3. Sam widziałem, jak z jej brzucha....

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

[size=99px]Trzynaście tekstów z okresu kwiecień - lipiec.
[/size]


[size=99px]3. Sam widziałem, jak z jej brzucha wyrosło kilka źdźbeł trawy[/size]



[size=99px]A[/size]
Krew zbiera się w opuszkach palców, kiedy napiera całym ciężarem na grzbiet otwartej szyby pociągowej. Spoglądamy na płaczące twarze jej rodziców. Czyżbyśmy umierali?

[size=99px]B[/size]
O Jezu, Jezu, spadam, trzynaście metrów z rusztowania, już falują rękawy koszuli, czapka zawisła w powietrzu, a ja uderzam niczym bęben grzechotki o twardą, kwietniową ziemię. Facet na najniższym rusztowaniu podśpiewuje ,,to był zwyczajny szary dzień”, kiedy mój targany zimnym powietrzem policzek odśpiewuje ziemi wszystkie zęby po kolei. Czy taka piosenka w ogóle istnieje?

[size=99px]A[/size]
Między jej chudymi łydkami przeciska się spasły, rudobiały kot. Dociera znaną tylko sobie koleiną pieszczot do miski z mlekiem. Raz, dwa, trzy, zarówno Zuzanna, jak i kot, zamykają oczy. Otwieram oczy i znów pusty wagon, na framugach okna zawijają się warkoczyki czerwonej wody. Jestem na miejscu – śmierć Zuzanny mniej jest tym miejscem, niż śmierć rudobiałego kota. Czy ktoś otrze się jeszcze o moje wychudzone łydki?




Sam widziałem, jak z jej brzucha wyrosło kilka źdźbeł trawy. Gdziekolwiek byśmy nie byli – tam kosmos, czerwone pokoje, w których miłe prezenterki dyskretnie oznajmiają, że to farsa, że koniec. W hotelach nie mamy niestety czajników, są natomiast obite drewnem lodówki, w których na półeczkach tkwią buteleczki, których nakręteczki gubią się w paluszkach. I tylko usta. Usta zawsze miałem wielkie, wywinięte na zewnątrz. Nieustannie wilgotne.
Gdziekolwiek byśmy nie byli – jest pismo święte i zimne aspersoria, w których dłoń zdaje się dziecinnieć, serce omdlewać, a skroń milczeć. Dobrze widziałem, jak z twoich łydek wyrosło kilka łodyżek wiosny; nadepnąłem więc z siłą trzynastolatka, a wszystko, co pamiętam potem – blade dłonie, czerwone wstążki, pachnące warkocze.
Sam widziałem, jak z jej łopatek wykwitały przebiśniegi. Nie chodzi już tylko o wypowiadanie siebie – przestajemy dostrzegać rozpoczęcia i końce, a jedyny stelaż, według jakiego rozprowadzamy słowo, to wiotki kręgosłup między sobą, a umiejętnością wypowiadania siebie.
Tak mocno skupiałem się na doczekaniu do owego momentu, że kiedy podest rusztowania ześlizgnął się z choinki, a brudne wiadra z resztkami kleju i tynku przeszorowały mój brzuch, nie wiedziałem której myśli się złapać: czy może całym sobą tkwić w wygięciu i czekać aż czas wchłonie moje nieuchronne rozczłonkowanie, czy może wyjść, uśmiechnąć się, szepnąć w rozpędzone smugi powietrza ,,a więc nie boli?”. Krzyczeć: kurwa, czy może dać instynktowi rozprowadzać dziką substancję aż po koniuszki i włoski, desperacko machając przy tym rękami.




[size=99px]1.[/size]

[size=99px]Zuzanna[/size] ( wpinając w miękką skroń kawałek palca, tak jak się wchodzi w ruszający wagon pociągu)

Ludzie wdają się w ten cały mechanizm naciskania i zwalniania nie dlatego, że wygasła w nich chęć życia. Wystawiają głowę przez okno, bo dość mają bycia sobą – istotą, o której nic nie wiedzą, której lęków nie są w stanie pojąć. Ja życzę sobie jedynie, by samotność śmierci lżejszą mi była, niż samotność życia.
Wiesz, mam dziwne przeczucie, że nawet gdybym się nie urodziła, nie ominęłaby mnie ta beznadziejna próba zaistnienia.

(zgina palec, tak jak się go zgina na chłodnym, metalowym języczku, i zasypia, i wszystko nieprawda)



[size=99px]2.[/size]

[size=99px]Kamil[/size]
(starannie ściąga skórę, wiesza ją na czarnym krześle, które mija w drodze do łazienki. Idzie na szczytach palców, zostawiając na czarnobiałej wykładzinie – w założeniu imitującej kafelki – tropy gęstej tkanki)

Czułem, że połowa ciała bezpiecznie przeszła, jednak dalej nie odklejałem stopy od krawędzi wanny. Jeszcze trochę krwi, parę kropel – niech się zlewa z prawych naczyń, żyłek, siateczek. Woda – tak jak i umysł - faluje długo po uspokojeniu ciała.



[size=99px].....................................................Sam widziałem, jak z jej brzucha wyrosło kilka źdźbeł trawy,
.....................................................a spod oczu rdzawy osad – jakby stary nawyk, który odciska
.....................................................Swoją kolej losu. Sam widziałem, jak zawisła na grzbiecie
.....................................................pociągowej szyby. I ruszyła wanna, i ześlizgnął się z szyjki
.....................................................blady trybik.[/size]



[size=99px]Kwiecień[/size]
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

Zastanawiam się. Nagle do głowy mi przyszło. Nieadekwatne. Ale boleśnie pulsujące:
Ile szczęścia ma w życiu (proszę o definicję szczęścia nie pytać) człowiek, który tworzy takie teksty.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/