Delirium

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

[size=99px]Delirium [/size]



Spóźnił się sekundę, może dwie. Pociąg zgrzytnął. Cała konfiguracja, od lokomotywy po ostatni wagon, sapnęła i pisnęła. Gdy wbiegł na peron, zdążył ujrzeć jedynie ogon sunącej po torach dżdżownicy. Wraz z nim wbiegło jeszcze kilkoro ludzi, równie zawiedzionych, równie śpieszących się - na spotkanie, na samotność lub na nic szczególnego. Śpieszących się raczej z nawyku i zawiedzionych też z nawyku. Pociąg odjechał, to zawsze przecież jakieś rozczarowanie. Karol usiadł na ławce i skupił wzrok na zgarbionej sprzątaczce, przesuwającej brud pod ławką parę metrów dalej.


- Mam się przesiąść? – zapytał odruchowo.
- Jeszcze nie – uśmiechnęła się do niego, nie przerywając okrężnych ruchów mopa.
- Mam się przesiąść teraz – stwierdził po chwili.
- Nie, jeszcze pan nie musi. Powiem panu – pokiwała głową, nie odrywając tym razem wzroku od brudu.

Karol obserwował ją z niepokojem, przeklinając w duchu całą sytuację. W końcu jednak zdobył się na odwagę i wstał z ławki. Sprzątaczka wyprostowała się. Karol wiedział, że jest źle. Sprzątaczki nigdy nie prostują się bez powodu - pomyślał najciszej jak się tylko myśleć da, po czym zaczął biec na drugi koniec peronu.

- Dlaczego pan wstał? – usłyszał krzyki za sobą, coraz wyraźniejsze i bardziej rozwścieczone. – Pan wstał! Dlaczego?! Proszę się zatrzymać! Ja jeszcze nie skończyłam! Może pan przecież jeszcze siedzieć! – Głos zdawał się wypływać centymetry od jego ucha. Karol spanikował, rzucił się na peronowe kafle. Niefortunnym trafem uderzył czołem w róg betonowego śmietnika.


*


ŚWIA T T YLKO DLA
ŚWIR ÓW
ŚWIER – SZ - CZY DO
NOŚ NIEJ


Przeczytał parę razy, po czym spróbował wstać. Głowa, obładowana bólem, ciążyła mu i pulsowała nieznośnie. Jego ciało, jakby wydarte z ustalonych ram, falowało na boki.
W oddali zauważył zarys postaci siedzącej na ławce. Przyciągnął ją dłonią.

- To nie sen. Choć to we śnie tak właśnie falują ciała – zaśmiał się staruszek.
- Więc co to? – zapytał, przysiadłszy się do niego.
- Nazwałbym to miejsce fazą zmienną. Czymś w rodzaju widma optycznego. Niewidzialna wnęka w ścianie.
- Yhy
- W tym momencie z pewnością moglibyśmy odbyć pasjonującą rozmowę, ale poprzestańmy na tym – powiedział i włożył do jego kieszeni seledynową kopertę. - Dostarcz ten list, a dalej sam zobaczysz. Tylko pamiętaj – od momentu, kiedy postanowisz ten list doręczyć, nie odzywaj się, dojdź tam w absolutnym milczeniu. Inaczej klapa.
- Klapa?
- No, umrzesz – staruszek złapał go za tył głowy i pchnięciem skierował na betonowy śmietnik.


*


- Świat tylko dla świrów świerszczy donośniej? – zapytała sprzątaczka, wisząca nad jego bezwładnym ciałem.
- Co? Powiedziała pani właśnie: świat tylko dla świrów świerszczy donośniej?
- Nie. To pan powiedział. Dobrze się pan czuje?
- Nie zamierzam go nigdzie zanosić! A z ławki będę wstawał, kiedy tylko zechcę!
- Słucham?
- To przez panią. Pani mnie goniła!
- Oszalał pan chyba. Zamieniłam z panem słowo, a po paru sekundach leżał pan przy śmietniku z rozbitą głową.
- Kłamiesz! – wstał, odpychając dłonie sprzątaczki. Dostrzegł wokół siebie tych samych ludzi, spóźnionych, zawiedzionych, śpieszących się. Ruszył w stronę mieszkania. Po kilku krokach poczuł, że koperta zalega w jego kieszeni. Przyśpieszył tempa.


