Anne Sexton

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Anonymous

Post autor: Anonymous »

Kiedy mężczyzna wstępuje w kobietę


Kiedy mężczyzna
wstępuje w kobietę
jak fala która wgryza się w brzeg
jeszcze i jeszcze,
a kobieta otwiera usta w rozkoszy
i jej zęby lśnią
jak alfabet,
pojawia się Logos karmiący mlekiem gwiazdę,
a mężczyzna
wewnątrz kobiety
zaciska węzeł,
tak by już nigdy
nie byli rozdzieleni,
a kobieta
wspina się do wnętrza kwiatu
i połyka jego szypułkę,
a Logos przybywa
i spuszcza ich rzeki ze smyczy.


Ten mężczyzna,
ta kobieta
swym zdwojonym głodem,
próbowali przebrnąć przez
zasłonę Boga
i przez chwilę im się udało,
choć Bóg
z w swej przewrotności
rozwiązuje węzeł.


___



Jadąc windą do nieba



Jak powiedział strażak:
W żadnym z nowojorskich hoteli
nie wynajmuj pokoju powyżej piątego piętra.
Mają tam drabiny, które sięgają wyżej,
ale nikt się na nie nie wspina.
Jak napisał nowojorski "Times":
Winda zawsze wyszuka piętro,
na którym trwa pożar,
automatycznie otworzy się
i już nie zamknie.
Lecz jeśli wspinasz się ponad siebie,
jeśli masz zamiar roztrzaskać się o niebo,
zapomnij
o tych przestrogach.

Dążąc w górę,
wiele razy
mijałam piąte piętro,
ale tylko raz
przeszłam całą drogę na szczyt.
Sześćdziesiąte piętro:
drobne rośliny i łabędzie pochylone
nad swoim grobem.
Dwusetne piętro:
góry cierpliwe jak kot,
cisza w tenisówkach.
Piętro pięćsetne:
wiadomości i listy sprzed wieków,
ptasie napoje,
kuchnia chmur.
Piętro sześciotysięczne:
gwiazdy,
płonące szkielety
o śpiewających ramionach.
I klucz,
ogromny klucz,
który coś otwiera -
jakieś użyteczne drzwi -
gdzieś tam -
w górze.


___



List miłosny pisany w płonącym budynku


Najdroższy Foxxy,

Jestem w skrzyni,
w skrzyni, która należała do nas,
pełnej białych koszul i zielonych warzyw,
gdy lodówka stukała w rytm naszych rozkosznych
stukotów,
a ja zakładałam na oczy filmowe romanse,
a ty nosiłeś jajka w swoim cylindrze
i graliśmy w prześcieradła, prześcieradła, prześcieradła,
jak lunatycy, przez cały dzień, nawet w wannie.
Ale dzisiaj podłożyłam ogień pod łóżko
i dym napełnia pokój,
jest już tak gorąco, że topią się ściany,
i lodówka, kleisty, biały ząb.

Nałożyłam maskę, by napisać me ostatnie słowa,
są tylko dla ciebie, więc chcę włożyć kartkę
do lodówki obok wódki i pomidorów,
i może tam przetrwa.
Suczka nie ocaleje. Jej plamki spełzną.
Stare listy stopią się w czarną pszczołę.
Nocne koszule już sypią się w strzępy
papieru, żółte, czerwone, fioletowe.
Łóżko - cóż, pościel zmieniła się w złoto -
twarde, twarde złoto, a materac
ogień zamienia właśnie pocałunkiem w kamień.

jeśli chodzie o mnie, mój najdroższy Foxxy,
wiersze dla ciebie mogą, ale nie muszą, dotrzeć do lodówki,
do jej spodziewanej wieczności -
bo czyż nie wystarczy twoja?
Ta, w której wymieniasz moje imię
właśnie tam, na Poste Restante?
Gdyby palce mych stóp nie tonęły w smole,
opowiedziałabym całą historię -
nie tylko opowieść prześcieradeł,
ale opowieść tańca brzucha,
opowieść rozszerzonych powiek
opowieść sutków-kwaśnych-od-whisky,
i z powrotem zakopałabym naszą miłość tam, gdzie jej
miejsce.

