nie powinienem wcale rozmawiać.


DIABLIK1
Przecież wszystko się nam dobrze ułożyło. Mamy wreszcie właściwy kierunek działania i w ogóle.

DIABLIK2
Niby tak, ale…I to „ale” mocno mi zalatuje niebieskim przekrętem.

DIABLIK1 / węsząc /
Rzeczywiście, śmierdzi tu jakby wanilią…Może różami nawet.

DIABLIK2
Jak różami to sprawa jest poważniejsza niż myślimy. Niewieścia, że tak powiem.

DIABLIK1
A my niewiast raczej nie tego, szczególnie tej Jednej Jedynej, bo…„Das ewig Weibliche zieht uns hinan” ( To, co wiecznie w niewieście, pociąga nas w niebo ), jak mawia szef, a to dla nas niezdrowe.

DIABLIK2
/ rozglądając się trwożnie /
Lepiej nie wspominać…
Znikamy.
/ znikają ale chwilę słychać jeszcze ich głosy /

DIABLIK 1
Ty, a co to się tam tak rusza na rogatkach miasteczka? Może to ten krasnal?

DIABLIK 2
Nie, to miejscowe czarownice dokarmiają zdziczałe koty, żeby miały siłę polować na słowiki.



*


W kalejdoskopie roku przesypywały się dni, zmieniały się studnie, z których Szałaputek pił wodę i tylko w nim samym trwała niezmiennie ta sama beznadzieja niezaspokojonych pytań:
„Dlaczego? Skąd? Dokąd? Po co? Na co ?”

Aż zdarzył się dzień, gdy tuż obok drewnianego kościółka schowanego w wiekowych lipach droga rozdzieliła się i jedno z jej ramion podążyło w prawo, ku dalekiej stacji kolejowej, drugie zaś okrążało niewielki wiejski cmentarzyk, gdzie nad wrotami wiodącymi do mogiłek widniał wycięty na desce napis:

Trzeba było odpocząć utrudzonym w biegu,
Więc my tu nie na zawsze – tylko na noclegu.

Tam właśnie w upalne południe zaplątał się Szałaputek i zobaczył anioła; pierwszego w swoim życiu. Anioł siedział wsparty plecami o zmurszały słup bramny. Był cały utkany ze światła. Piękną głowę wtulił w piękne dłonie i płakał bezgłośnie. Krasnal przystanął i chrząknął niepewnie. Anioł podniósł na niego wielkie niebieskie oczy i milczał.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – powiedział nieśmiało Szałaputek, a kwiat spróbował pociągnąć go dalej szarpiąc za rękę.

- In secula seculorum! – rozświetlił się uśmiechem anioł. - Wielka jest w tobie łaska jeśli mnie widzisz - szepnął, a brzmiało to jak melodia przesypywanych dzwoneczków.

„ Pamiętasz? Szczotlicha też tak mówiła” – wsączył kwiatek kroplę swojego jadowitego nektaru w myśli krasnoludka, ale ten tylko się wzdrygnął.

- Płaczesz nad nimi ? – spytał anioła wskazując głową na rozsypane w zieleni groby.

- Nad jednym. Byłem jego stróżem, a nie upilnowałem... Nie upilnowałem. Brakło mi cierpliwość i odszedłem wtedy, gdy byłem najbardziej potrzebny – załkał. – Ale Matka się za nim wstawiła, więc może nie wszystko stracone… – westchnął w zamyśleniu.

„ A poza tym jest ok. Wszyscy czujemy się dobrze, z wyjątkiem dziadka, który umarł”– ni w pięć ni w dziewięć wtrącił kwiatek.

- Bo to wszystko nie jest takie proste jakby się z pozoru wydawało – powiedział krasnal myśląc o wszystkim po trochu, w tym głównie o sobie, a szczególnie o przebytej drodze i pozostawionym poza sobą domu.

- Otóż nie mój mały przyjacielu. Przeciwnie. Wszystko jest niezwykle proste dopóki nie myśli się zbytnio o swojej wygodzie. – zaszemrał anioł jak kwietne westchnienie łąki.

„Nic tu po nas. Truje i tyle. Chodźmy!” - syknął przynaglająco kwiat, ponownie ciągnąc rękę Szałaputka.

- Cicho bądź wreszcie! – wyrwało się krasnalowi.

- Do mnie mówisz? – zdziwiło się niebieskie zjawisko.

