Magiczny klucz

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Carmen
Posty: 6
Rejestracja: pt 28 maja, 2010
Lokalizacja: Polska

Post autor: Carmen »

Magiczny klucz

Szedł ulicami Zakopanego. Był tu poprzednio zaledwie trzy lata temu, a tak wiele od tamtego czasu zmieniło się. Ulice przekopane, jakby górale zawzięcie poszukiwali pod ziemią skarbów ukrytych przez ukochanego przez nich Janosika. Z powodu robót drogowych piękno jego umiłowanych Kasprusiów, na których od zawsze wynajmował kwaterę, znikało pod falami napływających samochodów. I ten gwar, tłum, chaos męczył go – nie przypominał sobie, żeby było tak dawniej. A może po prostu był coraz starszy?
Szedł coraz dalej, szukając potrzebnego spokoju i wyciszenia. Na szczęście, były jeszcze uliczki, gdzie tłum ceprów nie zdołał zniszczyć ich urokliwego ciepła. Jednak nawet spokój uliczek nie zdołał zapobiec narastającemu w nim zdenerwowaniu. Dlaczego Marysia nie uśmiechnęła się dziś rano na powitanie, a Marcel nie chciał podać mu ręki? Czy już go nie kochają? A ci przechodzący ludzie, dlaczego tak dziwnie na niego się patrzą – czy zauważyli, że dziś przed wyjściem na spacer tylko trzy razy przeleciał grzebieniem po włosach, a nie jak zwykle – cztery? Niepokój w nim narastał. Myśli zaczęły się plątać. Dlaczego koledzy z pracy go tak nie lubią, dokuczają, co im złego zrobił? Zaraz, zaraz, czy te ich pogardliwe uśmieszki i złośliwe kpiny były dzisiaj, czy może kilkanaście lat temu? Tak, to musiało być dawniej, bo przecież teraz już tam nie pracuje. Rana była świeża, jakby dzisiejsza… Bolała nie mniej niż wtedy.
Zbierało mu się na płacz. Spojrzał w górę na krzyż na szczycie Giewontu. Może w nim znajdzie ukojenie… Tak, ten niezmiennie stoi na swoim miejscu, strzegąc spokoju coraz bardziej niespokojnego miasta.
Stanął na moście nad potokiem. Patrzył jak dwa strumienie łączyły się w jeden. Przypomniały mu jego ślub. Joanna taka piękna, niewinna. Nic wtedy nie wiedziała o jego chorobie. Ze strachu przed odrzuceniem ukrył przed nią swoje słabości. Miłość, wierność aż do śmierci. Dlaczego ofiarował jej takie życie? Coraz bardziej czuł się winny i bezwartościowy.
Jeszcze raz spojrzał na Giewont. Krzyż nie dawał już ukojenia, tylko złowrogo czernił się na tle ciemniejącego nieba, przypominając mu o karze przewidzianej za popełnione i jeszcze nie popełnione grzechy.
W nagłym olśnieniu sięgnął szybko ręką do kieszeni, jakby szukając ostatniej deski ratunku. Tam powinien był jego talizman – klucz do skrytki ukrywającej rodzinne zdjęcia, listy, a także rachunki, paragony i bilety. Nie ma go! Może wypadł mu podczas wyjmowania innych kluczy? Poczuł paniczny, paraliżujący lęk, a wraz z nim wrażenie ubywającej w nim woli życia. Wartki nurt wody nęcił i kusił jak śpiew syren wzywających do siebie Odyseusza.
- Kiedy Pan Bóg zamyka drzwi, to otwiera okno – nagle tuż za sobą usłyszał młody, dziewczęcy głos.
Zdenerwowany, że ktoś mu przeszkadza, machinalnie odpowiedział:
- Chyba tylko po to, by z niego wyskoczyć. Normalni ludzie wychodzą przez drzwi.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Jest pan normalny. Może pan wyjść przez drzwi.
Ta rozmowa denerwowała go. Wolałby nie tracić na nią czasu.
- Nie mogę wyjść, bo właśnie zgubiłem klucz! – wykrzyknął nerwowo.
Dziewczyna dalej spokojnie uśmiechała się.
- Te drzwi są już otwarte. Pana szczęście zależy tylko i wyłącznie od pana – nie od pogody za oknem, zdrowia, sukcesów w pracy, liczby przyjaciół czy sumy na koncie w banku. Na swoją przeszłość nie ma pan już wpływu, ale na przyszłość – tak.
Nietypowe jak na młody wiek dziewczyny słowa zaskoczyły go.
„Naczytała się poradników psychologicznych i teraz się mądrzy” – pomyślał sobie, coraz bardziej rozdrażniony. Postanowił powiedzieć jej parę słów „do słuchu”.
- A co ty możesz o mnie wiedzieć, panno mądralińska? Nieładnie pouczać starszych.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i powiedziała:
- Opowiem coś panu. Kiedyś starsze koleżanki wyciągnęły mnie na głęboką wodę. Nie miałam gruntu pod nogami. Nie umiałam pływać. Zaczęłam się topić. Na szczęście uratowano mnie. Innym razem widziałam jak nurt rzeki porwał małego chłopca. I jemu udało się. Po tamtych wydarzeniach obiecałam sobie, że nigdy więcej nie wejdę do wody. Kiedy ktoś mnie namawiał na wyjście na basen, odmawiałam. Swoje przeżycia uważałam za bardzo dobre wytłumaczenie.
Dziewczyna przerwała, żeby zaczerpnąć tchu.
- I co, i co? – ponaglał zaciekawiony.
Opowiadała dalej:
- Pewnej bezsennej nocy przyszło mi do głowy, że moje dotychczasowe wytłumaczenie nie jest żadnym wytłumaczeniem, tylko zwyczajnym tchórzostwem. „Jeden będzie się bał wody, a drugi nauczy się pływać” – powiedziałam sobie. Postanowiłam być tym drugim i nauczyć się pływać. Udało się. Całkiem nieźle radzę sobie teraz w wodzie. Pływanie stało się moją pasją.
Opowieść dziewczyny sprawiła, że nabrał do niej szacunku, ale próbował ratować swój autorytet:
- Fakt faktem, i tak nie możesz zrozumieć moich problemów. Nie wiesz, jak to jest borykać się na co dzień ze swoimi słabościami i przewlekłą chorobą.
- Może wiem, a może nie wiem – powiedziała tajemniczo. - Ale teraz myślę, że już spokojnie mogę pana zostawić. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się spotkamy.
Gdy dziewczyna powoli odchodziła, zobaczył, że utyka ona na jedną nogę.
- Do zobaczenia! – zawołał.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Carmen, łącznie zmieniany 1 raz.
Carmen