Krzysztof Kamil Baczyński

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Salto

Na najwyższym piętrze miasta
zawieszony płynę statkiem,
urastam
o głowy chmur, o kolumny wichru,
o nieszczęście -
- zapadam.
Potem zabłąkany na rozdrożu, które jest echem,
skaczę
w górę wystrzelony przez niechęć.
Pędem świat nagle oniemiał
i widzę:
szybko przybliżona ziemia
wybucha wszystkimi kaflami ulic.
Szybciej: nagłe tysiąclecia lat
uciekły.
Świat -
z trzaskiem złamany kręgosłup.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Wieczory

Deszcz zrywa dzisiaj margerytki gwiazd

codziennie wieczór przyjeżdża w pustych tramwajach
siada na ślepych ławkach zasypanych w zmierzchu

nie trzeba kroków którymi można noc krajać
usta gasną w dusznie obrzmiałym powietrzu...

Codziennie wieczór sypie niebo w gęste oczy
drzewa - żałobne motyle trzepią trwożliwie
więdną przechodnie samotni w werblach ulicy
asfaltowymi rzekami noc chodzi
czy wiesz?
mostem przepływał pociąg w łaskocącej groźbie
w szybach wisiało światło zmętniałe i duszne

pociąg...
przynosił w oknach tysiące twych spojrzeń...
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Noc

Pierś tej nocy od­cię­ta i za­mknię­ta w klat­ce.
Ze­wsząd sztur­mu­ją łóż­ka, wzdy­ma­jąc się, drżąc.
W krzy­ku wy­dar­tym trwo­dze - o Bogu i Mat­ce -
bro­dzisz na ukos kasz­lu i śmier­ci - pod prąd.

Tam uwi­kła­ni we śnie ska­czą­cym jak rtęć
i od­wró­co­ne ścia­ny jak oczy z ka­mie­nia.
Go­dzi­na po go­dzi­nie w trum­nę się za­mie­niam,
któ­ra cia­ła uno­si skur­czo­ne jak pięść.

A po­tem jesz­cze da­lej, aż nad okna brzeg -
- nie uwie­rzyć: za oknem księ­życ mży jak śnieg
na zmniej­szo­ne w go­rącz­ce cia­ło.

Nie uwie­rzyć: w snu zgni­łą różę
smut­ne rano koci spokój mru­ży.
Śnią się oczy z gorz­kich, po­dłuż­nych mig­da­łów.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Elegia codzienna

Dzień jak popiół sypie w rozwiane włosy drzew,
latarnie dźwięcznie opadają w mdły asfalt,
w ciężkich, obrzękłych goryczą warstwach
godziny nakładają chomąta na wynędzniały gniew.
Każda szyba grozi zerwaniem wątłego dnia,
wystawami domy spływają obok spojrzenia.
Trzeba uważać:
czas się zbyt łatwo na przeszłość zamienia,
dzień topi się za każdym krokiem w szeleście - w bzach.
Blade przedmieście lęka się pąków chwil.
(Kto malował na płotach pejzaże dalekiego morza?)
Na co znowu czekałem?
Dzień w kadzielnicach ulic gorzał,
świt budził świsty fabryk - zaczajonych w chmurach wilg.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Elegia o lecie

O, dziecinne oczy chabrów,
dojrzałość nasturcji.
Dzień jest jak okręt odpływający do Indii,
odpływający do Turcji.
Aleje prześnione o cieniach szerokich baobabów lip.
Balkon sąsiedni fuga Bacha
pejzaż prowadzi pod kościół
i słychać koła nieba - planet skrzyp.
Cóż zostało?
Oto grób jest gliniana warstwa wspomnienia,
nieżywy kwiat o dziecięcych policzkach,
mój wiersz ostatni, który spaliłem,
została z niego mała czarna różyczka.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Romantyczność

Zgliszcza. Takie już prawo wyrastać z popiołów.
Wiatr rozrzuca kwiaty przejrzyste jak szkło.
Podaj ręce, kochana, które ku temu są,
by się zamykać jak koło.

O lasy niewidzialne, knieje, co się chylą,
i oddech ich na ustach, i u powiek szept:
Wiesz, miła - po tych gruzach, co przerosły gniew,
będziemy duchów chwilą.

