1. Jak mogłeś nie zauważyć niedźwiedzia polarnego?

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

[size=99px]Trzynaście tekstów z okresu kwiecień - lipiec.
[/size]
[size=99px]1. Jak mogłeś nie zauważyć niedźwiedzia polarnego w swojej kuchni?[/size]


[size=99px]
Moje oko bywa czerwone, jest więc galaktyką moczoną
w alembikach z bourbonem.

Widziałem - szedł pomostem rzuconym daleko w morze,
pod pachą trzymał: gazetę, butelkę i dramat w twardej
osłonie. I niebo opierało się na jego ramionach, on parł
po tafli. Morze dźwigało jego stopy, on unosił niebo.

Moje oko bywa niebieskie, jest więc pasmem górskim
spiętrzonym na twardym bielmie.
[/size]

Lunatyk, Maj 2010



[size=99px]POKÓJ NR 1[/size] (czerń)

Do momentu, w którym Doktor Malina nie zwrócił mojej uwagi na dziwne skrzypnięcia za i przede mną, nie miałem świadomości, że owe skrzypnięcia następują. Prawdę mówiąc, całe życie koncentrowałem się raczej na rzeczach i zjawiskach występujących w ciasnym obrębie własnego ciała. Ludzie tacy i owacy często brali za złe fakt, że zatrważająco mało uwagi poświęcam nie tyle ich ciałom, co przestrzeni między nimi. Twierdzili, że właśnie dbanie o sferę ,,między”, jest kluczem do zgranej i użytecznej światu interakcji. Nie mogłem tego pojąć – w całym swym zarozumialstwie i cieple wewnętrznym, które ratowało mnie od zupełnej rozpaczy, byłem przekonany, że …
- Słyszy pan? – rzucił tonem wystarczająco niedbałym i obojętnym, by mnie zainteresować.
- Co mam słyszeć?
- Niech pan się wsłucha. Tuż za panem. Tuż przed panem. No? – łypnął cytrynowym okiem i powrócił do zaszywania pacjenta, przekonany widocznie, że nic już z tego nie będzie. I wtedy usłyszałem; dźwięk wydobywający się z centymetrowej niszy powietrza nad podłogą opływał białe buty doktora, opływał też moje buty i podgryzał nogawki.
- Słyszę – krzyknąłem niemal, podniecony tym, że pierwszy raz od tygodni, a może i miesięcy, coś zdołało mnie zaskoczyć, zmartwiony jednak, że zaskoczenie po paru sekundach wywietrzeje i zostanie zastąpione tylko uroczym zabrnięciem w ślepe uliczki własnej, a jakby cudzej wyobraźni, położyłem dłoń na zimnym i bladym brzuchu pacjenta. Pod palcami bulgotały płyny niepewne przyszłości i burczały uśpione komory serca. Spojrzałem na doktora. Doktor Malina palcami długimi jak odnóża pająka manewrował między kością, tłuszczem i pajęczyną naczynek.
- Niech pan już idzie – spojrzał na mnie przelotnie i spuścił znowu wzrok. Widocznie stwierdził, że nie jestem zdatny do jakiejkolwiek operacji. Najpewniej ma mnie za martwego – pomyślałem. Prędzej wywróciłby mnie na drugą stronę jak kieszeń poklejoną gumą do żucia, niż próbował ,,coś jakoś we mnie” pogmerać. Rozmyślając po raz wtóry nad byciem nieuleczalnie niczym, poderwałem z fotela moją marynarkę i wyszedłem z mieszkania. Wychodzę z mieszkania jak najciszej. Naciskam delikatnie klamkę (czasem klamka schodzi w dół przez kilka minut, a wraz z nią schodzę i ja – niżej i niżej, z bolącym coraz intensywniej kręgosłupem), jak gdybym otwierał lodówkę olbrzyma śpiącego niepewnym snem za ścianą z papieru. I cały jestem zakłębiony we wstręcie do siebie samego - kiedy uderzę mocniej drzwiami, kiedy obetrę kluczem ścianki zamka mocniej, niż tego pragnąłem, albo kiedy po - zdawałoby się - genialnie i monstrualnie cichym zamknięciu drzwi, potykam się na schodach o źle złożoną szmatę. Nie wiem w takim momencie, czy usiąść i płakać, czy raczej wrócić do domu i spróbować wyjść ponownie. Nie wiem ile herbat mogłoby mnie z takiego stanu naprostować, licząc nawet, że każda herbata noszona byłaby przez miłość każdego mojego życia.


[size=99px]
POKÓJ NR 2[/size] (biel)

- Po prostu wbijasz numer stolika, liczbę gości, zamówienie, no i to leci do kucharza. Jak krzyknie, odbierasz jedzenie i podajesz do stolika, ok?

I zupełnie nic nie rozumiem. Mam na myśli: kiedy ona mówi to wszystko, mam wrażenie, że prę wydarty i wyrzucony gdzieś daleko poza życie, w gęstą od pytań i hałasu przestrzeń. To trzecia godzina próbnego dnia pracy. Po raz piąty poprawiam czarny ręczniczek barmana zawiązany na biodrach. Czekam więc oparty o szklaną tęczę alkoholu, aż goście wychłepcą łańcuszek gorzkiej kawy. Najchętniej stanąłbym za plecami każdego gościa i ciasnym warkoczem trzech stalowych noży rozpruł poszewkę ich gardła. Pijcie, pijcie, ich wargi nabrzmiały i zbrązowiały od ciągłej gadaniny. Kelner! Jestem też kelnerem, więc podchodzę do stolika. Biorę puste filiżanki i wrzucam wszystko do zmywarki, która jednak nie zmywa, bo tylko paruje, co powoduje, że muszę po niej usuwać wszelkie ciemne ślady – jestem także pomywaczem.

