B A Ś Ń P O D R Ó Ż N A czyli tam i z powrotem / 13 /

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rys-ownik
Posty: 203
Rejestracja: wt 26 lut, 2013

Post autor: Rys-ownik »

*


Rozdział szesnasty,
czyli ile dobra może wyniknąć z poważnego potraktowania tego co niepoważne.



Jesień schodziła już z pól zostawiając oszronione ścierniska, kiedy mysz o oczach jak ślazowe cukierki obwąchiwała wczesnym rankiem kamień przy wiatraku, po czym podniosła pyszczek i łakomie zaczęła wpatrywać się w drzwi młyna.

- Nie – zaskrzypiało w środku.

- Co nie? – zdziwiła się mysz.

- Nie mam ziarna – odpowiedziało.

- Sprawdzę. Co mi tam, sprawdzę. – pisnęła.

- A chodź, chodź – skrzypnęło – Mam tu niespodziankę dla takich jak ty.

Mysz nastroszyła wąsy i stanęła słupka, a z głębi wiatraka dobiegło miauknięcie.

- Hmm…- mruknęła – Ciekawe. Nie ma ziarna , a trzyma kota…
A z kim rozmawiam? – spytała dyplomatycznie.

DUCH MŁYNARZA
Powiedzmy, że z wiatrakiem.
Tak czy owak, nic tu po tobie…
Po co to takie w ogóle? Całkiem bezsensowne istnienie - zamruczało z niechęcią we młynie.

- Milusi to ty nie jesteś – westchnęło zwierzątko. – A co do myszy, to myszy mogą wiele, żebyś wiedział.

DUCH MŁYNARZA
Hihi…Myszy mogą wiele…E tam… Myszy mogą wiele…Mogą wiele. Mogą wiele? Che-che-che…
Zaraz! Myszy mogą wiele… Ależ tak. Tak! Oczywiście, że tak. Ej! Zaczekaj no.
Może miałbym interes do ciebie…

- Do mnie? Interes? – zastanawiała się mysz odchodząc na bezpieczną odległość.

DUCH MŁYNARZA
/z cicha /
Podejdź no bliżej.

- Akurat.

DUCH MŁYNARZA
/ szeptem /
No podejdźże szara durnoto!

- Mowy nie ma.

DUCH MŁYNARZA
No i jak tu temu czemuś wyjaśnić, że młyny w żadnym wypadku nie mielą myszy?

- A kot? – nastroszyło się zwierzątko.

DUCH MŁYNARZA
A tam…Żadnego kota tu nie ma. To był żarcik taki.

- Żarcik – powątpiewała mysz. – Ja podejdę, a żarcik wyskoczy i zapoluje sobie…Nie ma głupich. Zmykam. Pa.

DUCH MŁYNARZA
Czekaj mówię! Jest interes, pod warunkiem, że masz dużą rodzinę.

- O, rodzinę to ja mam ogromną- zawołała mysz z przekonaniem – I jak zrobisz mi krzywdę, to już nigdy przenigdy nie będziesz miał jednego całego worka. Zobaczysz.

DUCH MŁYNARZA
W porządku. Słuchaj…No chodźże bliżej, bo nie mogę głośniej!

I mysz podeszła, bo ciekawość przezwyciężyła w niej lęk.

- Czyli teraz już wiesz o co tu chodzi – usłyszała, kiedy wiatrak powiedział jej to co miał do powiedzenia. – I co ty na to?

- A kota nie ma ? – upewniała się jeszcze.

- Przecież mówię, że nie ma! – zaskrzypiało brzydko w wiatraku.

- Dobrze już dobrze… Będzie jak chcesz – pisnęła i smyrgnęła w pożółkłe trawy.


Nie minęło i pół godziny, gdy ze wszystkich stron zaczęły schodzić się myszy. Szare grudki wysypywały się z traw i po zachęcająco opuszczonym skrzydle sprawnie wdrapywały się na górę, by wleźć do środka przez niewielką szparę przy wale. Trwało to chwilę, w zupełnej ciszy, aż nagle we wnętrzu młyna buchnął straszliwy wrzask i pisk, a potem drzwi na dole gwałtownie odskoczyły i kłąb wrzasku potoczył się w dal, a w ślad za nim pomknął tłum szarych ziarnojadów.
Wiatrak oczywiście natychmiast zamknął i zaryglował drzwi za nimi, a potem radośnie zakręcił skrzydłami.

