Bożena
: czw 13 lut, 2014
świąteczny wiersz
noszę w sobie dziecko
którego nie urodzę
czasem mówię na głos jego imię
dziwnie się czując
jakby miał zdarzyć się cud
pod choinkę nie kładę prezentów
nie oczekuję dziadka Mroza
Mikołajowi najlepiej wychodziło zabieranie
a anieli nigdy ludzkim głosem nie przemówili
nie mówiąc o dawaniu czegokolwiek
chyba że łupin z orzechów do wyłupiania ze zdziwienia
jaki piękny jest świat
pada śnieg pada śnieg pada śnieg
tylko we wspomnieniach
oddam przereklamowane święta
mnie wystarczy grzybowa z uszkami
i dotyk ciepłych ust przy dzieleniu opłatkiem
kolejny etap dojrzewania
pokój urósł
z siedmiu do piętnastu kroków
i wciąż rośnie
podobnie jak wanna
nie chce wypuścić z objęć
słowa w nieznanym języku
odbite od ścian wyfruwają oknem
oddalają się i oddalają
z bliska gorzej widać
zakrzywiając przestrzeń
oswajam
rzeczywistość zamkniętą w czterech ścianach
w coraz wyraźniejszej poświacie
skoszonej trawy nie zastąpi zapach ambry
płucom pozwalając na głęboki oddech
tak zwana proza życia z pigułkami
i środkami do dezynfekcji
od poczęcia aż do śmierci kolaps zwłaszcza gdy pęknie
kolejny szampan wypełnionych rokowań
za drzwiami świat
frontem dla mogących wyjść poza niepisane prawo
czekając na Godota
pójdę nie ruszając się z miejsca
.
noszę w sobie dziecko
którego nie urodzę
czasem mówię na głos jego imię
dziwnie się czując
jakby miał zdarzyć się cud
pod choinkę nie kładę prezentów
nie oczekuję dziadka Mroza
Mikołajowi najlepiej wychodziło zabieranie
a anieli nigdy ludzkim głosem nie przemówili
nie mówiąc o dawaniu czegokolwiek
chyba że łupin z orzechów do wyłupiania ze zdziwienia
jaki piękny jest świat
pada śnieg pada śnieg pada śnieg
tylko we wspomnieniach
oddam przereklamowane święta
mnie wystarczy grzybowa z uszkami
i dotyk ciepłych ust przy dzieleniu opłatkiem
kolejny etap dojrzewania
pokój urósł
z siedmiu do piętnastu kroków
i wciąż rośnie
podobnie jak wanna
nie chce wypuścić z objęć
słowa w nieznanym języku
odbite od ścian wyfruwają oknem
oddalają się i oddalają
z bliska gorzej widać
zakrzywiając przestrzeń
oswajam
rzeczywistość zamkniętą w czterech ścianach
w coraz wyraźniejszej poświacie
skoszonej trawy nie zastąpi zapach ambry
płucom pozwalając na głęboki oddech
tak zwana proza życia z pigułkami
i środkami do dezynfekcji
od poczęcia aż do śmierci kolaps zwłaszcza gdy pęknie
kolejny szampan wypełnionych rokowań
za drzwiami świat
frontem dla mogących wyjść poza niepisane prawo
czekając na Godota
pójdę nie ruszając się z miejsca
.