Megalomanka

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Ninoczka
Posty: 94
Rejestracja: sob 27 wrz, 2008

Post autor: Ninoczka »

Nastąpiły cudowne zmiany uformowane w okazałe piękno.
Jakby gdzieś poza moim udziałem przeistoczyłam się ze znikomego optymisty w perfidnego, czasem bezczelnego osobnika.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie naukowo - ideologiczne poglądy o istnieniu czegokolwiek, wyższych uczuć, poczucia piękna, sprawiedliwości.
Na każde pytanie z dziedziny życia wydaje mi się, że potrafię racjonalnie odpowiedzieć.
Odkrycie genetycznych uwarunkowań powoduje, ze zadaje sobie pytanie o pochodzenie tego zjawiska, bo wierzę w natchnienie i inspirację boską.
Jakoś tak się składa, ze te dziwne mądrości towarzyszyły mi od zawsze, od najmłodszych lat.
Te obecne są bardziej dojrzale wyraziściej rozumiane.
Jedyne pytanie, jakie mnie nurtuje - dlaczego akurat we mnie ujawnił się talent, którego ujście zbliżone i ukierunkowane jest ku tzw. szóstemu zmysłowi
Jestem prawdziwa, mimo zróżnicowanego trybu życia, jego przeróżnych zawirowań, kolei losu - nieodłącznym atutem jest bycie sobą zawsze i wszędzie.
Cieszy mnie to, że nie zwątpiłam w to, co wierzyłam od dawna, choć nie było mi lekko wręcz przeciwnie - rozpaczliwie ciężko, niekiedy...
W rekompensacie - tak sobie tłumaczę - to, że odczyt wnętrza mej osobowości, nawet tych nowo poznanych jest dla mnie prosto - banalny.
Wsłuchiwanie się w myśli innych uwidacznia, kto jakie ma zamiary, intencje wobec mnie i oczekiwania.
Uprzedza niejako mnie to przed niegodną uznania znajomością, poniekąd zaniechania jej.
Jest to myślę pozytyw, który ułatwia niekiedy banalnie mówiąc - życie.
Z drugiej strony patrząc, taki doskonały przegląd i szkodzi - objawiając się rozczarowania boleścią.
Mianowicie - ludzie, którzy godnymi szacunku się mienili, wręcz opis przyjaźni, zażyłości istniał miedzy nami, gdzie wstecz patrząc, nic nie wiedząca żyłam dzieląc pozorne szczęście.
Teraz tych osób w mym życiu nie ma. Czasem bywa to przykre.
Osobowości słabe wykruszyły się, braterstwo pozorne runęło, jak mury bez spoiny. Wszystko uległo przewartościowania zmianie.
Boli strasznie już nie "pozerstwa" brak, lecz to że dotychczasowa moja łatwowierność nie zauważała, że opierało się to na zakłamaniu, wykorzystywaniu mej naiwności, wrażliwości - naginania dobrej mej woli do zaspakajania swoich, własnych celów.
Może wydać się to dziwne, lecz znajomości, przyjaźnie zakończyły się, niektóre zobojętniały.
W taki to sposób zostałam prawie sama, lecz świadomy to wybór, który niczym selekcja naturalna, pozostawił nieliczne osoby.
Rozumieją mnie nieliczni, którym dane było poznać głębie mojego "ja"
Od pustych więzi wolę się oddalać, choćby groziło mi widmo samotności.
Ci, od których emanuje zło - bardzo mi szkodzą, jakby zanika we mnie, mój dalszy wewnętrzny, emocjonalny rozwój.
Czując, ze odbieram złe i wrogie impulsy, wnętrze natychmiast pokrywa się ciężarem pojonym zawiścią, nienawiścią ku stosunkom
międzyludzkim.
Ale - czyż to nie jest objaw normalności?
Wszak nie szukam jedynie tam - skąd emanuje ciepło, miłość, szlachetne pobudki.
Jestem w stanie słać wiarę w piękno osób dobrodusznych, którzy na skutek przeciwności, gubią się - przy czym ich wiara zanika stopniowo, jakby opisem upadających aniołów, aż w końcu stają w pełni oddani czeluści niemocy.
Jedynym ratunkiem - wierzytelny przekaz prawdziwości, tej od serca, zagrzewający do boju z nicością, dla mnie samej i bliskich...
Najważniejsza sztuka - zapanować nad złym wpływem zgubnej części ludzkości.
Nie pozwolić sobie na ich wpływ na swoje podejście do życia, nie zmieniać swoich przekonań, bo ktoś - uznaje inne priorytety...
Już, za późno - na to bym stała się chorągiewką na wietrze.
Jestem czytelna jak otwarta księga.

Żyjąc trybem normalnych, niezblazowanych ludzi, gdzie nie uwzględnia się postawy
"gracza"- nie do pomyślenia jest, ze tak można pokonywać "plansze życia"!
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Ninoczka, łącznie zmieniany 1 raz.