"Fiołkowej Damy Trefl" inne spojrzenie na 10 t. An
Moderator: Tomasz Kowalczyk
Motto:
"w sumie
chodzi o wiersze
zauroczone" (Mirosław Kaczmarek)
Powiem od razu: tego rodzaju kolekcje są moim ulubionym gatunkiem wydawniczym, dzięki czemu chętnie do nich oraz po nie sięgam, jak również - o ile mam taką możliwość - z ogromną radością zamieszczam w nich swoje teksty.
Podobnie teraz: przepięknie wydana dziesiąta [jubileuszowa] edycja tego niby - de facto - niszowego, w rzeczywistości bardzo zasłużonego dla polskiej liryki współczesnej literackiego Portalu o staroświeckim tytule "POSTscriptum" raduje umysł oraz oko (nierzadko) wielkiej urody zamieszczonymi w niej utworami, z których każdy dałoby się przypisać określonej roślinie, ewentualnie przynależącej doń florystycznej podgrupie.
To właśnie dla tej publikacji "odbraziłam się" na wspomniany Portal, by móc tam zamieścić swoje opowiadanie i pięć, pisanych z myślą o Panu Cogito, wierszowanych miniatur.
Zatem po otrzymaniu przesyłki i odchorowaniu (nie)oczekiwanego przeziębienia zabrałam się do obdarowywania tych, których mogłabym ową książką ucieszyć.
Jednym z pierwszych został poeta i prozaik - Andrzej Jakub Mularczyk,
tym bardziej, że wymieniony Twórca, gdzieś i kiedyś został przeze mnie nazwany "Panem Cogito bis", czemu zresztą nie zaprzeczył.
Wszak obecnie analizowana publikacja objęła swoją zawartością nie tylko moje "Herbertiana", bo przecież na tę Antologię - oprócz utworów recenzentki - przede wszystkim złożyły się prace 32 literatów o (bardzo) ciekawej osobowości.
A i wymieniony "Pan Cogito bis" w prywatnym mailu tak oto dzieli się ze swoimi odczuciami [pisownia oryginalna]:
"Właśnie zauważyłem, że Twoje opowiadanie, przytulone leży na Epilogu burzy.
Tomiki Herberta, skupione w jedną całość pilnują mojego snu, czekając cierpliwie na półce nad łóżkiem, na mój przyjazny im nastrój. Teraz mam przez Ciebie wyznaczone zadanie -
- Epilog Burzy; zatrzymałem się na jego poezji. Nie pozwalając sobie na czytanie jego trzytomowej biografii. Po co mi znać szczegóły?
Twoje opowiadanie czytałem [...] z pewnym zdziwieniem, kojarzyłem Ciebie z krytycznym spojrzeniem na Herberta, gdy ja przez cały czas drepczę sobie wydeptanymi przez niego ścieżkami i za bardzo nie chcę zmieniać trasy spacerów. Cieszy mnie fakt, że gdzieś w głębi jako bohater liryczny tego opowiadania wchodzisz w zadumanie w istotę pisania. W czasach, gdy większość piszących, to kobiety, które zdążyły przekwitnąć, ciągle, z tym swoim stanem nie potrafią sobie poradzić. I przez cały czas zachowują się jak pąk kwiatu, który ma dopiero rozchylić płatki. Coś mnie zniechęca do czytania takiej poezji. Tych antologii praktycznie wierszy o miłości.
Zatem ta proza poetycka jest troszeczkę, tak sobie miewam, obrazem mojego spojrzenia na poezję, i to, że poezja powinna wychodzić poza schemat macierzyństwa, którymi obciąża piszące ich biologiczna natura.
Dziękuję jeszcze raz za pamięć i przesłaną książkę."
Wyjątkowa kondensacja myśli w momencie tzw. pochylenia się Poety-czytelnika nad dokonaną przez "fiołkową Damę Trefl" recepcją jej "prywatnego" Herberta, niemniej jednak ten akurat problem pomimo swojej niezaprzeczalnej ważkości, tutaj, w konkretnie omawianym przypadku sytuuje się niejako na marginesie. Mnie bowiem zastanowiła jedna, dotycząca nie tylko tej, wytypowanej Antologii, lecz można by powiedzieć wszystkich do tej pory (o)publikowanych tomów, gdzie - przypominam - akcentuje Andrzej J. Mularczyk:
W czasach, gdy większość piszących, to kobiety, które zdążyły przekwitnąć, ciągle z tym swoim stanem nie potrafią sobie poradzić. I przez cały czas zachowują się jak pąk kwiatu, który ma dopiero rozchylić płatki. Coś mnie zniechęca do czytania takiej poezji. Tych antologii praktycznie wierszy o miłości.