O, bo słychać muzyki i nie takie,
które we fletni grajek przynosi i gra,
to od tarcia skrzydeł, to gdy po rzece kra,
które dopiero kończą się ptakiem.

Nie trzeba śnić, aby ujrzeć płomień w obłoku,
a gdy zobaczysz dłonie bez ramion - też nie sen.
Krążenie jak poczynanie i łuny pęd
i widać tak wyraźnie jak twarz w potoku.

Takie już prawo nam rosnąć czy ginąć,
sok wprowadzać w spalone łodyżki ciał,
gdy przy nas duch. A ja widziałem: stał
nad nieobeschłą kształtu gliną.

Bo w rośnięcie naoczne uwierzyć czym jest,
gdy się tak pręży i zorza wstaje nad nim?
Oto twa głowa na piersi i czuję serca łez,
w każdej z nich anioł ukryty - nim spadnie.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Teologia

To ty ciosami piorunów huczałeś
w kowadła zdrętwiałych źrenic,
że czaszki dla lęku były za małe,
a serca za wielkie dla ziemi.

To ty ciskałeś z dłoni jak orkan
kule ogniste na krągły strop,
a w drogi ludzkie sny i ruiny
dymiące jak twój świeży trop.

I zastygałeś w pogromów zgiełk
pośród wędrówek głuchych pokoleń,
aż osaczony lufami szkieł
stanąłeś kroplą wody na stole.

Czymże ty jesteś, gdy w świetle przygasł
ogień zodiaków sypanych z góry,
a natarczywy ciągle napływasz
w szkiełka - tętniącym jądrem komórek?
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Rycerz

W noc zjeżoną kwiatami martwego powietrza
nie nasłuchuj, nie jadą rycerze
w zbrojach blasku, w kaskach na wietrze
rozwiewających kity płomieni, a miecze
obronie słabych — tylko w pochwach rdzawych
albo zalane płaszczyznami śniegu,
albo jak gwiazdy pogubione w biegu.

Witaj, a nie płacz mi. Ja zawsze senny,
w nocy skrojony na kształt owych dawnych,
idę w pochodach, w cieniach jak sam ciemnych
i nigdy znaleziony, nigdy wiarą sławny,
a tylko ręce wspieram o ten słup z przestrzeni.
Gram. Jestem rycerz — Boga zamyślenie.

Ach, lądy jak pióropusz dymu ogień wzbija.
Mijam morza rozległe jak błyszczące ryby.
Gwiazdy spadają w ciszę. Psy przed domem wyją
i złote deszcze iskier — jak żuki o szyby.
I czegóż ja dostanę, czegóż pragnę jeszcze,
zamarzły w lodem martwą, niebieskawą przestrzeń?

A szukają i złota, i chleba, szukają,
choć jak krety korzeni, które w słońcu rosną
kwiatami czy rudawą o zachodzie sosną,
i zawsze kopiąc tak — nad ziemię nie dostają.
I podkopując tak — są złej planety jękiem
pod tym pułapem, co jest światła dźwiękiem.

Ja wierząc tak w umarłych żywym obcowanie
i poznając — do krzywdy przykładam miecz rdzawy,
który jest krzywdzie miłość — rozpoznanie
i jest jak pod stopami szatana — kłos trawy,
a choć znam płomień zaklęć jak piorun wśród ciszy,
nie zawołam — w mórz szumie nikt go nie usłyszy.

I tak przez ciało czekam, choć ognia potopy
niby wojsk krwawych skrzydła ciągną czarnym stropem.
I jestem. Czym ja jestem? Wierzący przez małość —
rycerz gór zapomnianych — w zmartwychwstałe ciało.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1792
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Z "Pieśni pierwotnych"

I. Głód
Żółte pola. Su­che jasz­czur­ki-ba­dy­le na dro­dze,
a zwie­rzę­ta do źró­deł, gdzie cień wil­got­nych lesz­czyn.
Skrzy­pią koła po­jaz­dów, gdzie czar­ne że­bra ogro­dzeń,
gdzie ko­łu­ją­cy piach i su­che drze­wo trzesz­czy.
Och, jaki brzuch nie­bie­ski - wy­dę­ty bę­ben zda­rzeń,
a oczy czer­wo­ne go­rącz­ka pod­pa­la - po­la­na.
Dni jak de­ski - to su­cho, to twar­do pło­ną­ce w skwa­rze,
bu­dyn­ki jak bia­ły po­żar i war­gi, i wiot­kie ko­la­na.
Wiot­kie ko­la­na do stud­ni, tam żaba pła­ska jak dłoń,
tam pta­ki z wy­pa­dłym pie­rzem i gło­wy dzie­ci-em­brio­nów.
Po­daj po­chod­nię, bra­cie - tam szkie­let wy­schnię­ty - koń
dymi. Sie­kie­rą ro­ze­drzeć mię­so spa­lo­ne czer­wo­no.