- Ależ nie – zaczerwienił się ponad swoją miarę Szałaputek – Mam tu takiego jednego… O tego… – dodał rozchylając szybko zaciśniętą dłoń.

- Och! – nachmurzył się anioł - Dopadło cię nieszczęście.

- Sam jesteś nieszczęście – syknął kwiat jak atakująca żmija.

- Musisz się tego pozbyć jak najszybciej – kontynuował anioł

- Sam się siebie pozbądź! – zapienił się kwiat mrużąc wściekle swoje i tak już złe oko – „On jest mój i wara ci od niego! – huknął nocnym głosem nocnej sowy – Mnie sobie wybrał, nie ciebie pierzasta siroto – dodał wzruszając pogardliwie ramieniem Szałaputka.

- Szukałeś go? – spytał niespokojnie anioł zupełnie nie zwracając uwagi na kwietne chamstwo.

- Znalazłem przypadkiem – wyjaśnił krasnal.

- „Przypadkiem”…To lepiej. – z ulgą westchnął anioł. – Z tym, że takich „przypadków” nie ma…Pamiętaj więc, by go o nic nie prosić! Niech sobie więdnie w niespełnieniach…

- Chrześcijańska miłość w pełnej krasie! – jak werbel zawarczał kwiatek.

- No wiesz, ja już…

- Ach tak…A o cóż go prosiłeś ? – zaniepokoił się ponownie anioł.

- O takie tam różne …

- A konkretniej?

- No, konkretów to on raczej nie zauważa – wcisną swoją uwagę kwiatek.

- I otrzymałeś coś ? – dociekał anioł.

- Tonę porad. Mierzwę słów…Nic co warto pamiętać. – nachmurzył się skrzat.

- To masz wiele szczęścia w nieszczęściu – rozpogodził się anioł.

- Bo mi nie daje normalnie pracować. A przecież posiadam ogromną wiedzę, taką że zrobiłbym z niego choćby i genialnego alchemika, albo mógłbym go i bez tego całkiem dosłownie - ozłocić – poskarżyła się roślina.

- Morosophi morionem pessimi ( uczeni głupcy są najgorsi ) – jak leśny strumień zaszemrał błękitny posłaniec. – I byłbyś wtedy mały przyjacielu kolejnym Midasem…Ale do czego ci w ogóle potrzebny ten… twór szczególny? Po co go podnosiłeś? – spytał po chwili głośniej.

- Myślałem – westchnął krasnal – że dzięki niemu poznam sens mojego życia. Że je trochę zrozumiem. Że będę wiedział PO CO to wszystko.

Anioł roześmiał się perliście - A po cóż ci tego dociekać? Nie wystarczy ci wiedzieć, że jesteś? – spoważniał nagle. – Znaczenie życia jest tajemnicą Boga – dodał po chwilowej ciszy pełnej śpiewu świerszczy.

Wszak „felix qui potuit rerum cognoscere causa” ( szczęśliwy kto poznał przyczyny rzeczy ) – niewątpliwie złośliwie zauważył kwiat i zawołał nagle rozpaczliwie : - Noż odezwij się do mnie wreszcie pierzasty pomiocie! To jest, sorry – posłańcu, oczywiście. Przecież wiem, że mnie słyszysz!
Ale anioł zignorował także i ten okrzyk.

- Idę po odpowiedź jak po żywą wodę, bo nie można żyć bez celu. – stwierdził z przekonaniem Szałaputek.

- To prawda, że nie można – przytaknął anioł – Ale przecież ty znasz Cel. Nie musisz go szukać, bo jego wspomnienie masz ukryte w sobie. Wystarczy się wsłuchać …Ale żeby usłyszeć trzeba wewnętrznej ciszy, nie zaś galopady myśli.

- Ja? – Ech, zagadki tłumaczone zagadkami… Mówisz całkiem jak moja babcia!– zawołał z wyrzutem krasnal i w zniechęceniu zaczął ścinać kijem łopiany.

