TOMBAKOWA WOLNOŚĆ

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Posty: 393
Rejestracja: pt 20 lut, 2009
Lokalizacja: BYDGOSZCZ
Kontakt:

Post autor: Owsianko »

Znalazłem się w środku dziwnego kraju. Podobno jest wolny od okrągłostołowych lat i jako jego obywatele możemy BYĆ U SIEBIE I BRAĆ SPRAWY W SWOJE RĘCE. Podobno. Ale zadaję sobie pytanie: czy tak jest naprawdę, czy nie oszukujemy się nadal? Czy istotnie jesteśmy u siebie i co ten frazes dla nas oznacza?

Mamy swobodę, suwerenność, oraz inne demokratyczne rekwizyty; tak mówią dokumenty stworzone przez apologetów bezruchu i kontynuacji pozorów, tak głoszą fasadowe bzdury zmajstrowane przez ludzi, którym nigdy nie zależało na dobru Polski, ale na dobru swojej kieszonki. Mamy namiastkę swobody, ale jeszcze nie jesteśmy wolni.

Co prawda pozbyliśmy się okupantów zewnętrznych, ale dalej wegetujemy pod okupacją sporządzoną dobrowolnie. Pod ciężarem niewolniczych nawyków. Tym razem jest to okupacja sprokurowana osobiście, na własne żądanie, gdyż tym razem podbiliśmy sami siebie i sami siebie okupujemy.

*

W jakimś tekście napisałem, że skradziono nam duszę. Przyszedł wreszcie czas, by powiedzieć, kto tego dokonał oraz kiedy to nastąpiło. Nie wdając się w zbędne gdakania stwierdzić trzeba, że duszę utraciliśmy razem z utratą państwa.

Od tej pory byliśmy niewolnikami. Pracowaliśmy nie dla siebie, ale dla zaborcy. Zaborca łupił, grabił, nierzadko gwałcił, zabijał, lub pędził na Sybir. Zaborca był u siebie, my u niego. Zaborcy pokazać, gdzie jego miejsce, okraść go, choć tak zemścić się na nim za naszą bezsilność, było naszą odpowiedzią na bezprawie. To był patriotyczny obowiązek. Jak u Mickiewicza: gwałt niech się gwałtem odciska.

Dzisiaj niewolnictwo żyje w nas, w naszej mentalności, w naszym wewnętrznym, codziennym poczuciu. Ludwik XIV mawiał: PAŃSTWO, TO JA. Ludzie pozostający przez stulecia pod cudzym butem i knutem, odwykli od narodowego myślenia, rozproszeni i pogubieni, mówią: PAŃSTWO, TO NIE MY.

I faktycznie: przez tyle lat, od Powstania, do Powstania, od tragedii do tragedii, szliśmy do Niepodległości, a gdy wreszcie jest, jak gdyby nigdy nic, okradamy się nadal, jakbyśmy nadal byli pod zaborami i gaworzymy stale o tym, kto pierwszy dał plamę, magister Grandziarz, czy profesor Zbuk.

*

Państwo, to kto? Kto się utożsamia z państwem wydanym na pośmiewisko, na kpinkowania i dworowania, kto utożsamia się z brygadą kmiotów, z ludźmi mizernego kalibru, z ludźmi ziejącymi nienawiścią i sztachetowym rozumkiem, kto się poczuwa do więzi z państwem o wielkich ambicjach, kto wie, co to patriotyzm, ten prawdziwy, wywodzący się z miłości do kraju, do Ojczyzny, a nie patriotyzm dęty, łzawy, farmazoński i bajerancki?

Ps.

Charakterystyczną cechą obalonego systemu było kłamstwo. Już w cynicznej nazwie: Polska Rzeczpospolita Ludowa, zawarto trzy nieprawdy. Polska nie była tym krajem, o którego niepodległość walczyli nasi przodkowie. Jak inne, wcielone do sowieckiego systemu niesprawiedliwości społecznej, była krajem podbitym. Nie należała do republik, ponieważ ta forma państwa powstaje w wyniku wolnych wyborów, a wybory stanowiły fikcję. Nie miała nic wspólnego z ludem, gdyż lud traktowano instrumentalnie.

W zależności od politycznych i ekonomicznych potrzeb, władza albo nadawała ziemię (reforma rolna), albo ją odbierała, organizując groteskowe latyfundia zwane Państwowymi Gospodarstwami Rolnymi, a chłop nie miał w tej sprawie nic do powiedzenia. Do chwili rozpadu obozu przyjaciół miłujących pokój, nasz kraj nie był państwem demokratycznym, prawo zaś nie służyło ochronie interesów społeczeństwa, lecz politycznym interesom grupy sprawującej władzę.

