Mur i Jot

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Posty: 393
Rejestracja: pt 20 lut, 2009
Lokalizacja: BYDGOSZCZ
Kontakt:

Post autor: Owsianko »

- Doświadczyłem w życiu niejednego, z różnych pieców jadłem zakalec, jestem więc stary wyga, lecz mimo wszystko znajduję się tutaj, w ścisłym kółku paranoików, pełnię funkcję wykwalifikowanego idioty, oczywiście naukowo wygląda to inaczej, wmawiają we mnie różne prześmieszne rzeczy, jak dysfazję i dystonię, również nie obeszło się bez wertykalnego oczopląsu, okropne, a na dodatek sprawa światła, to zakrawa na świństwo, w nocy nie można, w dzień nie wypada, pilnują cały czas, te przeklęte żarówy oświetlają wszystkie łóżka i człowiek zmuszony jest zwlekać się z wyra, tam zaś w toalecie, co wam będę opowiadał, przychodzą do głowy historyjki, że nic, tylko patrzeć, jak rano wyskoczy nowy objaw, no i ten zapach, lizol, czy inne licho, jak mawiali starożytni, a, możecie mi wierzyć, im nie było do śmiechu, gdy na własne oczy usłyszeli, co się święci i gdzie leży pogrzebany pies.

W tym miejscu aż prosi się, by przytoczyć wam dykteryjkę o tym, że, krótko mówiąc, i wiedziałem, i nie wiedziałem, ale mi opowiadał znajomy, że jeden taki z osłupieniem, osobiście nie wierzę, bo niby jak w osłupieniu można tak działać, precyzyjnie dajmy na to, ale fakt pozostaje faktem, a ja teraz nie jestem blagierem i powiem wam ze szczerym poczuciem skruchy, że ostatnio czuję się lepiej, bo jak rano jest obchód, to docent Kiwadło nie może się mnie nachwalić, a trzeba wam wiedzieć, że docent spiskuje z blondyną od EEG, jednak wracając do sprawy, to umówmy się, że nazywają mnie Jotem, zresztą nie nazwisko się liczy, tylko wnętrze, a wnętrze posiadam, choć mam dopiero dzieści pięć lat z hakiem i nie raz mam nadzieję, że czegoś mi brak, bo wiem, że nic już nie zwojuję, co najwyżej poszwendam się po kątach cudzych życiorysów i padnę na zawał sumienia, choć niegdyś, ale kiedy to było, chciałem zrobić coś wielkiego, coś, co wstrząsnęłoby ludźmi, teraz mogę schować się za rogiem korytarza i stamtąd postraszyć weźmy pierwszego stąd, hipochondryka, któremu wydaje się, że żyje, a jest plugawym donosicielem, zgoda, odczuwam wtedy satysfakcję, zwłaszcza gdy uda mi się gruntownie zdemolować jego poczucie przyzwoitości, a czym wobec tego jest niesubordynacja pracownika cmentarnego, no i jeżeli wziąć pod młotek sprawę grabarzy, to od razu wiadomo, że ich zrzeszenie funkcjonuje równie kulawo jak ta manufaktura i powiem wam, że wśród wariatów prędzej można znaleźć prawdziwego człowieka, niż z tamtej strony klamki, gdyż niewątpliwie, jest w tym ociupinka półprawdy, a cząsteczka mieszaniny, czy też odwrotnie, bo słowa nie odpowiadają symbolice znaczeń, ale rzecz nie w tym, by mówić, co się myśli, tylko żeby myśleć, co się mówi, amen. -


Odwrócił się, znużony.

Stali, bardziej zdumieni, aniżeli wówczas, gdy przyszli. Umysł Jota, napompowany oburzeniem, bulgoczący nadmiarem rozpaczy, bełkotem, który wyciekał spoza zębów, przypominał niezrozumiały jazgot obranego ze skóry wieloryba.

- Żałosna karykatura dawnego Jota - powiedział trzeci i wyszli na papierosa, podczas gdy Jot wpatrywał się w zamknięte drzwi, w zacuchnięty medykamentami korytarz.

Zamyślił się, otrząsnął, powrócił do pobliskiej rzeczywistości. Przy oknie, wychodzącym na skrawek rzeczki, obserwował, jak wszystko mija, a tak naprawdę, to zamyślił się nad przemijaniem pamięci.

Ludzie, którzy poczłapali do palarni, mimo odświętnego wyglądu, byli mu całkowicie obojętni. Zmuszać się wobec nich do gramatycznej ekwilibrystyki byłoby nonsensem.

*

Wrócili godni, odprężeni, Jot zaś pomyślał, że przyszli, by ostatecznie przekonać się co do jego rozkojarzenia. Korytarzem, po cichu i prawie niezauważalnie przemknął kitel Kiwadły. Docent Kiwadło mimo to trzymał się za głowę, może w celu przygłaskania łysiny.