- Jakąż miałbyś zasługę, gdyby wszystko było oczywiste? – anioł rozświetlił się w uśmiechu - Posłuchaj pewnej historii, może ona pomoże ci dostrzec to, czego nie potrafisz zobaczyć w zwykły sposób. Otóż swego czasu w Krakowie mieszkał pewien Żyd Izeaak, któremu w życiu nie wiodło się tak jak pragnął, w dodatku zbliżał się ślub córki, czyli dodatkowe wydatki. Zamęczał więc Boga prośbami o dobrobyt, aż wreszcie którejś nocy przyśnił mu się skarb złotych monet ukryty w ziemi pod przęsłem mostu Karola w Pradze czeskiej.
– Też mi pomysł! To chyba kpina ze mnie starego – sarkał Żyd, ale nie ustawał w modlitwach. Modlił się nadal uparcie, a sen równie uparcie powracał.
Wreszcie zrezygnowany wziął w węzełek co tam mógł na drogę i poszedł do dalekiej Pragi. Dotarł do mostu i zaczął kopać we wskazanym przez sen miejscu. Na tej czynności zastał go królewski strażnik i zagroził więzieniem. Wówczas zrozpaczony Żyd opowiedział mu z płaczem o swojej biedzie oraz o dziwnej odpowiedzi nieba i poprosił o wyrozumiałość. Rozbawiony strażnik machnął na wszystko ręką i kazał mu się wynosić. Na odchodnym obdarzył go jednak taką nauką :
- Głupcze – rzekł – gdybym ja wierzył we wszystko co mi się w snach plecie dawno już poszedłbym do Krakowa i zaczął kopać na Podwalu, w kuchni jakiegoś Żyda Izeaaka, u którego pod piecem podobno schowany jest wielki skarb. Co pewien czas bowiem nawiedza mnie taki sen. Ale ja, w odróżnieniu od ciebie, jestem mądry i jak widzisz nigdzie się stąd nie ruszam. Zmądrzej więc także, nie wprowadzaj zamieszania i wracaj do siebie. Żyd podziękował niebu i strażnikowi, zabrał swój mizerny węzełek, wrócił do domu i odkopał wielki skarb pod swoim kuchennym piecem.

- Tak to bywa z odnajdywaniem skarbów mały przyjacielu. Ufaj więc, bo to najważniejsze. Ufaj, zamiast dociekać. A tego przygodnego szkodnika porzuć. Za nic nie daj mu nad sobą panować. Wiedz, że każdy ma tylu panów, ile ma wad…– powiedział anioł i zniknął jak znika melodia, a powietrze drżało jeszcze długo przesycone wspomnieniem jego świetlistej obecności.

- Sie wysilił! – skwitował spotkanie kwiat, ale Szałaputek nie podjął tematu. Patrzył w czubki swoich butów i zastanawiał się czemu to świat mówi do niego w przypowieściach zamiast bezpośrednio.

– „Ufaj”, ale komu, czemu? Całkiem jak babcia. Całkiem…

Tymczasem przy szałaputkowych butach większe grudki piachu ułożyły się w napis : „Tobie Panie zaufałem, nie zawstydzę się na wieki.” Krasnal zobaczył je i ciężko westchnął:
– No, komu?!

Ale znikąd nie doczekał się odpowiedzi, a gadatliwy zwykle kwiat także milczał.




*



Tymczasem Amadeusz zjeżył się, nie przymierzając jak kot, kiedy przed nim pojawiły się diabliki :

DIABLIK 1
No i dopędziliśmy zgubę.

DIABLIK 2 / układnie /
Dobry przedwieczór panom.

DIABLIK 1
No właśnie. Zdrowia, szczęścia i tak dalej… Nam także.

DIABLIK 2 / mniej układnie /
Krótka piłka : Gdzie ten mały czerwony?

ZBIERACZ
Bo co?

DIABLIK 1
Bo nico, a gwiazdki świco. Hehehe.

DIABLIK 2
Mamy drobną sprawę do kolegi.

AMADEUSZ / z przekąsem /
No proszę, już – kolegi…

ZBIERACZ
Szybko poszło.

DIABLIK 1
My się kolegujemy z kim chcemy.

DIABLIK 2
Ale raczej w specyficznym zakresie.

AMADEUSZ
I w specyficzny sposób.

DIABLIK 2 / zmieniając ton /
Ten wasz czerwony pozwolił sobie zabrać naszą własność.

DIABLIK 1
Garnczek- Samowarek możemy mu odpuścić, bo nie nasz zresztą, tylko młynarza, ale badylek musi oddać, bo potrzebny w wyższych sferach.

AMADEUSZ / mrugnąwszy do Michała Gabriela /
Aha.

ZBIERACZ
Czyli koleżeństwo nie zostało jeszcze skonsumowane, że tak powiem.

AMADEUSZ
Może i nawet nie zostało zawarte.

DIABLIK 2
Kolega nie kolega, mało ważne. To gdzie ten stworek ?