Pomimo azbestowych rękawiczek
kaszel wypełnia mnie czernią,
a z żył sypie się rdzawy proch,
nasza mała skrzynia zapada się tak jawnie
i bezwiednie, widzisz,
oznacza jednoosobowy spektakl,
całopalenie miłości.
Lecz wygląda na to, że zamiast niej, to my kurczymy się
na samym środku rosyjskiej ulicy,
w płomieniach, co świszczą jak bicz
o boki bitej, białej klaczy,
gdy bat smakuje swój ludzki triumf,
a wokół, uderzenie za uderzeniem,
zbierają się muchy
prosto z Towarzystwa Producentów Owoców.

27 września 1974


___



Poeta ignorancji


Być może ziemia płynie,
nie wiem.
Być może gwiazdy to małe papierowe strzępki
wycięte przez jakieś gigantyczne nożyczki,
nie wiem.
Być może księżyc jest zamarzniętą łzą,
nie wiem.
Być może Bóg jest tylko głębokim głosem
słyszanym przez głuchych,
nie wiem.

Być może jestem nikim.
To prawda, mam ciało
i nie potrafię od niego uciec.
Chciałabym ulecieć z mojej głowy,
lecz to wykluczone.
Na tabliczce przeznaczenia napisano,
że będę wklejona tutaj, w ten ludzki kształt.
Traktując to jako szczególny przypadek,
chciałabym zwrócić uwagę na mój problem.

Wewnątrz mnie jest zwierzę,
co mocno wczepia się w moje serce,
ogromny krab.
Bostońscy lekarze
rozłożyli ręce.
Próbowali skalpeli,
igieł, trujących gazów i tak dalej.
Krab trwa nadal.
To wielki ciężar.
Staram się o nim zapomnieć, zająć się swymi sprawami,
gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,
myć zęby i sznurować buty.
Próbowałam modlitwy,
lecz gdy się modlę, krab trzyma mocniej
i ból rośnie.

Miałam kiedyś sen,
być może był to sen,
że ten krab to moja nieznajomość Boga.


___



Śnieg


Śnieg,
błogosławiony śnieg,
przychodzi z nieba
jak zbielałe muchy.
Ziemia nie jest już naga.
Ziemia ma na sobie swoje szaty.
Drzewa sterczą z prześcieradeł
a każda gałąź ubrana jest w skarpetkę Boga.

Jest nadzieja.
Wszędzie jest nadzieja.
Gryzę ją.
Ktoś kiedyś powiedział:
Nie gryź, nim się nie dowiesz,
czy to chleb, czy kamień.
To, co gryzę, całe jest chlebem,
wyrośniętym, spienionym jak chmura.

Jest nadzieja.
Wszędzie jest nadzieja.
Dzisiaj Bóg daje mleko,
a ja mam wiaderko.


___



Poszukiwacze zła



Urodzeni z nas szczęściarze,
można powiedzieć spod dobrej gwiazdy.
Tak nowi i gładcy jak winogrona,
tak czyści jak staw na Alasce,
tak niewinni jak łodyżka zielonej fasoli -
urodziliśmy się i to powinno wystarczyć,
powinniśmy umieć to wykorzystać,
ale trzeba jeszcze poznać zło,
poznać to, co nieludzkie,
wiedzieć, jak tryska krew podobna do krzyku,
trzeba zobaczyć noc,
by rozpoznać dzień,
trzeba uważnie wsłuchać się w zwierzę, które jest w nas,
trzeba przejść jak lunatyk
po szczycie dachu,
trzeba rzucić jakąś część swego ciała
diabłu w paszczę.
Bzdury, powiesz.
Ale ja rzekłabym,
musisz trochę umrzeć,
poczuć, jak wybuchaci w ręku pudełko zapałek,
ujrzeć, jak najlepszy przyjaciel ściąga twój egzamin,
odwiedzić indiański rezerwat,
zobaczyć ich plastikowe pióra,
martwy sen.
Przynajmniej raz trzeba być więźniem, by słyszeć
zgrzyt zamka, co wkręca się w brzuch.
A po tym wszystkim
można sobie sięgać po drzewa, kamienie,
niebo, po ptaki, co nadają sens powietrzu.
Ale nawet w budce telefonicznej
zło może wysączyć się ze słuchawki
i wtedy trzeba zakryć je materacem,
a potem wyrwać z korzeniami
i pogrzebać,
pogrzebać.


