Granica między głową a światem

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Krowa
Posty: 8
Rejestracja: sob 22 sie, 2009
Lokalizacja: Poznań

Post autor: Krowa »

Jesteś pod powierzchnią. Gładką jak czaszka niemowlęcia. Delikatna. Dotykasz jej swoją zrogowaciałą skórą i przenikasz na zewnątrz, gdzie jest kosmicznie pusto. Nie czujesz przenikania. Nie czujesz nic. Aż do momentu, kiedy coś, jak kropla wody, pojawia się na tej delikatnej materii. Czujesz tę inwazję w delikatność. Kropla zaczyna powoli zsuwać się po czaszce niemowlęcia pozostawiając dreszcz. Łącząc sprawy, które były dotąd niepołączone. Które były odległe jak życie i śmierć. Dreszcz przeznaczenia. Nie Twojego, ale przez Ciebie odczuwanego. Jak obwód drukowany, gdzie płynącą energią jest kosmiczne NIC materializujące się na Twojej głowie.

Słucham człowieka, którego przypadkiem spotkałem przed Centrum Handlowym. Licho go nadało. Opowiada historię swojego życia, której nie potrafi zrozumieć. Nagle przez ułamek sekundy czuję ten dreszcz. Kropla powolutku zsunęła się w dół. Wytrącony z zamyślenia spoglądam mu głęboko w oczy. Myśli, że coś w jego historii wydało mi się interesujące. Przez moment widzę jego postać jakby rozciągniętą między wieloma niepowiązanymi sytuacjami. Czy wiesz, że widzę Cię takiego? Nie, nie Twój wypadek, który uczynił Cię takim, jest tak zajmujący. Ty jesteś zajmujący. Twoja czaszka niemowlęcia dryfującego w czarnej próżni. Jeszcze bardziej ciekawe jest to, że siedzisz tutaj, nie masz pojęcia o swoim dryfowaniu i opowiadasz mi o „najważniejszej sprawie”.

Istnieje lęk przed przeznaczeniem. Słucham i czuję zupełnie inne emocje, czuję zupełnie inne miejsce. Widzę Ciebie połączonego wilgotną trasą uczynioną kroplą spływającą po delikatnej skórze. Jak gdybym oglądał inny świat. Moje zmysły zaczynają – jak subtelny projektor – ocieplać zimną kosmiczną dal. Ogrzewają ją Twoim ciepłem i widzę Twój świat, którego Ty nie widzisz. Nagle z ogromną prędkością projekcja zaczyna się cofać a potem znów gna zygzakiem przed siebie. Nie potrafię tego opanować. Uśmiecham się do Ciebie. Co mam Ci powiedzieć? Że to chyba ważne?

Nie rozumiem. Może gdybyś mi uwierzył, może gdybyś uwierzył w to, co Tobie opowiem, wtedy udałoby Nam się wspólnie zrozumieć.

Wracając z pracy w nocy rowerem przez most do mojej twarzy przyklejają się pajęcze nici tkane w próżnię. Ocieram twarz. Na moście, między sztachetami, setki pająków szukają lepszego życia. Głowa pełna nici bez pająków. Człowiek pod Centrum Handlowym snuje nic; gdyby wiedział co robi, gdyby poczuł na moment kim jest, umarłby z przerażenia. Zwymiotowałby własną brzydotą i zadławił się tą ogromną, czarną przestrzenią. Ocieram twarz.

Czas materializuje się w każdym momencie; jak ziarnka piasku w klepsydrze; staje się, kamienieje, umiera i opada... Ociężały, nie potrafisz unieść się w tę płynną substancję, z której zsypujesz się czasem. Myślisz, że jesteś tym twardym dowodem istnienia. Jak gdyby pies myślał, że jest swoją kupą.

Sam nie widzę nic więcej. Odtrącam te wizje. Ocieram twarz. Rower z trudem wspina się na górkę, żeby po chwili pędzić w dół. Wiatr w uszach zagłusza wszystko. Zapachy od strony ogródków działkowych zawodzą jak zaklęte księżniczki. Proszą, żeby wypowiedzieć ich imię, żeby znów stały się wolne. Ale chłód od rzeki zagarnia wszystko i ucisza. Po chwili znów mozolnie wspinam się na wiadukt. W końcu docieram do miejsca, w którym muszę znieść swój rower pod most. I dalej ruszyć cichą, ciemną aleją.

Przez moment wyobraziłem sobie śmierć tego człowieka. Siedząc przed Centrum Handlowym, zobaczyłem go na rzece, jak wir wywraca jego kajak. Jak mętna woda trzyma go w swoich silnych ramionach, a on wielkimi źrenicami szuka promieni, przebijających się znad wzburzonej rzeki. Przez moment jego słowa zlały się z gwarem ulicy. Wszystko znalazła się pod wodą. W tle nurt drgał delikatnie. Mruczące echo powoli zamierało. Aż do końca. Wtedy uśmiechnąłem się od niego.

Boję się zatrzymać. Boję się, że sprowokuję tym wszystko to, co kryje się w ciemności wzdłuż alejki dla rowerzystów. Nogi miarowo naciskają pedały a ciało utrzymuje równowagę. Ta sama trasa, ten sam czas, aż do momentu, kiedy oświetlą mnie światła osiedla.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Krowa, łącznie zmieniany 1 raz.