DIABLIK 1
Schował się pewnie. Taki mały to bez kłopotu się schowa. Wejdzie pod stół, albo krzaczek, przykucnie i tyleś go widział.

DIABLIK 2
No wychodź malutki. Jest interes do zrobienia.

ZBIERACZ
Nie ma go z nami. Zgubił się gdzieś po drodze. Być może, że sroka go porwała. Sroki mają manie kolekcjonerskie i znoszą byle co do gniazd.

DIABLIK 1
To się zgadza. Raz jedna ze srok przytargała sobie nawet…

DIABLIK 2
Dobra, dobra. W tym przypadku opóźnianie wyjaśnień jest dość nierozsądne i źle wpływa na pogłębianie wzajemnego zaufania. No więc konkretnie, gdzie on się odłączył od grupy; jeśli rzeczywiście miało to miejsce?

DIABLIK 1
Nie ma się czego bać. My pasjami lubimy krasnoludki. Ja to nawet czytałem „ Psoty skrzata Psubrata”.

DIABLIK 2
Bo to była lektura na kursie przysposobienia do kierowania sforą.

DIABLIK 1
Lektura owszem, ale czytana z przyjemnością. Nie tak jak inne.

DIABLIK 2
A ileś ty lektur przeczytał?

DIABLIK 1
No…tę…czytałem. Ale…czy my czasem nie szukamy takiej tam czerwonej drobinki z badylkiem? Co? Prawda?



DIABLIK 2
Prawda, ale / krygując się do Amadeusza i Zbieracza / są jeszcze uzupełniające elementy naszej ekskursji, nad którymi trzeba się zatrzymać, jeśli chce się dogłębnie pojąć jądro rzeczy, czyli rzeczoną prawdę.

DIABLIK 1 / podśpiewuje /
„Prawda to pic. My oprócz siebie nie mamy nic!”

DIABLIK 2
Och, to tylko piekielna marszowa piosenka, a ja przecież o wyjątkowo poważnych sprawach mówię.

DIABLIK 1 / podśpiewując jak wyżej/
My tu sobie gadu, gadu, a już pora do obiadu…

DIABLIK 2
Ty mi tu nie podśpiewuj tylko się skup wreszcie!

DIABLIK 1 / płaczliwie /
Ale o co tobie właściwie chodzi?

DIABLIK 2
Powiedzmy, że o imponderabilia i imperatyw kategoryczny, poniekąd.

DIABLIK 1 / całkiem zdezorientowany /
Aaa…No jeśli tak, to całkiem co innego…

DIABLIK 2
No wreszcie zaskoczyłeś. Bo widzisz: jak świat nam - tak, to my mu - tak, a jak on nam tak, to my mu…

DIABLIK 1
Hop siup tralala!

DIABLIK 2
O właśnie! I to jest cała prawda.

AMADEUSZ
Relatywizm stosowany…/ z rozbawieniem / poniekąd.

ZBIERACZ
I tacy chcą znaleźć krasnoludka! Paradne!

DIABLIK 2
Nie tylko, że chcą, ale…

DIABLIK 1 / z mocą /
Znajdą!


DIABLIK 2
Otóż to.

DIABLIK 1
I cbdo.

/ znikają /


*



Pola opowiadały Szałaputkowi swoją historię miedzami, nieużytkami, rozmytymi kurhanami, ścieżynami pojawiającymi się niespodzianie wraz z rosą i znikającymi w słońcu. Czasami zwracały na siebie uwagę niezwykłym kolorem rozoranej ziemi, zgrzytem morskiego piasku pod stopą, resztką starego talerza zmieniającego się w palcach w ulotny pył, mgłą wypełniającą pod wieczór misę dawnego jeziora, lub koryta nieistniejącej już od wieków rzeki, we wspomnieniu której pluszcze się teraz tylko srebrna ryba księżyca, tego – „słońca ruin”.
W ten sposób czas informował krasnoludka o codziennościach, które były już przed naszą. Tak niekiedy dawnych, że już niedookreślonych, niepewnych nawet, a przecież równie ważnych, albo i ważniejszych niż obecna. Może ważniejszych nawet niż on sam i jego problemy.
Tu Szałaputek jęknął i poszedł dalej przed siebie tą samą drogą, którą przed nim wędrował Koziołek Matołek.

