do 21.01 Ja cię kocham, a ty pisz - w Krasnymstawie

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Mariola Kruszewska
Posty: 12383
Rejestracja: czw 24 lip, 2008
Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki

Post autor: Mariola Kruszewska »

VII KONKURS TWÓRCZOŚCI MIŁOSNEJ „JA CIĘ KOCHAM, A TY PISZ!”

Wychodząc z optymistycznego założenia, że w każdym z nas drzemie odrobina Casanovy, i w każdej z nas przemyka chociaż cień Julii, Krasnostawski Dom Kultury
i Klub Literacki „Strona”, ogłaszają siódmą edycję Konkursu Twórczości Miłosnej „Ja Cię kocham, a Ty pisz!”. Jest to jeden z największych tego typu Konkursów w Polsce, na który wpływa ponad 1000 prac od ponad 300 autorów zarówno z kraju, jak i zagranicy.

Regulamin Konkursu znajduje się poniżej, a jego uroczyste podsumowanie odbędzie się 14 lutego 2014 r. o godz. 17.00 w Krasnostawskim Domu Kultury.



Regulamin Konkursu:

Do Konkursu może przystąpić każdy, kto chce w ten sposób dać upust swym szałom miłosnym i porywom twórczym. Nie liczą się wiek, staż, doświadczenie. Prace muszą być jednak oryginalne (niepublikowane nigdzie wcześniej), dyktowane sercem, a nie chęcią zysku. Czekamy na Państwa wiersze (maksymalnie trzy) oraz małe formy prozy poetyckiej (maksymalnie 1,5 strony standardowego wydruku komputerowego).

Uczestnicy Konkursu mogą zgłaszać swoje prace w ramach tylko jednej formy.

VII edycja Konkursu przeprowadzana jest w dwóch kategoriach wiekowych:

- Kategoria I - młodzież do 18 roku życia,

- Kategoria II - dorośli.

Na Konkurs należy nadsyłać utwory powielone w trzech egzemplarzach wydruku komputerowego, opatrzonego godłem, czyli pseudonimem. W oddzielnej kopercie muszą znajdować się dane o Autorze/Autorce (wiek oraz dane niezbędne do nawiązania kontaktu –numer telefonu, adres e-mail, adres korespondencyjny). W zgłoszeniu prosimy o zaznaczenie kategorii.



Na prace czekamy do 21 stycznia 2014 r. (liczy się data stempla pocztowego).

Pula nagród w tegorocznym Konkursie to 1 800 zł. Prace oceni profesjonalne Jury powołane przez Organizatora. Jury zastrzega sobie prawo podziału nagród według własnego uznania.

Utwory należy przysyłać na adres:

Krasnostawski Dom Kultury

ul. Okrzei 10

22-300 Krasnystaw

(z dopiskiem: „JCKATP!”).



Zapraszamy do udziału i życzymy powodzenia!
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.

Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Awatar użytkownika
Jan Stanisław Kiczor
Administrator
Posty: 15130
Rejestracja: wt 27 sty, 2009
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Jan Stanisław Kiczor »

„Protokół VII Konkursu Twórczości Miłosnej „JA CIĘ KOCHAM, A TY PISZ!” - Krasnystaw, 14 lutego 2014 r.



Komisja Konkursowa w składzie:

Urszula Gierszon - poetka, prozaik, członek Związku Literatów Polskich,

Dorota Ryst - poetka, animator życia kulturalnego, redaktor naczelna portalu http://www.salonliteracki.pl,

Robert Gałan – poeta, prezes Chełmskiej Grupy Literackiej Lubelska 36,

dokonała oceny merytorycznej – zgodnie z regulaminem – 248 zestawów wierszy oraz 58 opowiadań, łącznie ponad 700 tekstów od 306 autorów z Polski i zagranicy. Jury postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia:



Poezja:

Kategoria I (młodzież do lat 18)

- I nagroda: Andrzej Jagiełłowicz (Warszawa), godło „Łowca Pieśni” – za wiersze: ,,obecność”, ,,w rytmie miasta”.