Bez uprzedzenia i pardonu, transformacyjny żulik wdziera się w każdą szczelinę naszej rzeczywistości; atakuje i sadowi się w niej, rozdyma ją i sprawia, że zaczynamy się na nią godzić w imię demokracji. Z czasem przestaje nam zawadzać, bruździć, zaczynamy go na swój sposób lubić, dostrzegać, że coś w sobie ma, z czasem, przyzwyczajeni do jego matactw, zaczynamy dziwić się, jak nam udało się wyżyć bez jego krętactwa, zaczynamy uważać go za męża naszej opatrzności, twierdzić, że jest opoką, podstawą naszej wywalczonej, tombakowej wolności.

Głosujemy na niego, wybieramy go, patrzymy, jak jego partia rośnie w butę i dostatek, lecz widzimy to wszystko z perspektywy rynsztoka.

Źle pojęta demokracja, to wychowanie w pazernym kulcie szmalu, to edukacyjne bajdurzenia pod adresem młodzieży, to szmaciane gadki traktujące o tym, jak zdobyć KASĘ i z kim opłaca się pójść w szemrane interesy. Demokracja w polskiej wersji spacyfikowała światłym ludziom resztki rozumu, pozwoliła dewastować cmentarze, propagować makabrę, szerzyć sekciarstwo, rozwijać podziały społeczne, DULSZCZYZNĘ, korupcję i wtórny analfabetyzm.

Wyroki w sprawach cywilnych i karnych nadal są orzekane w tempie cokolwiek ślamazarnym. Nasze prawne przyzwolenie na bezprawne zidiocenie zaowocowało dawaniem bandytom kary w zawieszeniu, stwarzaniem im komfortowych warunków garowania w bezktratowych gabinetach biologicznej odnowy, a uczciwym i niepyskatym - dawaniem po łapach i życiem w rezydencji pod mostem, w kanale, na dworcu.

Coraz częstszym zjawiskiem jest przemoc. Ujawniają się i potęgują zjawiska brutalizacji życia. Drzewiej nic się nikomu nie opłacało, z góry wiadomo było, że ryzyko przekracza zysk, teraz opłaca się nawet plajta, teraz powiada się, że im gorzej, tym świetniej.

Niegdyś albo się było porządnym, albo łajzą. Dzisiaj porządnym można być na sejmowej sali, a wychodząc za jej próg, paserem; teraz można uchodzić za pobożnego człowieka podczas mszy, a gdy w kościele pusto, być szelmą łupiącym skarbonki. Niegdyś łachudra nie miał spokojnego życia, bo społeczne pręgierze wyzwalały z niego - skrupuły. Pięć razy się zastanowił, zanim raz popadł w świadomą kolizję z prawem i naraził się na społeczną izolację. Dzisiaj nie musi chować się przed cechowaniem pleców i obcinaniem uszu, ponieważ bezpośrednio po łajdactwie idzie na proszony raut, przybijają mu piątkę, gawędzą z nim, a on, po wpłaceniu kaucji za grzech, pędzi na swój odczyt o etyce i jest niebywale zdumiony faktem, że nie wolno mu być kanalią, że musi być nią po cichutku, bez należnego rozgłosu. Niczego się nie obawia, gdyż sądzi, że skoro nie ma winy i kary za nią, to i zbrodni także nie ma.

Doliniarz, którego przyłapano na zalotach do cudzej portmonetki i którego Policja goni przez pół miasta, nie idzie odsiadywać swojej niewinności, ale, śmiejąc się z sądu, krokiem dumnym i obrażonym, wraca po ukryty w krzakach, zwędzony portfel i domaga się od nas odszkodowania i przeprosin za szykany. Snajper walący z fuzji do przechodniów jest zaszokowany, gdy słyszy, że kropić do ludzi jest niegrzecznie. Bandyta idzie do pudła na zdrowotny urlop, by odpocząć przed kolejnym zabójstwem. Za bycie prymusem w pierdlu, czyli - Wzorowym Kryminalistą, wychodzi na przepustkę i szlachtuje następną ofiarę.

Ps. 2

Otacza nas szablon, rutyna i banał. Po drodze do wolności, zgubiliśmy duszę. Przebywamy w nerwowej kotłowaninie sprzecznych pragnień, na rozdrożu, pomiędzy pracą, a zdobywaniem mamony na papu, między wyniszczającą pogonią za pieniędzmi, a troską o rodzinę. Żyjemy w światopoglądowym zapętleniu. Tupet, bezczelność, stalowe łokcie, sprężysty grzbiet i dyspozycyjne przekonania, są to cechy umożliwiające nam istnienie. Delikatność, subtelność, honor, są to pojęcia zabytkowe, odległe od skrzeczącej rzeczywistości, więc po wielu trudach związanych z likwidacją ustrojowej nędzy, powróciliśmy do punktu wyjścia i mamy teraz NI TO NI SIO, więc odpoczywamy od myślenia, od minimalnego zainteresowania się tym, co winno pasjonować nas naprawdę, od pytania, czym żyjemy, co nas gnębi.

