czarnowidz pisze: ↑ndz 14 sie, 2022
Najlepiej pamięta się co złe,
Podobno naturalnym stanem rzeczy jest to, że wypieramy z pamięci wszystko, co złe. To swego rodzaju mechanizm obronny, wynik instynktu samozachowawczego. Czyli: gdy dzieje się inaczej, coś jest nie tak? Temu, co złe, trzeba stawiać czoła. Nawet, jeśli płaci się za to wysoką cenę. Nie bez powodu mówi się, że każdą traumę należy przepracować, inaczej da o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie. Można więc spychać złe wspomnienia gdzieś na dno duszy, to jednak nie znaczy, że one znikną...
czarnowidz pisze: ↑ndz 14 sie, 2022brak dobrych wspomnień,
Być może z przeszłości. Jest jeszcze przyszłość! I choćbyśmy byli pełni najczarniejszych myśli, nie możemy mieć pewności, że tak będzie zawsze. Przede wszystkim: nie nie wiemy, co przyniesie jutro. Jeśli nie zamkniemy się w sobie, może się okazać, że dopiero wszystko przed nami... Ciężko w to wierzyć, ale - próbuję nie odrzucać takiej możliwości. I mam nadzieję, że podmiot liryczny także.
czarnowidz pisze: ↑ndz 14 sie, 2022chyba że ściany, ich spokój, wymowny
chłód i wyrozumiałość
dla niedokończonego snu.
Ściany mogą dawać poczucie bezpieczeństwa, komfortu, czegoś znanego, niezmiennego. Ale też zamykają na to, co poza nimi.
Podobnie niedokończony sen: możemy całe życie śnić rzeczy niemożliwe, albo - przyznać, że ich nie wyśnimy i spróbować czegoś bardziej osiągalnego.
czarnowidz pisze: ↑ndz 14 sie, 2022Słowa
bywają bezradne, jak ćma na szybie,
gdy dopadnie żarówki, to krzyk, nic
nikomu po nim.
Bezradność nie jest niczym złym. Wszyscy miewamy takie chwile, choć nie wszyscy się do nich przyznajemy. Wobec wielu sytuacji czujemy się bezsilni. I choćbyśmy nie wiem, jak się starali, nie przeskoczymy ich. Więc czasem trzeba jakąś sprawę zostawić i pójść dalej, inną drogą, niż ta, której pragnęliśmy.
Jak dobrze znam krzyk, o którym pisze Autor... Nie zgodzę się, że nic nikomu po nim. Więcej: wiem, że zostaje wysłuchany. I choć pozornie nic się nie zmienia, to w głębi duszy zachodzi subtelna zmiana. Tylko trzeba sobie na nią pozwolić, dać sobie szansę. A czasem pozwolić, by ktoś ten krzyk usłyszał. Często sami zamykamy się na pomoc i życzliwość innych, na bezinteresowną chęć bycia. No tak, bezinteresowność... cóż za archaiczna, dawno wymarła cecha... Już tyle razy słyszałam, że jestem naiwna, że bujam w obłokach - a jednak wierzę, że coś takiego naprawdę istnieje. Pomimo mroku, pomimo bólu, chcę wierzyć, że potrafimy być dla innych bez oczekiwania czegokolwiek w zamian. I że jesteśmy w stanie czyjś krzyk przemienić w ciszę, która nie jest wyrazem samotności i bólu, ale spokoju. Poczucia, że wszystko jest na swoim miejscu, dlatego nie trzeba słów, bo o wiele cudowniej jest wspólnie pomilczeć.
Tak wiele razy wątpię w człowieka. I tak wiele razy w niego wierzę...
Życzę podmiotowi lirycznemu ciszy, która utula, nie takiej, która się zabliźnia, by przypominać minione rany
Co, jeśli wszystko w naszych rękach, tylko boimy się w to uwierzyć? Odkąd czuję kruchość własnego ciała i życia, myślę sobie, że szkoda czasu... Na krzyk, którego nie usłyszą ci, którzy powinni. Na zło, którego już nie cofnę. Mogę za to sprawić, by jutro było lepsze, jaśniejsze. Albo chociaż próbować sprawić...