Kategoria II (dorośli)

- I nagroda: Kacper Płusa (Pabianice), godło „Red label” – za wiersze: ,,wiek niemęski, wiek klęski”, ,,zostaw wiersz po sygnale” i za wiersz *** (po rozstaniu...)

- wyróżnienie: Czesław Markiewicz (Zielona Góra), godło „Story” – za wiersze: ,,Love Me Do 68. Albo sześć lat później”, ,,Receptura Ericha Fromma. Repetytorium(z)goła miłosne”, ,,Nie(po)rozumienia antydatowanego stanu wyjątkowego”

- wyróżnienie: Paweł Podlipniak (Radom), godło „zakochany kundel” – za wiersze: ,,Zaimię [śniąca się]”, ,, Przeżegnanie [tracklesslicious]”, ,,Grawitacja [zaimię 2]”



Proza:

W kategorii prozy Jury nie przyznało nagród, wyróżnienia otrzymują:
- Piotr Zemanek (Bielsko – Biała), godło „Pierrot” – za prozę: ,,Poema impressione d’Amor”

- Adam Buszek (Kraków), godło „Arijon”

Jury gratuluje laureatom!

W regulaminie Konkursu organizatorzy piszą: w każdym z nas drzemie odrobina Casanovy, i w każdej z nas przemyka cień Julii. To prawda, ale miłość ma wiele twarzy. Bardzo trudne jest pisanie poezji lub prozy na konkurs, a zwłaszcza na określony, niejako „zadany” temat. Nawet osoby z doświadczeniem literackim rzadko radzą sobie z tego typu wyzwaniem, szczególnie, jeśli temat dotyczy wartości uniwersalnych i ponadczasowych takich, jak miłość. Trudno ustrzec się wówczas nadmiernego patosu i banalności.

Komisja starała się odnaleźć pośród setek tekstów te, które wyróżniały się oryginalnością w podejściu do tematu, nowatorską formą bądź też zaskakiwały trafnością spostrzeżeń.

W nagrodzonych utworach pojawiają się świeże i oryginalne środki wyrazu, niekonwencjonalne przemyślenia, miłość odsłania swoje różnorodne oblicza.

Ze względów regulaminowych, (przeważnie brak godła lub praca podpisana imieniem i nazwiskiem) jury nie poddało ocenie kilkunastu utworów.

Komisja stwierdza, że tegoroczna edycja Konkursu nie wyłoniła utworów o wybitnych walorach artystycznych, jednak poziom literacki poezji, chociaż wartościowo zróżnicowany, był znacznie wyższy niż prozy.

Jury zwróciło uwagę na prace, które zasługują na uwagę jednak nie zostały nagrodzone , są to utwory pod godłami m.in.: Sanskryt (Anna Piliszewska), Arkadiusz (Jan Stanisław Kiczor), Brenna (Michał Gajda), Zawierucha (Katarzyna Anita Piotrowska), Storge (Bogdan Nowicki), Święty Mikołaj (Karol Graczyk), Alwida (Urszula Piotrowska), godło Stan podgorączkowy oraz wiersze autorstwa Leny Fikander.

W wielu pracach konkursowych uczestnicy nie określali kategorii, kilkakrotnie zamiast godła słownego, umieszczano rysunki.

Komisja uważa, iż wprowadzenie kategorii I (młodzież do 18 r. życia) przyniosło Konkursowi ciekawe rezultaty, wzbogaciło edycję o spojrzenie współczesnej młodzieży polskiej na miłość, jednak wymaga dopracowania regulaminu Konkursu, wprowadzenia bardziej rygorystycznych kryteriów, ponieważ to właśnie w tej grupie było najwięcej uchybień formalnych: brak kategorii, brak lub niewłaściwe godła.

Gratulując laureatom komisja dziękuje także Organizatorom za propagowanie sztuki literackiej oraz za wybór jednego z piękniejszych, a zarazem trudniejszych jej tematów.

Szczególne słowa uznania Jury składa p. Stanisławowi Kliszczowi, którego wieloletnia praca, zapał oraz zaangażowanie w sprawy kultury jest godne podziwu i owocuje konkursami takimi jak ten. Oddajemy także cześć pamięci zmarłego w ubiegłym roku Mariusza Kargula pomysłodawcy turnieju i autora hasła „Ja cię kocham, a ty pisz”.”



