W TV znów Pancerni i Stawka
: śr 03 lut, 2010
Powtórka z rozrywki
Znacie? Znamy! No to popatrzcie. Był sobie dzielny czołgista Janek...
Narzekamy na telewizyjne powtórki, psioczymy, że znowu „Krzyżacy”, że przecież „Potop” niedawno i... punktualnie zasiadamy przed ekranem. Pytamy – ileż razy można i zalegamy z pilotem w ręku, by śmiać się z komedii Barei czy Chęcińskiego, jakbyśmy widzieli je pierwszy raz. Jaki magnes nas przyciąga, jaka magia powoduje, że chcemy oglądać wciąż te same, znane na pamięć filmy i seriale? Czemu elektryzujący dźwięk po tylekroć słyszanej czołówki każe rzucać wszystko i gnać przed telewizor?
Lubimy oglądać znane filmy, bo je znamy i lubimy. Jak książki z dzieciństwa, do których się nie raz powraca. Jak smak porannej kawy, którą od lat pijamy. Nie zaskoczy nas niczym oryginalnym, a jeśli producent zacznie eksperymentować z domieszką podnoszącą smak, trudno nam ją zaakceptować. Tak jak trudno jest przyzwyczaić się do kolorowanych wersji celuloidowych staroci. Znana fabuła nie wymaga od nas naprężania umysłu i skupiania uwagi. Ba, możemy nawet popaść w drzemkę i otworzyć leniwie oko w najciekawszym momencie.
Terror TV sprawia, że sezon na powtórki przypada głównie w święta. Błogie nicnierobienie, kilkudniowe leniuchowanie z telewizją w tle. Serwowane hojnie starocie (ciekawe, czy jest ktoś w stanie zliczyć, jak często?) przyciągają przed ekran rzeszę widzów, toteż telewizja chętnie powiela ten rytuał. Przyzwyczajenie to wszak druga natura. Boże Narodzenie bez Kevina? To jak makowiec bez maku. Wertujemy więc program z nadzieją, że jeśli nie Kevin, to może chociaż Janosik. I wołamy całą rodzinę, bo nie ma jak wspólne przeżywanie przygód dzielnego szeregowca Dolasa.
Znacie? Znamy! No to popatrzcie. Był sobie dzielny czołgista Janek...
Narzekamy na telewizyjne powtórki, psioczymy, że znowu „Krzyżacy”, że przecież „Potop” niedawno i... punktualnie zasiadamy przed ekranem. Pytamy – ileż razy można i zalegamy z pilotem w ręku, by śmiać się z komedii Barei czy Chęcińskiego, jakbyśmy widzieli je pierwszy raz. Jaki magnes nas przyciąga, jaka magia powoduje, że chcemy oglądać wciąż te same, znane na pamięć filmy i seriale? Czemu elektryzujący dźwięk po tylekroć słyszanej czołówki każe rzucać wszystko i gnać przed telewizor?
Lubimy oglądać znane filmy, bo je znamy i lubimy. Jak książki z dzieciństwa, do których się nie raz powraca. Jak smak porannej kawy, którą od lat pijamy. Nie zaskoczy nas niczym oryginalnym, a jeśli producent zacznie eksperymentować z domieszką podnoszącą smak, trudno nam ją zaakceptować. Tak jak trudno jest przyzwyczaić się do kolorowanych wersji celuloidowych staroci. Znana fabuła nie wymaga od nas naprężania umysłu i skupiania uwagi. Ba, możemy nawet popaść w drzemkę i otworzyć leniwie oko w najciekawszym momencie.
Terror TV sprawia, że sezon na powtórki przypada głównie w święta. Błogie nicnierobienie, kilkudniowe leniuchowanie z telewizją w tle. Serwowane hojnie starocie (ciekawe, czy jest ktoś w stanie zliczyć, jak często?) przyciągają przed ekran rzeszę widzów, toteż telewizja chętnie powiela ten rytuał. Przyzwyczajenie to wszak druga natura. Boże Narodzenie bez Kevina? To jak makowiec bez maku. Wertujemy więc program z nadzieją, że jeśli nie Kevin, to może chociaż Janosik. I wołamy całą rodzinę, bo nie ma jak wspólne przeżywanie przygód dzielnego szeregowca Dolasa.