Przesilenia
: sob 06 lis, 2021
I
I zgaśnie ten tłum, wirujący od świateł,
pod pierwszym mrozem, który skuwa ulice
na niepewność kroków, myśli, spojrzeń.
Wszystko jedno, w którą stronę, zmierzch
zaskoczy spóźnione latarnie, miasto
zawsze kończy się znienacka. Znowu
próbują nabrać na wiersz, więc patrzę
w szkło, szkło patrzy we mnie, dym
łapie nas w pułapkę bezokolicznika.
II
Błądzimy w słowach, jak ulice. Ich chłód
udzielny, więc krzycz, pełna jesteś
niedomówień, pusty jestem
od nicnieznaczeń, punktem odniesienia
zbędność. Tylko ściana
trzyma nas
w pionie.
III
Nie szukam już słów,
z których by można mozaikę,
pełną wieloznaczeń,
pocotonaco,
gdy perli się listopad, za oknem
świt jak nóż w międzywierszeniach,
ty zawsze będziesz
po drugiej stronie
ściany. Na pocieszenie wszechświat
i okolice.
I zgaśnie ten tłum, wirujący od świateł,
pod pierwszym mrozem, który skuwa ulice
na niepewność kroków, myśli, spojrzeń.
Wszystko jedno, w którą stronę, zmierzch
zaskoczy spóźnione latarnie, miasto
zawsze kończy się znienacka. Znowu
próbują nabrać na wiersz, więc patrzę
w szkło, szkło patrzy we mnie, dym
łapie nas w pułapkę bezokolicznika.
II
Błądzimy w słowach, jak ulice. Ich chłód
udzielny, więc krzycz, pełna jesteś
niedomówień, pusty jestem
od nicnieznaczeń, punktem odniesienia
zbędność. Tylko ściana
trzyma nas
w pionie.
III
Nie szukam już słów,
z których by można mozaikę,
pełną wieloznaczeń,
pocotonaco,
gdy perli się listopad, za oknem
świt jak nóż w międzywierszeniach,
ty zawsze będziesz
po drugiej stronie
ściany. Na pocieszenie wszechświat
i okolice.