- No i co, zadowolony jesteś? – dopytywała się później mysz.

- Ba! Jeszcze jak! Z serca dziękuję! – zaklekotał wesoło młyn.

- No… Czyli umowa stoi. Wrócę z rodziną w przyszłym roku na rozliczenie.

- Słowo się rzekło a ja słowa nie zmieniam.

- To wszystkiego dobrego. A kota rzeczywiście nie masz i mam nadzieję, że go nie sprowadzisz – dodała niepewnie.

- Och, byłbym wielkim niewdzięcznikiem. Możesz być pewna, że nie sprowadzę.

- Więc do smakowitego spotkania – pisnęło zwierzątko i wtopiło się w jesienną szarość.

DUCH MŁYNARZA / z ogromną ulgą radośnie /
No to teraz, no to teraz…Ho ho ho! Cha, cha chacha! Wolnym jest!

GŁOS
/ który czasem się pojawia i o którym nic nie możemy powiedzieć, poza tym, że znów się odezwał gdzieś z oddali, albo i całkiem blisko, kto go tam wie… /
Ech ci niepoprawni marzyciele…



*


Szałaputek był już blisko domu, do którego zawsze wraca się szybciej niż się od niego odchodzi, gdy wir piasku podniósł się słupem z podeschniętej trawy na poboczu drogi i z syczącym poświstem zaczął mknąć ku krasnalowi.

- Uciec by trzeba, bo mi w najlepszym razie oczy zaprószy- przeraził się skrzat - ale gdzie uciekać tu, kiedy po bokach oset i tarnina? Niech się więc dzieje co chce – mruknął z rezygnacją i przystanął.

A tu naraz wir rozsypuje się na środku drogi i w jego miejscu stoi wesoły staruszek i pyta:

- A dokąd to chwacie?

- Ja? – przestraszył się Szałaputek.

- A owszem, owszem, ty – przytaknął staruszek.

- Ja już dobrze sam nie wiem – wyznał drżącym szeptem krasnal.

- Może chcesz przejść tajemnicę horyzontu , co? Albo tylko poczuć odurzający zapach bladego storczyka na skraju lasu? Lub posłyszeć chóralny śpiew kobiet schodzących pod wieczór z pól?

- Wyszedłem z domu po odpowiedź na trudne pytania…i…wracam właśnie.

- A tak, tak. Bywają takie pytania, ale z nich się wyrasta- uśmiechnął się staruszek. – Ależ oczywiście! – wykrzyknął naraz – Ty zapewne jesteś tym skrzatem, którego niedawno napotkany anioł nazwał PRZYJACIELEM !

- Kim jesteś panie ?– spytał krasnal z galanterią zarumieniwszy się mocno.

- Tak jak i ty przebiegam świat oczekując, że w końcu spotkam w nim coś, co pozwoli mi go zrozumieć, wskaże drogę do celu.

- I spotkałeś?!

- Niestety – westchnął sędziwy podróżnik – najczęściej udaje mi się jedynie wdepnąć w coś zupełnie nieużytecznego na kolejnej błędnej drodze…A wierz mi, na czym jak na czym, ale na drogach to ja się znam prawdziwie. Tak, tak chwacie. Różne bywają drogi, różniaste…Jednak chociaż od dawna po nich wędruję jeszcze nie dość je poznałem i zrozumiałem; za to znam sporo historii przydrożnych. O Tak! Wiem, co było w miejscach, gdzie dzisiaj tylko trzcinnik piaskowy i macierzanka, albo zaśmiecony gaik. Wiem o nieistniejących już źródłach, zajazdach i kapliczkach stawianych w miejscach szczególnych wydarzeń. O krzyżach pamiętnych, skruszałych fundamentach pozostałych po wielkich pomysłach i nadziejach. Tak, tak przyjacielu. Wiem także, że bywają drogi, które są celem same w sobie. Niestety – jęknął – Wiem więcej niż chciałbym wiedzieć.