Przekartkowałam tom(ik): rzeczywiście, racja, pomimo iż niejedne z tych pulsujących erotyzmem liryków przypominają swoją urodą schyłek gorącego babiego lata. A choć nierzadko bawiły mnie owe "ochy" oraz "achy" pewnych posuniętych w leciech poetess, to dopiero w tej chwili poprzez spojrzenie mądrego mądrością życiowego doświadczenia Poety uświadomiłam sobie (bezwiedny) komizm (nie)dookreślonych erotyków.
Antologia (florilegium) zgodnie z swoją nazwą tworzy wielokwiatowy wieniec, ewentualnie układa się w równiankę. Podobnie ta, dziesiąta, która nagle spośród banalnych róż, słodkich koniczynek, firletek, dzwonków, sentymentalnych niezapominajek, stokrotek, pierwiosnków, rumianków i im podobnych kwiatuszków eksploduje gorzkim, ostrym, zielnym i cyprysowo-cedrowym zapachem strof Katarzyny Piotrowskiej niczym te z cyklu "Szkice rycerskie":
*** /to nie czas, Panie.../
to nie czas, Panie...
mój miecz pragnie krwi
bitewnego kurzu
odgłosów walki
pora nakarmić wilki
moja zbroja tęskni
czeka na przebudzenie
wojna woła mnie
z każdej strony
czas, Panie zapomnieć
że byłam
*** /Panie.../
Panie, kiedy już czas
zrobi swoje
i zamaże rysy
nie pamiętaj
że byłam
wojną
ogniem co trawił
żywiołem -
niszczył wszystko
idź jasny
zapomnij
*** /nie pokażę Ci ran.../
nie pokażę Ci ran,
które
pozostawiła ta wojna
czas złożyć broń
nie opowiem o snach,
z których budziłam się
z krzykiem
nie wymażę krzywd
mogę tylko iść dalej
od dziś, Panie
czerwienią ust
będę
*** /Panie.../
Panie,
wojna znowu przede mną
[...]
ile krwi muszę przelać
byś zaznał spokoju
ile dusz jeszcze
skazać na pastwę miecza
by minął Twój ból
zamknij oczy
niech wiatr tańczy we włosach
słońce muska skórę
a bitewny kurz opadnie
jak liście z drzewa
sen skryje wszystko
a gdy się zbudzisz
usta będę mieć czerwone
serce głodne
odejdą cienie
znów
będziemy wolni
"w sumie
chodzi o wiersze
zauroczone" (Mirosław Kaczmarek)
Powiem od razu: tego rodzaju kolekcje są moim ulubionym gatunkiem wydawniczym, dzięki czemu chętnie do nich oraz po nie sięgam, jak również - o ile mam taką możliwość - z ogromną radością zamieszczam w nich swoje teksty.
Podobnie teraz: przepięknie wydana dziesiąta [jubileuszowa] edycja tego niby - de facto - niszowego, w rzeczywistości bardzo zasłużonego dla polskiej liryki współczesnej literackiego Portalu o staroświeckim tytule "POSTscriptum" raduje umysł oraz oko (nierzadko) wielkiej urody zamieszczonymi w niej utworami, z których każdy dałoby się przypisać określonej roślinie, ewentualnie przynależącej doń florystycznej podgrupie.
To właśnie dla tej publikacji "odbraziłam się" na wspomniany Portal, by móc tam zamieścić swoje opowiadanie i pięć, pisanych z myślą o Panu Cogito, wierszowanych miniatur.
Zatem po otrzymaniu przesyłki i odchorowaniu (nie)oczekiwanego przeziębienia zabrałam się do obdarowywania tych, których mogłabym ową książką ucieszyć.
Jednym z pierwszych został poeta i prozaik - Andrzej Jakub Mularczyk,
tym bardziej, że wymieniony Twórca, gdzieś i kiedyś został przeze mnie nazwany "Panem Cogito bis", czemu zresztą nie zaprzeczył.
Wszak obecnie analizowana publikacja objęła swoją zawartością nie tylko moje "Herbertiana", bo przecież na tę Antologię - oprócz utworów recenzentki - przede wszystkim złożyły się prace 32 literatów o (bardzo) ciekawej osobowości.
A i wymieniony "Pan Cogito bis" w prywatnym mailu tak oto dzieli się ze swoimi odczuciami [pisownia oryginalna]:
"Właśnie zauważyłem, że Twoje opowiadanie, przytulone leży na Epilogu burzy.
Tomiki Herberta, skupione w jedną całość pilnują mojego snu, czekając cierpliwie na półce nad łóżkiem, na mój przyjazny im nastrój. Teraz mam przez Ciebie wyznaczone zadanie -
- Epilog Burzy; zatrzymałem się na jego poezji. Nie pozwalając sobie na czytanie jego trzytomowej biografii. Po co mi znać szczegóły?