___



Dzwoniąc


I w taki właśnie sposób dzwonią
dzwonki w Wariatkowie,
a to jest dzwoneczkowa dama,
co przychodzi tu co wtorek rano,
by dać nam lekcję muzyki
i ponieważ pielęgniarki każą nam iść,
a my słuchamy instynktownie
jak pszczoły złapane w obcy ul,
jesteśmy kółkiem zwariowanych kobiet,
co siedzą w salce Psychiatryka
i uśmiechają się do uśmiechniętej pani,
która każdej z nas podaje dzwonek,
która wskazuje moja rękę,
co trzyma dzwonek, E z bemolem,
a obok mnie siedzi ta szara suknia,
co zrzędzi jakby była czymś szczególnym
starość, starość,
a z drugiej strony jak wiewiórka
ta mała garbata dziewczyna,
co szarpie włoski nad swoją wargą,
co szarpie włoski nad swoja wargą cały dzień,
i właśnie w taki sposób dzwonki brzmią naprawdę,
tak beztroskie i czyste
jak zadbana kuchnia,
i to właśnie mój dzwonek odpowiada zawsze
mojej dłoni, która odpowiada tej pani,
co wskazuje na mnie, E z bemolem;
i chociaż nie zmieniamy się przez to na lepsze,
każą nam iść. A my idziemy.


___



Celebrując moją macicę


We mnie każdy jest ptakiem.
Biję wszystkimi skrzydłami.
Chcieli cię wyciąć,
ale poniechali.
Mówili, że jesteś niezmierzenie pusta,
ale tak nie jest.
Mówili, że jesteś śmiertelnie chora,
ale mylili się.
Teraz śpiewasz jak uczennica.
Nie rozdarli cię.

Słodki ciężarze,
celebrując kobietę, którą jestem,
i duszę kobiety, którą jestem,
i najważniejszą istotę i jej rozkosz,
śpiewam dla ciebie. Ośmielam się żyć.
Cześć duchu. Cześć kielichu.
Zamykaj, zakrywaj. Zakrywaj to, co wewnątrz.
Cześć glebom pól.
Witajcie korzenie.

Każda komórka ma życie.
Jest ich tu dość, by zadowolić naród.
Dość dużo, by pospólstwo posiadło te dobra.
Każdy człowiek, każda wspólnota może powiedzieć
"Dobrze, że możemy siać tego roku
i myślą sięgać ku zbiorom.
Choroba, którą przepowiadano, została odparta".
Śpiewa o tym wiele kobiet:
któraś przeklina maszynę w fabryce butów,
któraś tkwi przy akwarium, dogladając foki,
któraś przygłuchła za kółkiem swego Forda,
któraś stoi przy bramie, pobierając myto,
któraś wiąże postronkiem cielę w Arizonie,
któraś zasiada w Rosji z wiolonczelą,
któraś przestawia garnki na piecu w Egipcie,
któraś maluje sypialnię na kolor księżyca,
któraś umiera, lecz pamięta o śniadaniu,
któraś rozkłada matę w Tajlandii,
któraś wyciera tyłek swemu dziecku,
któraś patrzy przez okno pociągu
w centrum Wyoming i któraś jest
gdziekolwiek, kiedy inne są wszędzie, i wszystkie
wydają się śpiewać, choć niektóre nie potrafią
odczytać nut.

