Tvert i mot

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

[size=99px]Tvert i mot[/size]


Libia to gruba kotara, cuchnąca metropolia, snująca się ciasno przy kościach; nawet ciało kontrolerki biletów ciągnęło się za mną, dłoń zaciśnięta na dłoni, i wzrokiem goniło aż do wejścia na pokład samolotu. Po cichym wypluciu serca – w Trypolisie błyszczą pomarańczowe place.


Październik ’07, Trypolis, w drodze do Accry



[size=99px]1.[/size]

A ona lśni, pobłyskuje na dywanie, na wpół wypatroszona, ach, gdyby tak z jej śmiercią odeszło też i życie. Odkrywać człowieka, znaczy wymyślać go. Poczynając od koloru filiżanki do kawy na martwym stoliku pani Ireny, która od odejścia męża czyści okna częściej, jednak nikt nie przychodzi. Ja przychodzę, ale jestem niczym przy jej wzruszeniu – wysokim jak ocean. Jej ramię to matowy karawan, od tygodni chodzi z brudnym opatrunkiem, stale otwiera rany, podaje kawę, maszeruje od okna do kuchennego blatu. To ciało jest smutne – tak smutne, że tylko faluje, a nie boli jej przecież nic trwałego, nic, co nie mogłoby ustąpić lub co już by nie ustąpiło. Przyzwyczajenie nie kłuje jej, a zasłania, po prostu zakrywa, kawałek po kawałku, źrenica po źrenicy. To niewyobrażalne, ile potrzeba przygnębienia, by kruche ucho filiżanki kawy wyślizgnęło się spomiędzy palców tak silnej – jak ona - osoby. Chciałbyś się ze mną kochać, pyta pani Irena, nie, nie chcę, odpowiadam. Mimo to, kocham się z pani przygnębieniem nieustannie, bez umiaru. To za mało, odpowiada pani Irena, to za mało.


[size=99px] List do Heddy[/size]

To metro, metro, narasta i ścicha. Wróciłem z narkotykiem w zębach, jednak to nie pola, w ogóle nie szumią jak dawniej, nic się w nich nie skrada, nie gniecie mnie zielsko w tyłek, kiedy się kładę. Jestem za lekki, by czuć niewygodę. Wciąż zbyt ciężki, by nie wrócić nigdy. Jestem. Wręcz przeciwnie. Szyba faluje, a firanka sztywna. I wstajesz. Wprost przeciwnie. Lewe strony niebezpiecznie, uważaj, schodzą ku morzu, więc stopy mogą na chwilę zniknąć w bryzie. To jednak wciąż zbyt mało na jakikolwiek dramat. Za oknem ktoś przeciąga po tarasie pusty śmietnik na plastiki. Wielkie czarne koła wpadają w wypustki bruku, by hałaśliwie się z nich wygrzebywać. Jest na tyle nudno, że to musi być życie – bez wątpienia. Nikt się nie przeciwstawia, nikt się nie zatrzymuje, wszystko narasta, płynie, narasta i ścicha.



[size=99px]List do Anny[/size]

Czy będziesz? Coś nas bezwzględnie opromienia, czy siedzisz przy stole, wiesz, tym jadalnianym, z połamanymi świecami i wnękami w drewnie na głębokość palca? Muszę napisać, że krwawisz, zraniłem się dzisiaj przy wyładowywaniu ryb na plażę. Była czwarta, może trochę wcześniej, i włożyłem niemal całą dłoń w gardziel jakiejś przeklętej (ale pięknej i kolorowej) ryby. Rana dłuży się, rozkwita, jest dobrze. Czyli boli? W pełni wracać można tylko do czyjejś dłoni. Nikt nie widzi kości, a jednak kości kocha się najbardziej – za to, że są, że wystają bezwstydnie z ciała, że gdy się ich dotyka, nie drżą, nie zapadają się. Po prostu są.
Nie wiem jak to się stało. Weszli z nożami i trach, pociekło z brzucha, ktoś zapalił lampkę, ktoś warknął: śmierć – w zakole mojego ucha. Wydawało mi się, że wstaje, że zabijam, krzyczę, gińcie sukinsyny!, tyle różu nagle, tyle tęczy jak z rozprutego słonika, kolorowe szmaty pocięte w paseczki, nic nie przypominało narządów, ból też był raczej z tęsknoty – za słonikiem.
Czy będziesz? Coś nas nieustannie opromienia, że dłoń do dłoni, ramię do ramienia, a broda będzie ścięta, obiecuję, a włosy, ot tak, na wszystkie strony, jak lubisz najbardziej. Ta ryba na gardle miała pęcherze i rozjątrzone wypustki. Czy wkładasz dłoń w moje gardło, kiedy śpię? A może chociaż palcem? Grzebiesz w policzkach? Głaszczesz pod językiem?



