Nienasycenie

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Owsianko
Posty: 393
Rejestracja: pt 20 lut, 2009
Lokalizacja: BYDGOSZCZ
Kontakt:

Post autor: Owsianko »

Zezłoszczony na Matyldę, jak zwykle wyprysł z jej domu. I w tym miejscu kończy się „jak zwykle”, a zaczyna historia z innej wsi, bo wprawdzie wypadł z jej mieszkania na parterze, lecz tym razem nie na pustą ulicę, tym razem prosto pod koła rozpędzonej furgonetki, bezpośrednio na jej zdumioną maskę. Czaruś za kółkiem nie miał widocznie za dużo czasu, gdyż, nie przerywając pośpiechu, zdążył mu tylko przesłać z wysokości kabiny drwiące pozdrowienia.

Prawdopodobnie zemdlał, bo gdy się ocknął, było ciemno i na dodatek bolało go biodro. Nie mógł wyjść z krzaków. Leżał w nich, jak przetrącony listek koniczyny i modlił się, by już nikt więcej tędy nie przejeżdżał, by pozwolono mu trochę się skimnąć.
Coraz mocniej odczuwał skutki uderzenia: nie mógł się ruszyć. Choć początkowo sądził, że bez większego trudu wykaraska się z opresji, górną częścią ciała, nienaturalnie skręconą, leżał w zaroślach, natomiast nogą i resztówką drugiej - na asfalcie.

*

Z włóczęgi, szwendania się po obcym świecie, po egzotycznych zakamarkach, sterany licznymi zdarzeniami w stylu Indiany Jonesa, wrócił na stare śmieci, jednak zastał na nich nie to, co zostawił; ujrzał ludzi, których przedtem nie widział, zobaczył fircykowate twarze uśmiechnięte do sera.

Zachwycał się wszystkim co było duże, rozległe, roztkliwiał się nad piramidami, Koloseum, katedrami, oceanami, tymi niezmierzonymi pomnikami potęgi Człowieka i niezwyciężonej Natury. Lecz pojazd, który nadjechał, nie pozwolił, by choć trochę docenił jego śliczną karoserię, by zapłakał nad skrzynią biegów, tylko bezceremonialnie zmiażdżył mu nogę i jak obwodnicą, przejechał przez pierś i na zawsze oduczył go ujawniania gniewu nie w porę.

Pojął, że znowu ma przegwizdane, na powrót czekają go stare pyry, długie miesiące rekonwalescencji, pobyty na wysłużonych dostawkach, głupawe rozmowy z wychodzącymi na siku, zrozumiał, że ponownie grożą mu odgrzewane wersje nudnych tematów, trele morele i gadki szmatki, wrócą monotonne omawiania tego, co tam, panie, słychać na szerokim świecie, co nowego w polityce, gdzie tam komu co piszczy w trawie, komentowanie, a jak w domu, wyjaśnianie, co się ostatnio mówi, kto kogo gdzie na czym przyłapał, co na obchodzie, kiedy wypis, ponownie zaczną się odwiecznie pożywne, nieśmiertelne gadki o tym, czego żona nie zrobiłaby w domu na obiad, a tu, kurtka, dają.

Z powrotem spadną na niego odstręczające nastroje, krótkie żale zakończone smutkiem, zbędne chwile zastanawiania się nad swoim zbędnym życiem, znowu zaczną się obsesyjne rozważania o rozlanym mleku. I wrócą lęki oraz abstrakcyjne odczucia skupione w zagrożeniach, poruszone zostaną lawiny poprzednich urazów i obaw, które, choć otrząsną się ze swoich zabliźnionych ran i choć nastąpią, powolnie, majestatycznie, lecz nieuchronnie, to już wkrótce nabiorą niepowstrzymanego rozpędu, zaczną rozszczepiać się na pojedyncze zmartwienia. I w tym błysku nagłych refleksji ujrzał wszystkie swoje lęki, wszystkie swoje zagrożenia, które nigdy dotąd nie były aż tak jednorodne, które przedtem były wieloznaczne, nie odzwierciedlały jednego przeżycia, jednego urazu, ale były sumą wszelkich utrat, kwintesencją tych, co już się wydarzyły i tych, co dopiero w nim nastąpią.

*

Dom nie miał dla niego znamion realnych; był zaledwie marzeniem, które często fosforyzowało w nim silniej, zwłaszcza gdy przychodził do Matyldy, gdy wieczorkiem, po rozwałęsanym dniu na czczo, z łapczywą pokorą zasiadał za jej stołem. Nakładała mu kopiastą porcję i patrzyła jak je, jak, zapominając o Bożym świecie, bez opamiętania, nie przebierając w parującym talerzu, pożera co większe ociupiny kurczaka i cieszyła się i nie zadawała zbędnych pytań.

Leżał na jej kanapie, wygodnie obserwował mrugające zmiany barw telewizora, zamyślony nad tym, czy jego życie ma jeszcze sens, może sensem tym jest wiosna, ta nieustannie rześka pora podziwiania natury, cykliczny czas wyjścia z nierealnej przyszłości, etap kolejnego wnikania w niespokojne narodziny niewidocznych zmian, w zmiany zachodzące w nieaktualnym jutrze...A może ten sens życia wyrażał się brakiem sensu, codziennym padaniem na nie swoją twarz, ciągłym podnoszeniem się z nie swoich klęczek?

I gdy tak z nim już było, spokojnie bezpiecznie i mdło, gdy już niemal przestawał martwić się tym, co za progiem, Matylda, odrywając żeliwny wzrok od ekranu, porzucała cerowanie i brała się do zrzędzenia, zaczynała od upewnienia się, czy wie, co to serce i do czego służy, zaczynała mu przypominać o Mamie, mówiła, że na niego czeka, że kiedy wreszcie do niej wróci.

Jak nakręcona trzepała przećwiczone i zawsze tak samo chybione lekcje, wydawała z siebie pedagogiczne trele, udzielała mu nauk z latającym obeliskiem, z tym mocno zdegustowanym palcem, krzyczała coraz ciszej i z coraz mniejszym przekonaniem, za żadne pieniądze nie patrząc mu w oczy, starannie omijając wzrokiem jego nogi, aż wkurzało go to i nie mogąc znieść, że, jak zwykle, ma swoją świętą rację, że znowu ma udział w jego wyrzutach sumienia, wybiegał.

*

Ale teraz było inaczej, teraz się poszkapił i było z nim nieporównanie gorzej, bo leżąc w niewygodnych skrętach obolałego ciała, czując, że nadchodzi przedwczesny moment na żegnanie się z poprzednimi majakami, że już nie ma co liczyć na nowy zapas sił, na odświeżoną ochotę na życie, bo przyszedł raptowny czas na witanie się z nieznanymi przerażeniami, z lękami, których już nie będzie miał szans przeżyć do końca i zracjonalizować po swojemu, myślał więc, że to, co go spotka, nie będzie tak okropne, jak to, co było dotąd, że to, co nadchodzi, okaże się ulgą, łagodnym przekroczeniem progu, wyidealizowanej bramy, wejściem do sennej krainy, poruszaniem się po straconych sentymentach, do krainy istniejącej w nim, zaszytej w cień z doczesności, w nienasycenie i pozalogiczne przeczucia.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Owsianko, łącznie zmieniany 1 raz.
„Absurd: przekonanie sprzeczne z twoimi poglądami.”
A. Bierce