Strona 1 z 1

Wielofunkcyjność

: śr 08 paź, 2008
autor: Irena
Słona strużka delikatnie spływała ku skroniom. Zroszone potem czoło, niedostępne dla zajętych rąk. Pchała przed sobą wózek, jednocześnie za rękę przytroczyła Jaśka, któremu w głowie tylko samochody.
Bała się, że kiedyś nie upilnuje, nie zdąży.
Małgosia, mimo że starsza od Jaśka, nie przebierała tak zwinnie nogami. Oczy utkwione gdzieś przed siebie, widziały zapewne inne obrazy, niż brat i matka. Nie sprawia kłopotów – wie pani, ona jak ten aniołek grzeczna, jak ją posadzę, to tak siedzi.
Małgosia ożywiała się tylko na dźwięk odwijanej z szeleszczącego papierka
słodyczy. Nie czekoladki, a zwykłego karmelka, który usiłowała zmiażdżyć
resztkami zjedzonych próchnicą zębów. Rozpychała się w wózku, który był na co dzień pojazdem wielofunkcyjnym; dla transportu osobowego i ciężarowego.
Co dzień, wczesnym świtaniem, matka robiła rundę honorową między osiedlowymi śmietnikami , ładując na wózek skarby niebywałej wartości, przetrwaniem znaczące dzień. Każdego ranka powtarzała ten sam rytuał: śmietniki, punkt skupu, śniadanie dla maluchów i wakacyjne atrakcje na placu zabaw, który nazwę zachowywał jeszcze dlatego, że tkwiła na nim chybotliwa huśtawka i sterta piasku udająca piaskownicę. Wypalona słońcem trawa nie przeszkadzała Jaśkowi, czynić kurzem ozdobionych wiraży. Malec warczał przeraźliwie jak bolid Kubicy.
Małgosia kiwała głową –zachwytem nad wyczynami brata czy zaprzeczeniem atrakcyjności jednostajnego odpoczywania nie wiedzieć od czego.
- Tak, pani, mówili, że może w P. coś zaradzą na to Gosine niedomaganie, ale to daleko. Ona ciężka, nie dam rady sama, autobusem. Ma mnie, krzywdy nie dam jej zrobić- mówiąc te słowa, nachyliła się na dziewczynką, jak lwica broniąca dostępu do młodych.

*

Wielkopowierzchniowy nie wytrzymał presji konkurencji, oferuje rabat 30 % i wyprzedaż wszystkich dóbr.

Zostawiła dzieci przed kasą, aby swobodniej przetoczyć umęczone ciało między przestrzeniami cudu posiadania. Zdecydowanym ruchem w koszyku zagnieździło się mleko, chleb i musztarda. Szkoda – wie pani- że nie ma zwykłej, tylko ta jakaś francuska. Jasiek lubi chleb z musztardą. Dzisiaj nie było tańszych pomidorów, to będzie miał z musztardą, Małgosia to, wie pani, tylko kaszkę na mleku, dlatego tak dobrze wygląda.
Zawróciła na obrzmiałych nogach do stoiska z lizakami.
Z każdym przemierzyła kilka metrów do czytnika, aby sprawdzić czy dzisiejszy zarobek pozwoli na luksus zakupu słodyczy. Po kilkukrotnej pielgrzymce sprawdzającej jej zdolności płatnicze, zdecydowała. Dwa najmniejsze lizaki !
Jaś, przestępując z nogi na nogę, nie odstępował siostry, bo przecież jak Mamy nie ma, to właśnie on jest głową rodziny; nie bardzo wie, co to znaczy, ale jak Mama tak mówi, to wie, co mówi.

(było publikowane na Oazie ciszy,mam zamiar napisać cdn....wiec przeniosłam tu <img> )

: śr 08 paź, 2008
autor: Tomasz Kowalczyk
jak to dobrze, że ogrodowy dział prozy rozpoczyna swoją działalność tak dobrym tekstem. Ze spokojem czekam na kontynuację.

Pozdrawiam

Tomek

: śr 08 paź, 2008
autor: Jolanta Kowalczyk
Cieszę się, że będzie ciąg dalszy tego przejmującego smutkiem opowiadania.

Pozdrawiam

Jola