- Kimże ty jesteś ? – ponowił swoje pytanie rr aputem.

- Każdym i nikim. Kiedyś nazywano na mnie Ahaswerusem – odparł z ociąganiem starzec – ale to tylko niewiele mówiące już miano…Więc dokąd teraz zmierzasz, bo to ciekawsze?

- Już raczej tylko do domu – niepewnie odrzekł skrzat.

- „Tylko”!…- jakby załkał staruszek - D.O.M. – Deo optimo maximo… - szepnął - Zaprawdę to duża rzecz móc wrócić do domu! Jesteś prawdziwym szczęściarzem, że możesz to zrobić. Pojmiesz kiedyś jaki to skarb…

Tu starzec westchnął boleśnie i skinąwszy ręką odszedł w nadciągający wieczór, a krasnal swoim zwyczajem zamyślił się nad wartością tego spotkania.
Potem długo patrzył na zacierający się już we mgle pas horyzontu, do którego tęsknił przez długie lata przesiadując na słupku ogrodowej furtki, by z tego miejsca wyobrażać sobie czym on być może. Raz wydawał mu się wtedy zachowanym fragmentem pradawnej puszczy. Innym razem wysokim brzegiem drugiej strony ukrytej dalej rzeki. Czasami klifem wyspy Robinsona, albo piratów, a niekiedy śnieżną zimą, kawałem lodowca, który oderwawszy się od niej i żegluje w nieodgadnioność …

- I pomyśleć, że właśnie stamtąd powracam…- zdziwił się z pewnym rozbawieniem - wcale go nie poznawszy, bo kluczył przed mną. Teraz znieruchomiał, by znów drażnić moją wyobraźnię, która łudzi się, że rozszyfrowała jego sens…

- Czemu Świetlisty nazwał cię przyjacielem? – przerwał mu tę nową zadumę Hipolit.

- No właśnie, tego to całkiem nie rozumiem – odrzekł skrzat.

*

Tymczasem gdzieś tam, na zrudziałym jesiennym błoniu targane zimnym przenikliwym wiatrem powietrze drży rozpaczą:

GŁOS III / z jękiem /
Znowu z wiatrem po bezdrożach, szuwarach i młakach…
Aby gdzieś w jakiejś dziupli… rr…w wilgotnym, zimnym mchu zapaść w zimowe odrętwienie. Na co nam to przyszło!

GŁOS I
Było zaraz uciekać?

GŁOS III
Samaś Ludwisiu wiała aż się kurzyło.

GŁOS I
Bo …no same wiecie…Jedna mysz to przecież szok, a tam było ich tyle…! Setki…SETKI!

GŁOS III
Skąd się toto wzięło? Skąd?!

GŁOS I
A jakież to teraz ma znaczenie? Wzięło się niestety i popsuło wszystko…

GŁOS III
Może by wrócić?

GŁOS I
A jakim sposobem? Któż nam drzwi otworzy?

GŁOS III
Gdyby Matylda może zechciała z młynarzem pogwarzyć. On ją jedyną nieco lubi…Tak przez drzwi pogadać.
Matyldo…Matyldo!

GŁOS IV
Taj nie ma Matyldy.

GŁOS I
Jak to…Nie ma!

GŁOS IV
No nie ma…

GŁOS III
Zdrajczyni! Ona i myszy. To wszystko tłumaczy.

GŁOS I
Nie, to nie ona! Myszy to nie jej sprawka.

GŁOS III
Ale jak tak bez Matyldy?..

GŁOS V
Nu nie do wyobrażenia! A chłody coraz bliższe…

GŁOS IV
Cosik lizie. Tam! Za moim palcem patrzeć.

GŁOS III
Toż wybawienie nasze! Szałtenputek , czy jak jemu tam.
E, mały. Stój! Jest sprawa.
No dokąd to? Dokąd?
Nie widzisz mnie , czy jak?
Jakby nigdy nic przeszedł przeze mnie!
I poszedł…

GŁOS IV
Ej, ty! Zaczekajże no!
Niech mu się Nadieżda Pietrowna pokaże, to się zaraz zatrzyma.

GŁOS V
Taż czemużby nie. Ot i jestem. Smatri na mienia malczik!