A zapowiadało się nieźle. Osowiałe społeczeństwo zerwało z apatią, roznosił je optymizm, entuzjazm, poczuło swoją moc i zawładnęła nim powszechna życzliwość. Zanosiło się na raj. Raj spełnionych oczekiwań. Nie na biedę, bezrobocie, wyzysk i strach przed utratą pracy. Każdy miał szczęście w plecaku i od niego zależała przyszłość. Każdy czuł się wolny, miał cel, perspektywy, nadzieję, był u siebie i wszystkim się zdawało, że tak będzie już zawsze. Że na zawsze zapanowała mądrość, równość, sprawiedliwość, że nie może być inaczej.

Po wielu latach emocjonalnej zgagi, czkawek i politycznych palpitacji, po przerwie na gospodarcze drgawki, na upiorną renowację zgliszcz, nastały cepy ZMODYFIKOWANE: uzdrowiciele, wizjonerzy, obłudne kołki ze zdelegalizowanej partii przemieszane z cepami kompromisowej transformacji. Kołki te zabrały się za wyjaśnianie rzeczy oczywistych, i, nie bawiąc się w odcedzanie prawdy od fałszu, hurtem, do korzeni, do fundamentów, poniszczyły, rozwaliły, zohydziły, obśmiały wszystko, co przedtem było dla nich słuszne i niezbywalne, a teraz było zanadto czerwone i, kojarzyło się źle. Cepy te, nie bawiąc się w subtelność, mając w głębokim poważaniu nasze narodowe nadzieje i oczekiwania, wprowadziły stan wojenny rozpieprzając ludzkie więzi i masowy ruch.

Wróciła więc apatia, lęk, zniechęcenie. I znowu nikomu się nic nie chciało. Znowu byliśmy obojętnymi kibicami zaprzepaszczonych marzeń…
Uderzmy się we własne piersi: Do spółki z reformatorami z przeceny, wyprodukowaliśmy sobie ten pasztet. Powodem obecnego stanu rzeczy jest brak odpowiedzialności za cokolwiek. Wszechobecna pogarda dla Człowieka i przyzwolenie na nią. Winna jest nasza bezmyślna zgoda na wypaczenie pojęć takich, jak tolerancja, demokracja, prawo.

Ps.3

Pod względem geograficznym rozeznaję się dobrze. Natomiast pod względem umiejscowienia w czasie, kłopotów mam sporo. Zwłaszcza z określeniem epoki, trudności mam niewyobrażalne. Więc mam bezustanny kociokwik w ogłupiałej głowie.

Niby orientuję się, że mamy XXI wiek, wiek bicia piany i krótkich kołder. Bezradnego rozkładania rąk, oracji, krygacji i deklaracji. Postępujących ograniczeń i politycznych drgawek. Dobrego Rządu Przypuszczalnych Fachowców. Swawolnych profesjonalistów od dłubania w nosie. Że mamy wiek zażartych rozmów o niczym, że od PRZESZŁO stu lat mamy okres przejściowy, a demagogiczna mysz wciąż rodzi konkretnego potworka nazywanego KOALICJĄ. Lecz co wynika z tej mojej żałosnej wiedzy?

Gdy mnie zapytać o datę, to "posiadam wiedzę" o tym, że jest środa, mamy godzinę piątą wieczorem, że słońce wzeszło o którejś tam, a ciśnienie znowu jest niskie i opadów brak. Ale gdy mam odpowiedzieć, jaki jest teraz okres historyczny, z mety czuję się niemrawo i zaczynam dukać emocjonalne zdania z dużą ilością niecenzuralnych słów.

Sądząc po tym, co się z nami dzieje, w czym uczestniczymy, jestem we wczesnym średniowieczu. Albo w późnej starożytności. Ale nie w Grecji! Raczej w Barbarii; starożytność, w której żyję, lokalizuje się nie tam, gdzie powstawała Demokracja.

Z wyśnionej solidarności uszło powietrze. Zostały z niej tylko gadgety: rozczulająca nazwa, goły mit i sznur z „Wesela".
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Owsianko, łącznie zmieniany 1 raz.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce
Jolanta Kowalczyk
Posty: 2823
Rejestracja: śr 17 wrz, 2008
Kontakt:

Post autor: Jolanta Kowalczyk »

"A to Polska właśnie", czyli ciąg dalszych rozważań...
Mamy namiastkę swobody, ale jeszcze nie jesteśmy wolni.


Poczucie wolności rodzi się w nas. Trzeba zmienić mentalność Polaków i dokładnie sprecyzować to pojęcie. Zadanie trudne, ponieważ ilu ludzi, tyle wizji wolności, każdy pojmuje ją na swój sposób. Najpierw trzeba uświadamiać ludzi, co to jest wolność osobista. Ludzie o zniewolonych umysłach nie są w stanie zbudować suwerennego państwa.

[quote=""Owsianko""]W jakimś tekście napisałem, że skradziono nam duszę. Przyszedł wreszcie czas, by powiedzieć, kto tego dokonał oraz kiedy to nastąpiło.[/quote]
Sami pozwoliliśmy, by nam skradziono dusze...

Miło się czytało.

Pozdrawiam

Jola
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jolanta Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.