worek kominkowy

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Anonymous

Post autor: Anonymous »

Dom lubił zdawać się ogromny, kiedy potrzebowała ciasnego zakątka świata z otulającymi ścianami. Improwizowała pod kocem albo kołdrą, przy kominku, który coraz częściej przynosił popioły szablonowych miłostek z winem i paleniskiem w tle. Piła już samotnie, bez przyspieszonych oddechów, parującego ciała, a nawet bydlęcego zapachu mężczyzny. Słodycz najlepiej uzyskać z kieliszka, w którym żółtawy likier osadza się dobitnie na dnie. Coś jej to przypominało. Dno? Co tam można robić? Rzadko się o tym rozmawia, ludzie po powrocie (oczywiście, jeśli istnieją takie przypadki) nie są zbyt rozmowni. Podobno cieszą się, że są na powierzchni, dziękują wszystkim dookoła, w duchu marząc, by znów się potknąć i rozwalić głowę o kamień (kamienie rozbijające głowy leżą jednie w otchłaniach). To tak nieromantycznie brzmi: ten a ten zabił się przez przypadek. A dzisiaj wszyscy mają na tym punkcie hopla. Niby XIX wiek ho, ho za nami, niby jesteśmy takimi realistami z komputerami i wiarą w umierające gwiazdy, tylko wciąż na tych podrzędnych portalach literackich przewijają się kobiety w zwiewnych sukienkach. Naturalnie ich włosy falują w słońcu, mężczyźni tracą dla nich głowy i żyją długo i szczęśliwie, gdzieś przy wieczornych świecach, nastrojowej muzyce. Nocami tak się kochają, że zawsze słychać jej krzyk pełen ekstazy, dotyków jest od groma, a kochanek bez wyjątku okazuje się czułym typem.
Mamy jeszcze ciemną stronę księżyca, wszyscy mroczni pisarze (skoro jeszcze potrafią złożyć litery w słowo i graficznie przedstawić, to niech się zwą pisarzami). Trzeba przy nich uważać, żeby nie popaść w depresję. Rozpacz, łzy i samobójstwa. Emo kid, żyletki, odejścia, mgły. Najważniejsze – dusze, serca.
„Tak – zaśmiała się wewnątrz jestestwa – z życia płynie banał, od nadętych poetów prawda, a mimo wszystko górnolotność nie prowadzi do nieba.” Nie tak trudno wysuwać wnioski, kiedy człowiek zamyka się w ogromnym domu, który nawet nie jest jego własnością. Zatem czyją? Błędów popełnionych w imię rewolucji, przejścia od stanu ktoś tam do stanu daj mi swój autograf. Jeszcze symboli, bo one przecież w świecie zewnętrznym reprezentują świat wewnętrzny, ale brzmi strasznie oderwanie. Najlepiej wrócić do kieliszka i uzupełnić braki, dno ustąpiło, wargi znów pływają swobodnie.

Niemal tak samo swobodnie płyną myśli - od czubka nosa przez równik do plemienia zjadającego obślizgłe larwy. Dreszcz obrzydzenia przemyka przez ciało Europejczyka dumnego ze spaghetti praktycznie nieróżniącego się w dotyku. Makaron nie rusza się, czy to lepiej? Włosi wprowadzili na rynek modę zjadania zwłok, bo to przecież martwa natura się nie porusza. Wszystko, co martwe trwa statycznie, dopóki kinetyczny przedmiot przypadkowo nie rozjedzie go na drodze. Wtedy wychodzi się z pojazdu i ze zdziwieniem zrzuca zwłoki na pobocze. No, co? Przecież nie było tu pasów.
I niby dlaczego nasze ma być lepsze? Kompleks Europejczyka to być tak pięknie dostojnym, kroczyć z wysoko uniesioną głową, bo tak naprawdę Europa jest potęgą. W Ameryce kwitnie komercja, u nas artyzm. Sztuka, sztuka, sztuka… Podobno umarła w latach 60. wieku XX wskutek bezustannego łamania konwencji, ftu! W skutek kompletnego złamania konwencji i wyeliminowania ich wraz z przeżyciami estetycznymi. Co nam pozostało? Zebrać ze śmietnika odpadki i ułożyć po swojemu. Proces twórczy oparł się o koncepcję, czyja koncepcja lepsza ten wygrywa. I bądź tu mądrym, bo o to przecież chodzi. Pozostały nam przeżycia intelektualne, a jeśli nie jesteś w stanie łączyć, analizować, to wypadasz z zabawy jazdą na brzuchu [na bank trafiając głową w obsikaną przez psa zaspę]. Tym bardziej system ocen na tych poważniejszych portalach związanych ze sztuką, staje się śmieszny. Nie mamy kryteriów do oceny i coraz częściej udajemy zachwyt, bo nie wiadomo, co ze sobą począć. Wystarczy pójść do muzeum, jak pewien koleś, który z podziwem spoglądał na wózek załadowany robotniczym ekwipunkiem. Cmok za cmokiem. Istny szał twórczy. Jakiż szok jego był, gdy nieświadomy niczego mężczyzna – robotnik - zabrał wózek i pojechał windą na piętro czwarte, które remontowano.
„Dokąd zmierzamy – spojrzała w palenisko. – Może sama zostanę artystką. Przejdę po świeżo malowanych pasach i zostawię ślady mojego bytu po drugiej stronie ulicy. Ktoś zakrzyknie: fenomenalnie! Inny doda, że to sztuka wyszła do ludzi. Jakiś krytyk napuszy się, jak to zwykle oni robią, a potem powie, że ujdzie. Tylko nie w pełni profesjonalni robotnicy spojrzą na poplamione farbą buty i wydeptaną ścieżkę w asfalcie.”
Granice – do niedawna wiadomo było, co się przekracza, a teraz wszechświat jest nieskończony.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.