NAGRODZONE WIERSZE I PROZA:

Kacper Płusa - zostaw wiersz po sygnale

nie odmawiam pokuty, randki, alkoholu. dlatego za miejsce akcji obrałem nasyp kolejowy.

wymusiłem pierwszeństwo przed bogiem degustacją win na wiadukcie- wbrew semaforom.

codziennie rankiem obcuję ze światłem (pociągu). ja pierwszy rzucam kamień.



nie będę już najwybitniejszym umysłem mojej epoki ani nawet widmem, nie będę dla ciebie.

w dyskusji, w modlitwie, we flircie wyrażam jasno brak zgody na udział w społeczeństwie.

darmowe minuty mam tylko do numerów alarmowych. to jedyne numery,

pod którymi rozmówca nie wita mnie śmiechem. infolinia dla niedoszłych samobójców,



melancholików i ludzi skończonych niczym wiersze.

gdy już wysłucham grania na czekanie złowieszczego, wzniosłego jak requiem.

powiem: nie będziesz miała innych mężczyzn przede mną. Powiem choć nikt nie odbierze.

w słuchawce zabrzmi głos: po sygnale zostaw swoją kobietę zanim zrobi to za ciebie.



Kacper Płusa

***



po rozstaniu z nią nie pozostał ze mnie nawet kamień na kamieniu.

szukam boga o ciele kobiety, który zapobiegłby mojemu szaleństwu.



czas ka- leczy rany. modlę się i mdli mnie od wypitej wódki.

ktoś szepcze pacierze. zamiast tego słyszę skowyt wyjącej suki.



w kościele wiernym drżą ręce. z pieśnią czekają otwarcia sklepu, swojej śmierci.

czy miałeś to wrażenie, gdy tonąłeś w wymiocinach mój przyjacielu Babiński



jeśli pragnę sacrum, to tylko po pijanemu o czwartej nad ranem.

niech nam obu wtórują transplantowane z innej epoki organy.



jeśli jest ktoś kto może nam pomóc, nie mieszka na wysokościach

lecz w pobliżu gruntu, umorusany jak dziecko grzebie zmarłych w piachu.





Kacper Płusa - Wiek niemęski, wiek klęski

spłodzić syna wybudować dom i posadzić drzewo - to normalne sposoby spędzania wolnego czasu

choć to jeszcze nie wiek chrystusowy jedynym drzewem moim jest drzewo krzyża na szyi i na apteczce samochodowej



jestem na randce z kobietą pierwszego kontaktu. zamienia się w słup soli gdy spojrzę w jej stronę. brak powtórnego przyjścia to złamanie obietnicy

z przemieszczeniem



narzeka na ból głowy. idzie niż znad skandynawii, niż demograficzny. dostanę naganę z wpisem w kalendarzyk. w tej sytuacji od momentu poczęcia mamy do czynienia z ciążą urojoną. odcinam pępowinę.



kupuję mieszkanie. od tej chwili mamy wspólną klatkę.

trzeba otworzyć okno i wywietrzyć pokój- pax romana. bóg i tak zagląda do mnie przez judasza.





Andrzej Jagiełłowicz - OBECNOŚĆ

jestem światłem lampy

co strony książki Ci rozjaśnia

jestem sierścią rudego kota

gdy Twoją dłoń prowadzi wygięty grzbiet

jestem deszczu szelestem

w srebrzystej zieleni liści szukającym schronienia

jestem cichą modlitwą

u bram nieba upominającą się o Twoje szczęście

jestem pierwszą poranną myślą

nieśmiało przeganiającą sen

kroplą smutku na Twych ustach

jestem…



Andrzej Jagiełłowicz - W RYTMIE MIASTA

w roztargnieniu codziennym

zgubiłaś kolczyk

mienił się tęczą w Twoich włosach



w biegu wypiłaś łyk gorącej herbaty

przed kolejnym spotkaniem



krótka rozmowa

brak czasu na pożegnane

w pośpiechu przesłany przelotny uśmiech



układając niedbale rozrzucone myśli

przeglądasz kartki

wciąż nieprzeczytanej książki

muzyka grzeje zmarznięte dłonie

za oknem przesuwa się

pejzaż roztańczonego miasta



kocham Cię

więcej grzechów nie pamiętam





Czesław Markiewicz - Receptura Ericha Fromma. Repetytorium (z)goła miłosne

prawdziwą kobietą była matka każdego z nas. każdy z nas

musiał odchorować pierworodne. czekając na kobietę

która pierwsza poda jabłko. głód opanował najpierw okolice

płochliwe. na ogół. nikt z nas nie pocił się śliniąc palce

pod stołem. przyłapywanych pozbawiano deseru z wisienką.

następne kobiety niedojadały. albo żarły się ze wszystkimi.

wydzielały dźwięki po kropli potu. otwierały usta jak pełną

lodówkę. zamiast z nami chodzić. odchodziły. zazwyczaj

twarze pierwszych nigdy nie były twarzami ostatnich. więc

przyjdzie nam wracać do ziemi. albo uwierzyć matce. albo

skarlałe pragnienie nazwać głodem-



Czesław Markiewicz - Love Me Do 68. Albo sześć lat później

na początku miłość była czteroliterowa. wszyscy umarli

mieli po dwadzieścia siedem lat. tamten rok i ten rock

nigdy się już nie skończyły. poza tym że niewinność pierwszej

kobiety została wygnana. krwawi u podnóża góry karmel.

zostały namiastki wyobraźni. jakaś prehistoria z kędzierzawymi

włosami. nie za bardzo swojski profil. Małe nienamacalne piersi.

żadnych epickich przełomów. po drugiej stronie



zatoki zamiast luwru palenieopon. wypalanie trawy

pod belwederem. romantyczna niemoc gołębia o imieniu konrad.

tym razem odpowiednio wyprofilowane lędźwie. ale biodra pierwszej

kobiety zbyt szerokie na tutejsze rodzenie. miłość dobrze wykończona

w wygłosie. bardzo po naszemu. wśród swoich. z diakrytycznie

diabelsko miejscowymi ogonkami na samej górze-





Czesław Markiewicz - Nie(po)rozumienia antydatowanego stanu wyjątkowego

potrafię przekuć ucho izoldzie. wykastrować abelarda. potrafię

powiedzieć gotuj się kurwo żeby wypiła i sobie poszła. nie mylę

łysej śpiewaczki z łysą śpiewaczką, żarówki z ionesco i odwrotnie.

potrafię odwiesić słynny niebieski prochowiec i pisać emaila

o czwartej nad ranem. jak trzeba włożę ci między uda swój ostry

sprzeciw, potrafię wyssać ci płeć i zeżreć majtki. potrafię odłożyć

kobietę co śni się sama nad samym ranem. nawet jeśli za chwilę

rozpływa się między palcami. ale

nie potrafię spłodzić bliźniaczo wilgotnych orzeczenia z podmiotem

żebyś bez dwóch zdań uwierzyła. że potrafię-





Paweł Podlipniak - Zaimię [śniąca się]

o tobie pachnie ciepłem każdy sen nad ranem

i z ciebie się spowiada kolejny zaimek

liwidator ckliwości, zwłaszcza zapisany

małą, skromną literą, synonomem taktu,

po której nawet kropka puszy się, nadyma

jak montgolfier z papieru tuż przed pierwszym wzlotem.



to imię we mnie milczy niby tajemnicza

fraza i doprowadza do początku koniec

- wynajdujemy koło, potem dom i ogień,

Wojny, sojusze, kpinę z takiego rozsądku,

co wciąż nas redukuje do potrzeb pierotnych,

a przecież dobrze wiemy, że jeszcze jest w górze.



liryka małych liter i czułość nazw własnych,

to dopełnienia godne jakiejś epopei,

a tu jest ciepłe łóżko, pachnąca poduszka

i na niej twoja głowa śniąca się imiennie,

osobiście i smacznie, a przy niej najmniejszy,

najmniej ważny zaimek- całe moje ja.



Paweł Podlipniak - Grawitacja [zaimię 2]

po zmroku jesteś saskią malowaną w ciemno

skóra się nie dopina kiedy nago kroczysz

przez pokój wypełniony nagłą niedyskrecją

a ja mam tylko oczy cały jestem wzrokiem

nieważki i nieważny na niskiej orbicie

obciążony powietrzem niezręczny stręczyciel

słów zwykle niepotrzebnych mijających sedno



sednem jest grawitacja przyciąganie ciała

do ciała na uwięzi z uwolnionych zmysłów

i utajonych pragnień co brutalnie spala

tuż zaraz po scaleniu dwie połówki krzyku

dwie głowy na poduszce komedie nieboskie

lub ludzkie codzienności pchane bezsensownie

pod górę i wciąż miałkie niby rzeczywistość



jesteś saskią i idziesz napinając skórę

ja mam tylko powieki pod twoją obronę

do ciebie się uciekam kiedy orbituję

obnażony bezduszny pokraczny synonim

nagle stwardniałej skały zaledwie półpauza

wypierająca myślnik ale ciągle słabsza

typograficzna kreska której nie poczujesz



gdy cię zmaluje ciemność niedyskretną farbą

będę pocierał skrobał aż się stanie jasność





Paweł Podlipniak - Przeżegnanie [tracllesslicious] - Tadeuszowi Nowakowi

prócz twoich kruchych powiek nic mnie nie zasłania

przed nadchodzącym śniegiem. zima, wciąż zachłanna,

ścina pobladłe mapy. na nich sine linie

wyznaczają nam drogi, a każda jest inna

i prowadzi donikąd jak skrzypiące schody

w spalonej kamienicy tuż zaraz za rogiem

ulicy, gdzie straciliśmy nie pamięć, lecz ogień,

a teraz nic nie trzyma, nic nas nie podgrzewa,

nie skłania do wybuchu. pora się przeżegnać



przed podróżnym rozstaniem z zagubionym wierszem,

który się wyprowadza i pewnie nie zechce

zejść znowu do suteren, ociemniały, ciężki

od nadmiaru procentów. my mieliśmy chęci,

by być dalej i wyżej, tam, gdzie jeszcze ciepło,

a potem się oswoić i w mroku zakrzepnąć,

niby rtęć, moc i gwiazda. dzisiaj wszystko jedno,

nic mnie już nie osłania i nic nie rozgrzewa

-prócz twoich kruchych powiek. pora się przeżegnać.





Piotr Zemanek - Poema impressione d’Amor

Już późno. Czekam na wiersz o miłości. Nie chce przyjść. Słowo brzmi obco. Blisko mnie jest tylko filiżanka. Jawa plącze w bluszczowy warkocz wiersz, filiżankę, miłość… Jesienne, purpurowe światło kładzie się na stół. Filiżanka pełna jest wiśniowego sadu. Plama sadu na obrusie jak mapa. W wazonie bukiety wiśniowych aromatów, pąki pękających serc. Przy oknie Ona, pełna dojrzałej wiśni. Czeka, aż przyjdzie noc, opuści zasłonę sekretną. Prowadzę palcami po stole, zatapiam je w słojach. Ścieżkami żył schodzę w wewnętrzne struktury. Do wnętrza. Po moich palcach spływa słodka żywica. Czerwona jak wino i krew. Ciepła i cierpka woń jak na nożu, kiedy dotknięty drżeniem, wycinał znaki w korze; cicho, na palcach, wrośniętych w dojrzałe owoce. Jest bardzo późno. Już wiem, że tylko ranne słowo może przekroczyć granicę kamienia.



Na portrecie jest kobietą. W jej ciele, smutek martwej natury, budzące się impresją spojrzenia: jabłko, kielich, kwiat, wiśnia. Wstaje, unosi się, idzie. Porusza, jak kołysana wiatrem, korona najsmuklejszej wiśni w całym sadzie. Jest soczysta jak owoc. Podchodzi do stołu i zbiera dłonią krople wina, wiśni i krwi. Mówi. Ach mój mały, pobrudziłeś sobie ubranko, śnieżnobiałe ubranko, dzieciństwa twego pamiątkę. Nie trzeba było bawić się nożem, nie trzeba było dojrzewać owocom na rękach, nie wolno było odrywać niedojrzałych owoców z dłoni. Odsuwa się na bok. Zsuwa z ramion sukienkę, zarzuca na stół, gałęzie drzewa i liście, jakby sieć na wodę. Przemaka wiśniową krwią, ciemnieje, staje się mokra, śliska. Świeci tajemniczym blaskiem. Bladym światłem zagarnia cały wenecki krajobraz. Kładzie się na wyspie, w trawy mokre rosą. Zamyka oczy, otwiera usta, uchyla drzwi. Zapada w ciszę, otchłań, w nurt…



Potem przykłada rękę pękniętą nożem, jak dojrzały owoc, ociekającą jeszcze świeżym ciałem i winem, do piersi białej jak słońce, do piersi jak filiżanka, pełna różowym obłokiem. Podchodzę bliżej. Biorę ją do ust jak wiśnię, smakuję soczystość aromat i kolor. Upijam się winem, wiśnią i krwią. Upajam miękkością ruchu, ciepłego jak jej brzuch. Nagłą zielenią, w której zawieszony zamykam oczy. Kiedy opadam w moich ustach wciąż rośnie kobieta, jak chleb. W moich ustach czuję jeszcze smak wina, które tańczy mi w głowie. Ciepła, musująca krew, jak spękana słońcem ziemia, ostatni wers… Jest noc. Czekam na ranne słowa. Na stole, blada jak sofa filiżanka. Wino, wiśniowe jak krew. W potoku krwawiących słów, pływa czerwcowa królowa kier.





Adam Buszek - Bajka z różą

Benedykt przygryza wargi. Plastry chodników zapadnięte, oberwane. Sadza, śmieci, błoto. Kłopoty z formą. Benedykt przyspiesza kroku. Wyrzuca sobie brak kompozycji, niedowład proporcji.

Do domu trzy przecznice, pięć uliczek. W poszukiwaniu ulgi wyobraźnia układa je w śmieszną rozgwiazdę.

Teraz cieplej, spokój kształtów. Benedykt parzy czerwoną herbatę. Nieobecnym wzrokiem odprowadza zachodzący dzień. Myśli krążą wokół Linneusza i jego Genera Plantarum. Zielne marzenia szczypią dyskretnie.

Benedykt lubi mocną kawę, zaspane koty, ale kocha tylko książki, których nie może zrozumieć. Pamięta dobrych rodziców, błogosławioną babcię, akademickie wiktorie, dziewczynę pierwszych zdziwień. Dzisiaj zostały mu kwiaty. I jeszcze oddany przyjaciel. Który dzieli się wąskim pokojem, nadzieniem portfela, wiązką myśli solidarnych.

Dziewczyna ma włosy, że tylko zwariować. Pragnie zamieszkać. Jej się udaje, ale jemu nie. Mówił, że najpiękniejsza jest, kiedy gubi grzebień. Albo drogą powrotu umyka gdzieś w tłumie, a u poręczy schodów cumuje szalik. Albo się spóźnia na niby i podpatruje to jego nerwowe czuwanie. Wtedy wygląda na gubiącą grzebień i rozdaje sute porcje śmiechu. Mówi, że trzeba się zameldować, utkać parkę kluczy i wybrać osiedle z największym placem zabaw. Szuka gniazda w męskich oczach, ale Benedykt nie patrzy na Anielę, tylko w puste miejsce po grzebieniu.

*

Krzesło w pokoju Benedykta osamotniało. Od dwóch tygodni jest lżejsze o błękitną apaszkę. Z kuchennej szuflady wyprowadziła się połowa sztućców. Dwa wieszaki znów śpią nago, a kiedy już umknie się listopadowej słocie, na podokiennym blacie kwitnie tylko jedna herbaciana mgiełka. Adrianna powiedziała po prostu: „W naszym pokoju jest duszno od cudzych oddechów”.

*

Kiedyś przeczytał Benedykt, że jest przyszłością polskiej radiologii. Śmiał się, że można być przyszłością dzięki rozprawce o życiu płodowym rosa gallica.

Ale do dziewczyny idzie się z różą dorosłą - myśli Benedykt - i to jest temat na poemat.

Kiedy wyławiano go spod korony mostu, miał na sobie kruczy krawat i wąski, okrutny uśmiech.
Imperare sibi maximum imperium est

„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/