Twoje opowiadanie czytałem [...] z pewnym zdziwieniem, kojarzyłem Ciebie z krytycznym spojrzeniem na Herberta, gdy ja przez cały czas drepczę sobie wydeptanymi przez niego ścieżkami i za bardzo nie chcę zmieniać trasy spacerów. Cieszy mnie fakt, że gdzieś w głębi jako bohater liryczny tego opowiadania wchodzisz w zadumanie w istotę pisania. W czasach, gdy większość piszących, to kobiety, które zdążyły przekwitnąć, ciągle, z tym swoim stanem nie potrafią sobie poradzić. I przez cały czas zachowują się jak pąk kwiatu, który ma dopiero rozchylić płatki. Coś mnie zniechęca do czytania takiej poezji. Tych antologii praktycznie wierszy o miłości.
Zatem ta proza poetycka jest troszeczkę, tak sobie miewam, obrazem mojego spojrzenia na poezję, i to, że poezja powinna wychodzić poza schemat macierzyństwa, którymi obciąża piszące ich biologiczna natura.
Dziękuję jeszcze raz za pamięć i przesłaną książkę."
Wyjątkowa kondensacja myśli w momencie tzw. pochylenia się Poety-czytelnika nad dokonaną przez "fiołkową Damę Trefl" recepcją jej "prywatnego" Herberta, niemniej jednak ten akurat problem pomimo swojej niezaprzeczalnej ważkości, tutaj, w konkretnie omawianym przypadku sytuuje się niejako na marginesie. Mnie bowiem zastanowiła jedna, dotycząca nie tylko tej, wytypowanej Antologii, lecz można by powiedzieć wszystkich do tej pory (o)publikowanych tomów, gdzie - przypominam - akcentuje Andrzej J. Mularczyk:
W czasach, gdy większość piszących, to kobiety, które zdążyły przekwitnąć, ciągle z tym swoim stanem nie potrafią sobie poradzić. I przez cały czas zachowują się jak pąk kwiatu, który ma dopiero rozchylić płatki. Coś mnie zniechęca do czytania takiej poezji. Tych antologii praktycznie wierszy o miłości.
Przekartkowałam tom(ik): rzeczywiście, racja, pomimo iż niejedne z tych pulsujących erotyzmem liryków przypominają swoją urodą schyłek gorącego babiego lata. A choć nierzadko bawiły mnie owe "ochy" oraz "achy" pewnych posuniętych w leciech poetess, to dopiero w tej chwili poprzez spojrzenie mądrego mądrością życiowego doświadczenia Poety uświadomiłam sobie (bezwiedny) komizm (nie)dookreślonych erotyków.
Antologia (florilegium) zgodnie z swoją nazwą tworzy wielokwiatowy wieniec, ewentualnie układa się w równiankę. Podobnie ta, dziesiąta, która nagle spośród banalnych róż, słodkich koniczynek, firletek, dzwonków, sentymentalnych niezapominajek, stokrotek, pierwiosnków, rumianków i im podobnych kwiatuszków eksploduje gorzkim, ostrym, zielnym i cyprysowo-cedrowym zapachem strof Katarzyny Piotrowskiej niczym te z cyklu "Szkice rycerskie":
*** /to nie czas, Panie.../
to nie czas, Panie...
mój miecz pragnie krwi
bitewnego kurzu
odgłosów walki
pora nakarmić wilki
moja zbroja tęskni
czeka na przebudzenie
wojna woła mnie
z każdej strony
czas, Panie zapomnieć
że byłam
*** /Panie.../
Panie, kiedy już czas
zrobi swoje
i zamaże rysy
nie pamiętaj
że byłam
wojną
ogniem co trawił
żywiołem -
niszczył wszystko
idź jasny
zapomnij
*** /nie pokażę Ci ran.../
nie pokażę Ci ran,
które
pozostawiła ta wojna
czas złożyć broń
nie opowiem o snach,
z których budziłam się
z krzykiem
nie wymażę krzywd
mogę tylko iść dalej
od dziś, Panie
czerwienią ust
będę
*** /Panie.../
Panie,
wojna znowu przede mną
[...]
ile krwi muszę przelać
byś zaznał spokoju
ile dusz jeszcze
skazać na pastwę miecza
by minął Twój ból
zamknij oczy
niech wiatr tańczy we włosach
słońce muska skórę
a bitewny kurz opadnie
jak liście z drzewa
sen skryje wszystko
a gdy się zbudzisz
usta będę mieć czerwone
serce głodne
odejdą cienie
znów
będziemy wolni
Na początku było Słowo (z Ewangelii św.Jana)