Blondyn wpada do lokalu. Gdzie byłeś? Już dawno po skoku, pomarańczowy dostał w brzuch.

Pierdolę to, rzucam fartuszek, rozcinam wskazującym palcem fałdy alkoholowej tęczy (rozcięcie na tym palcu dokuczać mi będzie przez kilka następnych dni) i wybiegam na ulicę, a tam, ludzie, czekają na mnie, z bronią przy własnych skroniach. Czekali odkąd wszedłem tutaj do pracy – na próbę. Zaraz zaczną strzelać. Pojedynczo. Brudząc kołnierzyk partnera po lewej. Aż zabraknie kołnierzyków. Aż zabraknie wszystkiego, co może być w życiu po lewej stronie.


[size=99px]
POKÓJ NR 3[/size] (czerwień)

Dłoń zazwyczaj czerwienieje. Zasłonisz żaluzje? Ona siedzi przy pianinie (czyżbym znowu podszywał rzeczywistością rzeczywistością? A jednak widzę przecież, jak siedzi, jak spływa jej cień ze ściany, jak spływa jej ciało z cienia). Węzły na plecach znikają pod warstwą tłuszczu, by po chwili wypłynąć w innym miejscu, a tymczasem nitka kręgosłupa skręca się regularnie w lewą stronę. Nie drażni mnie zupełnie jej pogodne oblicze, sam też wiercę się po białym prześcieradle. Czy byliśmy kiedyś spokojniejsi?

Arturze? Obudź się, jestem kontynentem, po którym skazany będziesz wędrować. I uchem, w które zmuszony będziesz wyszeptywać duszę. Załóż ciepłą czapkę i wyjdź wreszcie.

Arktyko.

Dłoń zazwyczaj bezwiednie opada. Jej ziarniste policzki trwają skurczone w uśmiechu. Potem tak trudno rozprostować mięśnie. Czy wiesz, że Rodrigo, zanim przystępował do portretowania, zawiązywał oczy zarówno sobie, jak i modelkom, by następnie wędrować dłonią i pozwalać, by dłoń przeciwna wędrowała również, szukała rozkurczeń, wpadała w zagłębienia? A nie chodziło mu wcale o to, by poznać wcześniej swoje rekwizyty. Nie! Miało to raczej służyć wzajemnemu otwarciu - kobiety znające jego skórę, grubość żył jego przedramienia, rozłożenie jego mięśni, potem ze spokojem i uległością parowały, oddając płótnom znajomość własnego ciała.

Rodrigo? Taki malarz nigdy nie istniał.

Gdy się obudziłem, wielki biały zegarmistrz wpompowywał szybko krzepnący kontrast w siatkę podłogowych fug. Okna rozwarły się, a do naszego mieszkalnego brzucha - wypełnionego teraz rozpaczą – zaczęły wpadać wirujące płatki śniegu.

Na środku kuchennej podłogi spoczywa martwy niedźwiedź polarny, a między jego łapami - ona. Nagie łydki i nabrzmiałe uda przeplatają się nieregularnym ściegiem z zakrwawioną sierścią.

Arktyka płacze jeszcze długo potem, nie mogąc ułożyć w głowie myśli, że przez tyle miesięcy nie zdołaliśmy zauważyć niedźwiedzia polarnego w naszej kuchni. Łypie na mnie cytrynowym okiem: jak mogłeś nie zauważyć niedźwiedzia polarnego w swojej kuchni?






[size=99px]Maj, 2010[/size]
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Latima
Posty: 3442
Rejestracja: śr 14 lip, 2010

Post autor: Latima »

Ciekawe, dlaczego nikt nie skomentował, a przecież...Nie będę robiła analizy, to nie jest nikomu potrzebne. Zanurzę się w klimat tekstu, namaluję własne obrazy, wyrzucę niedźwiedzia i poczekam spokojnie, co dalej się stanie/ tak się rymnęło bez sensu/. Serdecznie, L
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Latima, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

Latimo droga. Czasem jest tak, że się czyta, bywa, że kilkakrotnie, niemniej jeśli nie ma się zapędu czysto krytycznego, czy analitycznego, owo czytanie zapada w nas.

Fakt, że autor może wolałby i cieszyłby się jakimiś peanami, ale jak znam Kamila z różnych miejsc, wie, że jest czytany, choć często bez wpisów.

Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
norkam

Post autor: norkam »

**** Pomyłka
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez norkam, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

[quote=""norkam""]**** Pomyłka[/quote]

????
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

Dziękuję wam za czytanie
i pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
norkam

Post autor: norkam »

[size=99px][ Dodano: 2010-10-05, 10:23 ][/size]
????
Wczoraj przez pomyłkę napisałam post tutaj miast w "rozmowach na poważnie"
Więc grzecznie zabrałam stąd Janie i znalazł się w odpowiednim miejscu <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez norkam, łącznie zmieniany 1 raz.