GŁOS I
Nic z tego. Widać nie widzi nas, ani nie słyszy, chyba coś się w nim przekręciło.

GŁOS III
Czyli, że nie ma sposobu na powrót do młyna…

GŁOS IV
I tak by on nic dla nas nie wskórał. Za szlachetna gadzina jest.

GŁOS III
Więc już tylko jęczeć nam w szarugach, wyć w zadymkach, straszyć po zaułkach…Zaglądać tęsknie przez okna…?

GŁOS IV
Taj tyle i pozostało z całego dobrobytu…

GŁOS I
Bywało gorzej.

GŁOS IV
Nu, nie przed rewolucją kochanieńka. Nie przed rewolucją.


GŁOS III
Żeby gdzie chociaż ręce ogrzać…

GŁOS IV
Coś się tam świeci w oddali. Świeci się mówię! Słyszy mnie ktoś?

GŁOS II
Pewnikiem próchno jakie, albo zgubiony ognik.

GŁOS III
MATYLDA! Z latarnią…

GŁOS IV
Wróciła kochanieńka!

GŁOS V
Co mówią? Wracamy? No niechże mi ktoś powie. Wracamy?

GŁOS III
Matylda wróciła.

GŁOS V
Matylda? A…A kto ona?

GŁOS III
/ ze złością / Eee…tam! Czar jaki by rzuciła sobie na uszy, czy co?!

GŁOS V
Kogo co wzruszy?

GŁOS I / z wysiłkiem hamując wzruszenie /
Dobrze, że jesteś Matyldo.

GŁOS II
Bo szkoda mi się ich zrobiło, to i dopędziłam. A uciekały, że trudno było nadążyć. A czy to dobrze dla mnie, to nie wiem.

ANIOŁ / właściwie głos tylko /
Dobrze, bo z czystych pobudek.

GŁOS III
Co to było?

GŁOS V
Co było? Czego nikt mi nic nie mówi, co ?

GŁOS III
Co tu mówić, kiedy same nie wiemy. Nie dosyć, że zimno, to jeszcze coś gada w tym zimnie.


GŁOS II
Trzeba by jakieś lokum znaleźć. Zacisze jakieś.

GŁOS I
Właśnie o tym rozmawiamy Matyldo.

GŁOS IV
Jedno zacisze, to ja nawet znałam kochanieńkie. Knajpę znaczy się. Oj, co to była za mordownia to „Zacisze”!

GŁOS III
Nie czas teraz na wspominki. Noc już blisko.

GŁOS II
I ze wspominków czasem co dobrego wyniknie. Pamiętają te karczme na rozstaju, co to ją ominęły jak kiedyś szły do wiatraka? Jest taka na trzynastym kilometrze drogi.

GŁOS III
Szef mówił, żeby tylko nie osiedlać się na krzyżówkach, bo to mu się źle kojarzy.

GŁOS I
Rozstaje to niekoniecznie krzyżówka. Tam się droga rozbiega tylko w dwu kierunkach.

GŁOS II
I baby tam przychodzą uroki odczyniać… To i czasem zdechłą kurę zakopią, a z kury, jak wiadomo…

GŁOS V
Rosołek!

GŁOS III
A fuj! Taki rosół…

GŁOS II
Jak nie lubi, niech nie je.

GŁOS III
Mówię jej, że nie lubię?

GŁOS IV
Nu znaczy się do karczmy! Wiuuuuu….Hu, ha. Hu ha!

GŁOS III
Pamiętam tę ruinę…Toż tam ledwie pół izby całe i złomek kiepskiego komina…

GŁOS II
Może jest jej i resztka, ale jest. To pora pustostan zasiedlić, a potem sie zobaczy.
Chcą niech ze mną idą, a nie to do jakiej dziupli.


GŁOS IV
Jak się w tym tam kominie napali, to cóż milszego może być w zimna?

GŁOS I
Spróbować można. Prowadź Matyldo.

GŁOS IV
To lecim rebiata! Hu ha! Hu ha! Bum tradi radi…Cyk! Hajda trojka na mieniaaaa…

GŁOS II / ze śmiechem /
I poleciały…przodem.
/ wzdycha /
Oj, będzie wesoło…