Słodki ciężarze,
celebrując kobietę, którą jestem,
pozwól mi nosić szal długi na dziesięć stóp,
pozwól mi grać na bębnie dziewietnastolatkom,
pozwól mi nieść miseczki na ofiarę
(jeśli to moja rzecz).
Pozwól mi studiować tkankę żył wokół serca,
pozwól badać prędkość kątową meteorytów,
pozwól mi ssać łodyżki kwiatów
(jeśli to moja rzecz).
Pozwól mi wykonać plemienne ornamenty
(jeśli to moja rzecz).
Ponieważ tego potrzebuje ciało,
pozwól mi śpiewać
dla kolacji,
dla pocałunku,
dla porządku,
tak.


___



Wszyscy znacie historię tej drugiej kobiety


To jest małe Walden.
Ona samotna w pościeli oddechu,
a jego ciało podrywa się i leci,
leci prosto jak strzała.
Ale to złe tłumaczenie.
Światło dnia nikogo nie darzy przyjaźnią.
Bóg wchodzi jak kamienicznik
i oślepia swą mosiężną lampą.
Teraz ona czuje się tak sobie.
On z powrotem nakłada swe kości,
cofając o godzinę zegar.
Ona zna ciało, ten balon skóry,
swobodne kończyny, deski,
i dach, rozsuwany dach.
On wybrał ją sobie, na godziny.
Też znacie tę historię! Patrzcie,
gdy jest po wszystkim, on ją odkłada
jak telefon na widełki.


___



Witaj dniu


Radość jest
we wszystkim:
we włosach, które czeszę co rano,
w świeżo wypranym ręczniku firmy Cannon,
którym wycieram co rano moje ciało,
w kapliczce jajek gotowanych
co rano,
w krzyku czajnika, który
co rano
podgrzewa mi kawę,
w łyżce i w krześle,
które co rano
woła "Hej, tutaj, Anno!"
w moim bożku, stole,
gdzie ustawiam moje sztućce, talerz, filiżankę
co rano.

To wszystko Bóg,
co rano,
właśnie tutaj w moim zielonym
jak groszek domu
i naprawdę,
choć nie zawsze pamiętam,
chcę Mu dziękować,
zapomnieć się przy kuchennym stole
w modlitwie wesela,
gdy święte ptaki za kuchennym oknem
rozdziobują
poślubione nasiona.

Więc póki o tym myślę,
wymaluję na mojej dłoni dziękuję
dla tego Boga, tego śmiechu o poranku,
by nie minął bez słowa.

Radość nie dzielona, jak słyszałam,
umiera młodo.


___



Ryba, która chodziła



Spośród ostryg
i splątanych alg,
z płaczu Boga,
bolesnych przypływów -
przyszedł.

Został łowcą korzeni
i oddychał jak człowiek.
Szeleścił po trawach
i poznało go niebo.
Przyglądałam się temu, stojąc obok.
Przepraszam, powiedział,
ale wy macie swoich nurków,
swoje sieci i wędki,
więc czemu ja nie miałbym
wejść na chwilę w wasz żywioł?
Chociaż tu jest dziwacznie.
Szczególnie nienaturalny jest chód.
Zupełnie bez wdzięku.
Nie ma rytmu
w tej krainie prochu.

A ja odrzekłam:
Z pewnego kraju,
który zagubiłam,
pamiętam parę spraw...
ale przeszkadza mi
światło z kuchni.
Był tam jakiś bal,
kiedy ja miesiłam ciasto na chleb,
była piosenka, którą śpiewała zawsze
moja matka...
I sól Boskiego brzucha,
gdzie płynęłam w filiżance mroku.
Tęsknię za twoim krajem, rybo

Odpowiedział:
Pewnie jestes poetką,
damo złego szczęścia,
co pragniesz być tym, czym jesteś,
zostać tam,
gdzie możesz tylko bywać.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Anonymous

Post autor: Anonymous »

Witaj,

wspaniały przykład tego, że pisanie pod wpływem wielkich uczuć nie musi być źródłem wydumanych bzdur, przesilonych słów i tym podobnych.
Co do samej Autorki - interesujące kobieta.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

Ładnie to Miłosz "zrecenzował". Popieram.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/