Ktoś zapukał, ktoś teraz czeka na przekręcenie kluczyka. On czeka na decyzję. Na własną decyzję. Otworzył. W drzwiach stanęła sąsiadka, mająca swoje lata, aczkolwiek seksualnie wciąż bardzo aktywna. Jej wizyty nazbyt wręcz świadczyły o tym fakcie. Po jej lewym barku wił się strumień jasnych włosów, a ona, z ręką założoną na tył głowy, wyglądała jak koślawy w szczegółach pomnik Brigitte Bardot. Karol przepadał za Bardot.

- Cześć, chłopcze. Wygłodniały? Mam dla ciebie sucreries – położyła sobie jego dłoń na prawej piersi i stęknęła.

W następnym momencie wypchnął ją za próg (ileż sił trzeba mieć, by wyrzucić z mieszkania rozpaloną kobietę), zamknął drzwi mocno zdyszany i spanikowany. A jeśli to prawda? Co mi szkodzi – pomyślał. - Śmierć, nawet jeśli jej nie ma, to jakby była.

Dostarczę ten list – zdecydował – a dalej się zobaczy. Założył płaszcz i ruszył pod adres wypisany na kopercie. Wchodząc na most, dostrzegł mężczyznę stojącego po zewnętrznej stronie barierki. Przyśpieszył kroku, chcąc przejść obok niego bez zbędnych reakcji. Mężczyzna zacharczał nerwowo. Oczy miał przekrwione, po jego brodzie toczyła się gęsta ślina. Karol wstrzymał oddech, już mijał się z nim, już miał łapać oddech, już miał rozluźniać mięśnie i skupić się znowu na seledynowej kopercie, na swoim domniemanym życiu…

- Zabiję się! – krzyknął ostentacyjnie mężczyzna – zabiję się, tak po prostu!

Karol zapłakał jak mała dziewczynka. Usiadł na chodniku, rozmazując smarki po całej twarzy. Mężczyzna, zdezorientowany, popatrzył chwilę w dół, później na horyzont, aż w końcu machnął ręką i przeszedł przez barierkę.

- Nie słyszałeś co mówiłem? – zwrócił się do Karola. – Przyjmij moją śmierć jak facet! Żądam tego od ciebie! Wstań i patrz jak ginę! Chcę żebyś to widział, bo inaczej to wszystko nie ma sensu. Moja żona mnie zostawiła, bo dowiedziała się o kochance, a kochanka dowiedziała się, że nie powiedziałem jeszcze żonie o niej i też mnie zostawiła! To jakiś koszmar. Nie rycz! To żałosne. Że też nikt porządniejszy nie mógł być świadkiem mojej śmierci. Wstawaj, proszę, czekam od dwóch godzin aż ktoś przejdzie tym mostem.

- Doprawdy? – Karol wstał, strząsnął piasek z nogawek, spojrzał na mężczyznę, po czym przeszedł na drugą stronę ulicy. – To sobie jeszcze poczekasz – mruknął i zaczął biec w stronę barierki, gdzie wcześniej stał mężczyzna.

W chwili odbicia od grzbietu barierki Karol przypomniał sobie artykuł sprzed lat o węgierskim emerycie, który lewitował dwanaście metrów nad ziemią z błogim uśmiechem na twarzy. Karol spadał. Spadał może sekundę, może dwie. Nie zdążył się uśmiechnąć, nie zdążył się uspokoić i zebrać sił na próbę lewitacji. Grawitacja ostatecznie szarpnęła ciałem, rozbiła je na cząstki, nie takie małe zresztą. Mężczyzna wychylił się i spojrzał w dół. Na czteropasmowym asfalcie widniała wypukła, czerwona plama, rozrzedzona i postrzępiona na brzegach. Karol stał się malinką na asfaltowej tafli życia - oznaką nagłej i niepohamowanej namiętności.

- Przecież ja chyba tylko żartowałem! – krzyknął rozżalony do resztek Karola i odszedł od barierki. Usłyszawszy hałas pod swoimi stopami, zerknął w dół – do podeszwy prawego buta przylepiła się seledynowa koperta. Podniósł ją i otrzepał mocno. Adres wciąż był widoczny.

- Zaniosę kopertę pod adres, a później – pomyślał, wertując plany na wieczór – się zobaczy.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Tomasz Kowalczyk

Post autor: Tomasz Kowalczyk »

Elokwentne środki stylistyczne sprawnie wplecione w świetnie napisany tekst. <img>

Pozdrawiam

Tomek
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Tomasz Kowalczyk, łącznie zmieniany 1 raz.