-Jesteśmy - oznajmił pierwszy. Dumnie wypiął pierś i obojętnie wyjrzał przez okno. Z rozpiętej marynarki wyglądało mu zdeformowane ciało. - Jak tam samopoczucie - zapytał drugi, abstynent intelektualny. Wzruszył ramionami i speszył Jota, który powiedział: - o kay.

Jot wyobrażał sobie, że mógłby, jak we śnie, wykładać i że nie jest, gdzie jest, na korytarzu, lecz w sali, przy tablicy, a ci ludzie, to że są uczniowie i że zaraz odezwie się dzwonek na przerwę, który będzie wyzwoleniem. Z czego - nie wiedział.

- Przyszliście zobaczyć, jak się rozkładam - stwierdził, jakby nie ulegało to wątpliwości. - Zgodnie z waszymi oczekiwaniami jestem na skraju przepaści. Przez wrodzoną uprzejmość będę znosił wasze odwiedziny, jak też dobrodziejstwo inwentarza w postaci piekła tutejszych zabiegów. -

Zapanowało pobłażliwe milczenie. Jot, słysząc ciszę - czy był to dzwonek objawiający pauzę? - postanowił wytrwać w narzuconym sobie tonie, jak zardzewiały żołnierz na granicy wojen.

- Tak więc nie żałuję, że tu jestem. Z różnych powodów. Choćby dlatego, że zdobyłem w tej klatce doświadczenia, które potwierdziły i wzbogaciły mnie i czego się tu nauczyłem, z pewnością nie zapomnę. Nie zapomnę między innymi pierwszego wrażenia. Oto stoję przed wami w znanej postaci, te same ręce i nogi, a tylko zewnętrznie jestem, jak dawniej.

Moje wnętrze zostało brutalnie spacyfikowane i nikt nie zapytał mnie, czy chciałbym być czemukolwiek poddawany. Jedynym wtedy pragnieniem był spokój, absolutna bezszmerowość istnienia.

Jestem tu za chorego, za niższej kategorii człowieka. Nikogo tutaj nie interesuje, że zgromadziłem książki, że piszę, bo co może czytać i co pisać może psychiczny? Najwyżej bzdury, które zdolne są zainteresować klozetową babcię, ponieważ sądzi się, że taki jak ja, nie potrafi wyciągnąć piernika spod wiatraka. Ale jeśli uda mu się przeleźć przez ludzką nieufność, zostanie poklepany po łopatce jako nieszkodliwy cudaczyna, przygłup i niedzielny fantasta.

Świat nie jest idealny. Łzawimy się wspominając lata kołaczące się w nas za pomocą młodzieńczej ambicji, ale świat naszych lat nie łzawi się, gdy odchodzimy. Pozostaje lodowaty, jakbyśmy nigdy nie stanowili jego części, jakbyśmy nigdy nie wypełniali go sobą, jakbyśmy zostawali jego pasożytami. A może tak jest, może naprawdę tkwi w nas pasożytnicza natura, może w tej naturze kochamy i umieramy tak samo głupio i pompatycznie, jak żyliśmy?


- rozpalał się i gmatwał, jednocześnie miał wrażenie, iż mówi do ściany. Było mu przykro, jak wówczas, gdy przygnębiło go spostrzeżenie, że jego świat trzyma się w kupie tylko przy pomocy ustawicznych zmian ciśnienia. Bo jakże inaczej zrozumieć, że podczas niżu zamiera w człowieku chęć do walki. Roześmiał się na myśl, że znajomi i niż są identyczni w działaniu (pomyślał, że na sytuację, w której się znajduje, z pewnością natknie się w jednej ze swoich książek i że stamtąd dowie się, jakim jest durniem).

Patrzył, jak jego ideały tracą znaczenie, jak są niszczone, modyfikowane przez usta karłowatych ludzi wielkiego umysłu, jak są dostosowywane do rzeczywistości, jak stają się najeżone wątpliwościami, zastrzeżeniami, spłyceniami, jak dążą do zagłady i cuchną zredukowane do padliny. Patrzył, lecz nic nie mogło zapobiec jego natręctwom, jego postępującym procesom cynizmu i zgorzknienia.

...byli mu teraz idealnie obcy. Otaczał ich mur, byli właśnie tym murem: nieprzystępni, ufortyfikowani, jednocześnie skoro cały świat jest szpitalem, zasługiwali na litość.

...wszystko jest zarazem: więzienną pajdą tortury i miastem, niezależnie od ponownie przechodzącego korytarzem Kiwadły, od faktu, że ktoś, jak ci tutaj, udają istnienie. Spoceni, nieprzystępni, otoczyli się obojętnością, która pokrywała naskórkową troskę. Patrząc na nich, zamiast trzech twarzy, Jot widział jedną, za to idealnie wypucowaną z wątpliwości, zamiast sześciu nóg - dwie, olbrzymie narośle, a globalna twarz była konsekwentnie pusta.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Owsianko, łącznie zmieniany 1 raz.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce