Odbiór poezji
: pn 09 cze, 2014
Witam,
w temacie tym odbyłem rozmowę nie jeden raz, stąd zatem wnioskuję, że mój kłopot nie dotyczy tylko mnie, ale borykał się z nim niejeden (czy niejedna), zaczynający przygodę z liryką współczesną. Gdyby to wyglądało tak, że tylko ja jeden mam taki problem, pewnie odpuściłbym, gdyż jestem zdania, że lepiej nic na siłę, a to, co ważne, przychodzi samo (czy jednak konsekwentnie tak rozumując, nie skończyłbym z niczym, z gorzką świadomością, że niewiele zdziałałem w tym kierunku, by sobie otworzyć szersze perspektywy rozwoju życiowego? Tutaj straszne mam wątpliwości)
Bardzo bym chciał, jednak niewiele rozumiem z wierszy współczesnych. Już nawet nie irytuję się, kiedy ślepo i bezrozumnie patrzę w zupełnie dla mnie niezrozumiały tekst, tylko po prostu czuję gorzki posmak kapitulacji (dochodzę do wniosku, że nie otworzę się na poezję nigdy). W moim być może całkowicie niesłusznym odczuciu poezja współczesna jest jakby dostępna jedynie nielicznym częstotliwość radiowa, i żeby częstotliwość ową przechwycić, potrzeba radia (czytelnika) nieprzeciętnego. To jest takiego, który zna język współczesnych wierszy. Bo to w moim odczuciu jak nowy język jest, pisany, owszem, w języku ojczystym, lecz to tak, jakby wewnątrz polszczyzny istniał jeszcze inny język. Mówili mi, że nie ja jeden tak mam, że (oni) też tak początkowo mieli, jednak kiedy obciążyli się lekturą, ten nowy język stał się zrozumiały. Ale jak to możliwe, że czytając ciągle, nic z lektury nie rozumiejąc, można z czasem dzięki temu czytaniu zacząć rozumieć coraz więcej? Przecież czytanie bez zrozumienia to nie jest czytanie, tylko kontemplacja czcionki.
w temacie tym odbyłem rozmowę nie jeden raz, stąd zatem wnioskuję, że mój kłopot nie dotyczy tylko mnie, ale borykał się z nim niejeden (czy niejedna), zaczynający przygodę z liryką współczesną. Gdyby to wyglądało tak, że tylko ja jeden mam taki problem, pewnie odpuściłbym, gdyż jestem zdania, że lepiej nic na siłę, a to, co ważne, przychodzi samo (czy jednak konsekwentnie tak rozumując, nie skończyłbym z niczym, z gorzką świadomością, że niewiele zdziałałem w tym kierunku, by sobie otworzyć szersze perspektywy rozwoju życiowego? Tutaj straszne mam wątpliwości)
Bardzo bym chciał, jednak niewiele rozumiem z wierszy współczesnych. Już nawet nie irytuję się, kiedy ślepo i bezrozumnie patrzę w zupełnie dla mnie niezrozumiały tekst, tylko po prostu czuję gorzki posmak kapitulacji (dochodzę do wniosku, że nie otworzę się na poezję nigdy). W moim być może całkowicie niesłusznym odczuciu poezja współczesna jest jakby dostępna jedynie nielicznym częstotliwość radiowa, i żeby częstotliwość ową przechwycić, potrzeba radia (czytelnika) nieprzeciętnego. To jest takiego, który zna język współczesnych wierszy. Bo to w moim odczuciu jak nowy język jest, pisany, owszem, w języku ojczystym, lecz to tak, jakby wewnątrz polszczyzny istniał jeszcze inny język. Mówili mi, że nie ja jeden tak mam, że (oni) też tak początkowo mieli, jednak kiedy obciążyli się lekturą, ten nowy język stał się zrozumiały. Ale jak to możliwe, że czytając ciągle, nic z lektury nie rozumiejąc, można z czasem dzięki temu czytaniu zacząć rozumieć coraz więcej? Przecież czytanie bez zrozumienia to nie jest czytanie, tylko kontemplacja czcionki.