[size=99px]2.[/size]

Chyba całą noc wracałem spod jej domu, a przy każdym tramwaju nachodziły mnie wątpliwości: zejść ze wstęgi czy może dać się rozwiązać metalom – hałaśliwie i dogłębnie. Dać się rozpruć…jednak wróciłem na śniadanie, schudłeś, mówi Katarzyna, to wszystko prawda, faluję, odpowiadając sięgam po sznurki jej rąk, długimi palcami zaciskam szyjkę czajnika, wlewam wodę, ocieram pot z jej czoła, zaczepiam o ucho nieznośne kosmyki włosów, cała się pocę – różowa sukienka ścieka z barków, grzęźnie na biodrach…gdzie byłeś?, pyta, no właśnie, gdzie ja byłem, wydaje mi się, że to miało miejsce w Skopje, czerwone dłonie macedońskiego fryzjera wypchnęły mnie na ulicę, w powietrzu wisiały opary pomarańczy i mandarynek, po chwili czułem już lufę przyssaną chłodem do skroni, nóż lekko jak komar wsunął swój pyszczek pod żebro, przepraszam, dlaczego pan mnie zabija?, pan ma piękne oczy i powieki czarne jak smoła. Uskoczyłem w pierwszy dostrzeżony zaułek, na wysłużonych łyżkach wrzało podniecenie, z radia ćmił się jakiś bałkański instrument, w powietrzu czuć było mocno nabite na hak pomarańcze i mandarynki.

Nagle wszystko wydaje się odbite w lustrze; śmierć w ordynarny sposób łamie początek i koniec. Czas wygiął się dostatecznie, złapał za własne pięty i zawył z bólu. Tak jak niektórzy ludzie widzą różnice, by poczuć się bardziej złożonymi, tak dusza leżąca w swoich poranionych i cielesnych odnogach, ma się wyłącznie ku jednemu: zaakceptować prostotę nadchodzącego.
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Stokrotka
Posty: 244
Rejestracja: ndz 28 wrz, 2008
Lokalizacja: z zakamarka
Kontakt:

Post autor: Stokrotka »

dobrze się Ciebie czyta... miejscami bardzo poruszająco...

pozdrawiam <img>
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Stokrotka, łącznie zmieniany 1 raz.
szukam cię w miękkim futrze kota
w kroplach deszczu
w sztachetach
opieram się o dobry płot
i zasnuta słońcem
- mucha w sieci pajęczej -
czekam...
H. Poświatowska
Anonymous

Post autor: Anonymous »

Muszę napisać, że krwawisz, zraniłem się dzisiaj przy wyładowywaniu ryb na plażę.
a nie krwawię?
Wydawało mi się, że wstaje, że zabijam,
wstaję i zabijam/ wstaje i zabija - nie mieszaj podmiotów :P

2 - najlepsze, a 1 weź jeszcze pod pióro, bo np. trzeba by trochę doprecyzować:
" Odkrywać człowieka, znaczy wymyślać go. Poczynając od koloru filiżanki do kawy na martwym stoliku pani Ireny, która od odejścia męża czyści okna częściej, jednak nikt nie przychodzi." - to przychodzenie raczej nie bardzo wynika z pierwszej części zdania. Można sobie wyobrazić, że czyści te okna na powrót męża, ale to ma dość odległe kojarzenia :P
no i ogólnie to więcej kropek by się przydało i masz łeb ukręcony, że linka nie dostałam ;P
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Korien
Posty: 431
Rejestracja: śr 28 paź, 2009

Post autor: Korien »

Justyno, tak zostanie.


Dzięki wam za czytanie,
pozdrawiam
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Korien, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Boleśnie, ale niesamowity klimat, opisy!
Od lat czytam Cię z tym samym podziwem, Kamilu. Szkoda, że już nie bywasz na forach...
Latima
Posty: 3442
Rejestracja: śr 14 lip, 2010

Post autor: Latima »

KK, niech to szlag, gdzie marnotrawisz swój talent?!