Armageddon 2012

Film, teatr, wystawa

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Beata
Posty: 646
Rejestracja: ndz 19 lip, 2009
Lokalizacja: Mazowsze

Post autor: Beata »

[img]http://images47.fotosik.pl/236/55a6ecc4a97a8a85.jpg[/img]

2012
(ARKA 2012 (I)) (2009)

produkcja: Kanada , USA gatunek: Sci-Fi, Katastroficzny
data premiery: 2009-11-11 (Polska) , 2009-11-11 (Świat)

reżyseria Roland Emmerich scenariusz Roland Emmerich , Harald Kloser zdjęcia Dean Semler muzyka Thomas Wanker (więcej...) czas trwania: 158 dystrybucja: United International Pictures Sp z o.o.
obsada aktorska: John Cusack – Jackson Curtis, Amanda Peet – Kate Curtis, Liam James – Noah Curtis, Morgan Lily – Lilly Curtis, Thomas McCarthy – Gordon, Danny Glover – Thomas Wilson, prezydent USA Thandie Newton – Laura Wilson, córka prezydenta, Chiwetel Ejiofor – Adrian Helmsley, Oliver Platt – Carl Anheuser, Woody Harrelson – Charlie Frost, Zlatko Burić – Jurij Karpow, Beatrice Rosen – Tamara, Johann Urb – Sasha.

Film "2012" to kolejna historia o końcu świata. Albo może - o końcu TEGO świata i początku NOWEGO.
Kino kocha takie tematy, szczególnie w dobie nowych technologii, które pozwalają na spreparowanie niewiarygodnych efektów specjalnych. I właśnie spece od tego typu tricków przebrali miarę - "2012" to typowa hoolywoodzka tandeta, w której wszystko da się przewidzieć z góry, a najpewniej to, że jakiś kolejny zagubiony i nieco sfrustrowany, ale równy gość z Ameryki uratuje świat przed totalną zagładą. W roli zbawcy John Cusack, którego warunki predysponują raczej do słodkich ról amantów w lekkich komediach romantycznych, niż do udźwignięcia roli tak poważnej i odpowiedzialnej. Twórcy filmu spłycili temat i problem, pojawiają się migawki ukazujące zaskoczenie lub zbyt późną wiedzę naukowców na temat zjawisk, które mają wpływ na zachowania Ziemi, ale wszystkie te informacje służą raczej wywołaniu u widza wrażenia, że badań naukowych nikt nigdy nie traktuje do końca poważnie, a jeśli już - to dopiero w momencie, gdy jest za późno.
Na pewno udało się twórcom filmu zbudować atmosferę chaosu - teorie Majów, biblijna Apokalipsa św. Jana, naukowe teorie Einsteina i innych naukowców, szaleńcze proroctwa przywódców sekt, które głoszą dzień zagłady - widz ma w głowie karuzelę. Jedna prawda uderzyła mnie dobitnie i ten punkt na plus dla filmu - pokazanie mechanizmów władzy i gry o życie, w której pierwszeństwo mają wysoko postawieni i z grubymi portfelami. Darwin musiałby nieco zmodyfikować swoją teorię o ewolucji gatunków. Siłą jest władza, pieniądz - one otwierają bramy do arek, które mają ocalić wybrańców bożka o nazwie "mamona". Epizod o wpuszczeniu na arki zwykłych cywilów jest jakiś nieprawdziwy i żałośnie naciągnięty...
No, ale żadna wiedza naukowa nie jest tak potrzebna, jak amerykański hero (John Cusack), który choć jest niezbyt poczytnym pisarzem, nagle staje w centrum zagłady, i niczym współczesny Noe - ratuje rozbitą rodzinę - do czego sam przyłożył rękę bo poświęcił ją dla pasji pisarskiej, a potem przebojowo wymyka się razem z żoną, dziećmi i ... kochankiem żony unosząc ich samolocikiem pomiędzy zapadającymi się w gruzy miastami, wybuchającymi wulkanami i rozstępującą się ziemią. W dalszej części filmu to właśnie on ratuje wybrańców - ludzi, którym udało się dostać wejściówki na pokład jednej z arek. Choć może nie sam bo przecież jest w tym chaosie jeszcze jeden zbawca - odpowiednik współczesnego, czarnoskórego prezydenta USA - Obamy, który jak prawdziwy kapitan - ginie ze swym narodem i nie korzysta z szansy ocalenia drogocennego życia i pierwszorzędnego stanowiska. Tak rodzą się legendy i mity <img> a Hooolywood je utrwala. Wszak nie bez powodu nazywane jest "fabryką snów"...
W filmie pojawia się jeszcze wątek rosyjski, bo twórcy filmu nie mogli pominąć drugiego, najważniejszego w TYM świecie mocarstwa - Rosji. Jest więc gruby, niedźwiedziowaty miliarder z potężnym samolotem i kolekcją najdroższych samochodów świata na pokładzie, jego śliczna kochanka, dwóch grubawych i prostackich synów miliardera i ... olśniewająco przystojny, ale typowo "ruski" w obejściu pilot Antonowa, który ocala tyłki wszystkim, a sam ginie spadając z wrakiem samolotu w przepaść w Himalajach.

Kiedy przypominam sobie "Armageddon" z Brucem Willisem w roli speca od odwiertów w skałach, mam wrażenie, że produkcja "2012" to popłuczyny po świetnym katastroficznym filmie. A choć i "Armageddonie" twórcy użyli megalomańskiego chwytu o dzielnych Amerykanach ratujących świat, to tamten film nie przytłacza nadmiarem efektów specjalnych, a banalna fabuła jest znacznie ciekawiej opowiedziana, chyba głównie dzięki świetnej grze doborowej trójki aktorskiej - B. Willis, Ben Affleck i Liv Tyler.

W sumie "2012" to 2 i pół godziny nudy, no chyba, że ktoś idzie na ten film z podrośniętym dzieckiem. Dorosły i wybredny kinoman nie nabierze się na liczbę podpalanych makiet walących się wieżowców, przewracających wszystko do góry nogami fal tsunami i gigantycznych cygar arek. Temat końca świata został sprowadzony do wymiaru brzydkiej zabawki transformer. Tak kojarzy się mnie. Ciekawam innych opinii...
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Beata, łącznie zmieniany 1 raz.
błyszcz własnym światłem

***
"Dziś nie szuka nikt piękna... żaden poeta -
Żaden sztukmistrz - amator - żadna kobieta -
Dziś szuka się tego, co jest powabne,
I tego - co jest uderzające!" (Norwid)
Awatar użytkownika
Snufkin
Posty: 148
Rejestracja: pt 24 lip, 2009
Lokalizacja: Nowy Sącz/Kraków
Kontakt:

Post autor: Snufkin »

Efekty specjalne: +5

historia pt. jak Amerykanie ratują świat. Nic to, żeby to dzięki nim przetrwała rasa ludzka. fabuła: 2

dźwięk: -5 (ze względu na to, że w trakcie seansu zepsuła się część głośników)

obsada aktorska - 4


Amerykanie mają brzydką skłonność do megalomanii.
Dowiadujemy się na przykład, że to oni uknuli cały spisek ze znikającymi dziełami sztuki. To oni zamordowali biednego dyrektora Luvru, to Amerykanie wiedzą, kiedy zacznie się ewakuacja i na wszystko mają złoty środek.
Na dodatek, każdy Amerykanin (nie żaden superbohater, heros, mistrz świata Formuły 1) potrafi przejechać całe Los Angeles wielką limuzyną, kiedy naokoło spadają wieżowce,
ziemia się rozstępuje, wybuchają wulkany, a sytuacja jest ogólnie niekomfortowa.
Prezydent ginie za kraj, doktor przemawia do zatwardziałych serc reprezentantów Europy (i jest przy tym lepszy od papieża), a dzielny kierowca limuzyny ratuje swoją ukochaną rodzinę. American dream.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Snufkin, łącznie zmieniany 1 raz.
tsm
Posty: 995
Rejestracja: śr 28 paź, 2009
Lokalizacja: kowary

Post autor: tsm »

a ja już mam dosyć wizji apokaliptycznych może czas wreszcie na jakaś quasiutopię w kinach? :łe: :łe:
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez tsm, łącznie zmieniany 1 raz.