Kroczył tak wśród opowieści przestrzeni i wiatru, aż wieczorem dotarł do kolejnej kapliczki, które u nas są kamieniami milowymi czasu i oznaczają więcej niż się przechodniom wydaje. Ta śródpolna, niepokaźna, sławna była jedynie wśród ptaków, a jednak to właśnie przy niej klęczał teraz anioł Pański.

Płakał? Śpiewał? Ależ tak - śpiewał ! Płakał śpiewając. A zachwyt krasnala wzrastał w miarę zbliżania się do klęczącego, bo i cóż to był za śpiew!
Razem : skowronek i słowik, krople rosy drżące w słońcu, gama wodospadu i podzwanianie uprzęży w zimowej sannie… Jednak te porównania ani nie oddawały, ani nie tłumaczyły szałaputkowego zachwytu.

- Oo! – westchnął krasnal i mimowolnie przykucnął za kępką wrotyczu starając się nie spłoszyć przejmującego zjawiska.

W wieczornej ciszy drżało unisono:

Dla Jego bolesnej męki
Miej miłosierdzie dla nas
I dla całego świata…

Dla Jego bolesnej męki
Miej miłosierdzie dla nas
I dla całego świata…

Dla Jego bolesnej męki
Miej miłosierdzie dla nas
I dla całego świata…


Lecz im dłużej Szałaputek wsłuchiwał się w śpiew, tym bardziej zdawał się być pewnym, że dźwięki, które słyszy układają się przede wszystkim w słowa : -„ Bądź pochwalony! Bądź pochwalony… Bądź pochwalony na wieki wieków!”

Wciąż te same i jakby stale inne. Nigdy niejednakowe, tak jak niejednakowe jest bicie dzwonów i serc.
W dodatku z dźwiękami łączył się kwietny zapach dookolnych łąk i zarośli, tak że w końcu trudno już było oddzielić je od siebie, bo wszystko wokół zdawało się mieszać; oddychać melodią i słyszeć zapachami wieczoru.
Zastygać w zachwycie…

- No i masz! – zachrypiał nagle jakiś koślawy głos w pobliskiej koniczynie – a ten znowu zachodzi nam drogę! Po piórach go Karaliuszu?

- Tym razem on waruje sobie na właściwym miejscu, niestety; i to raczej my jesteśmy tutaj jakby nie ten tego, rozumiesz?- odpowiedział mu drugi – To niech sobie śpiewa, wzdycha i pali świeczki. Co nam do tego?

- Jednakowoż, aliści…- kontynuował poprzedni.

- Niet! Nein Marniuszu. Nein - powiadam – perswadował drugi. – Zresztą już po sprawie – dodał, bo w międzyczasie, ku rozpaczy krasnala, zjawisko ścichło, zgasło i jak dym świecy rozwiało się w przedwieczornej fiołkowej mgle.

- A żeby was! – zaklął bez zastanowienia Szałaputek i splunął za siebie w koniczynę, jednak już także bezludną, albo może bardziej bezistotną, bo niczego już tam nie było prócz zdeptanej trawy.

Usiadł więc na stopniach kapliczki, objął rękami głowę i zaczął wsłuchiwać się we niedawne wspomnienie.

Tak zastała go noc i łzy.

- Ale przecież nie o płacz tu chodzi… – szepnął mu anioł snu. I krasnal we śnie pierwszy raz pomyślał poważnie o owym Błogosławionym, którego dotąd nazywał jedynie „Tym Od Gwiazd”. Pewnie, że pięknym, ale jakże dalekim i obcym, skrytym za zasłoną praw, natury, czasu i matematyki… Tymczasem Ten, wiszący na krzyżu w mroku cmentarnej kapliczki, o którym śpiewał anioł, był mu dużo bliższy przez swoją zwyczajność, uświęconą zgodą na to co się przydarza, łącznie z cierpieniem. Bliski nawet tą sięgającą gwiazd, niepokojącą ufnością co do sensu wszystkiego, którą Szałaputek teraz prawie rozumiał, choć nie w pełni jeszcze podzielał.

Niestety zaraz rano przywitał go kwiat jedną ze swych przewrotnych „mądrości” : „ Na początku było słowo, a sądząc po tym, co jest teraz musiało być niecenzuralne”, no i wszystko potoczyło się jak dotąd nijako, bo krasnal bezwiednie przyznał mu rację.

Obojętnie więc przeczytał napis na kaplicznym cokole : „Miłość Boga i bliźniego naszym obowiązkiem”, mocniej ujął kostur i poszedł dalej.