II. Łowy
Ko­nie rżą. Uko­śny ba­dyl dymu to proś­ba w nie­bo.
Psy przed nami, za nami wio­ska ko­biet ła­god­nych.
Szy­bo­wać zie­lo­no. Mo­rze - pusz­cza wy­mi­ja jak po­dmuch,
jak po­dmuch idzie od dębu szczy­głów szorst­ki szcze­biot.
Psz­czo­ły dzi­kie uno­szą łupy zdo­bycz­nych wy­praw.
Wy­cią­gnąć ręce - ko­na­ry - ra­mio­na wro­gich bra­ci.
Na ko­niach prze­tnie­my krza­ki i po­tok, któ­ry przy­brał.
Włóż na nas ręce, słoń­ce - czer­wo­ny boże i ka­cie -
rów­no z kar­kiem obe­tniesz gło­wy. Już w dali szorst­ko
wzbiera sierść zwie­rza, co wy­padł ła­miąc ko­hor­ty wi­klin.
Lep­ka jest krew na strza­łach i pach­nie wodą mor­ską,
kie­dy głód war­czy - za­bi­jać jest pro­sto, we­so­ło i zwy­kle.
Po­la­ny wiot­kich cie­ni, tam dym roz­ci­na nie­bo­skłon
i pot roz­ci­na czo­ło. Za­pal­my faj­kę wi­śnio­wą.
Sze­lesz­czą świersz­cze na świer­kach, pod­cho­dzą ko­bie­ty i z tro­ską
kła­dą nam ręce we wło­sy jak w lut­nie znu­żo­nych ło­wów.

III. Śmierć
To słoń­ce czer­wo­ne z rana spa­li­ło moją tar­czę
i ła­miąc osty przed do­mem prze­cho­dzi wid­mo ojca.
Po co le­je­cie wosk? Na trwo­gę moją nie star­czy
tych dy­mów. Dusi ka­dzi­dło, a czar­ny kruk przed bra­mą.
Nie od­chodź ode mnie - strasz­niej
te dęby pły­ną wprost na mnie
i ciur­kiem gwiaz­da pół­noc­na spły­wa mi w pra­we oko.
Drzwi otwar­te dla stra­chów. Za­mknij te wro­ta, za­mknij.
To bo­cian ukradł mi ręce i scho­wał w gnieź­dzie głę­bo­ko.
Dłu­ga jest dro­ga przez pusz­czę - daj­cie krze­mien­ny to­pór,
wśród wil­ków bóg mi ucie­ka, bóg ucho­dzą­cy jak je­leń.
Dla­cze­go mu­szę sa­mot­nie przez las prze­ra­żeń? Jak so­kół
wi­ru­je księ­życ
i gwiaz­dy - ćwie­ki lo­do­we na cie­le.
Awatar użytkownika
Vestka
Posty: 325
Rejestracja: sob 25 sty, 2020
Lokalizacja: Krk

Post autor: Vestka »


* * *


Jesteś o tyle spojrzeń ode mnie.
Jest mi o tyle twych spojrzeń samotniej.
Ciemniej
opada każdy wieczór bez słów,
trudniej słowa rzucone, kwiaty na drodze podnieść.

Cztery spojrzenia ścian miasto zamyka na smutek,
a obce czyny i ludzie ulatują obok.
W którym wieczorze jak ten odnajdę
ciszę przechodzącą przez ugór czasu Bogiem i tobą?

Oto jest znów ulica niedzielna zamknięta w miejski kurz.
Obcy flet kroków, gdzie szopen płacze z okien.
Tak samo, tak samo, tak samo jak kiedyś
niebo patrzy obłe, jak smutek głębokie.

Dni ulatują w trwogę o ciebie,
noc obca gwiazdami zarasta i bladą miejską trawą.
Wiatr wspomnienia - chmurom oderwana gałąź.
A przecież
te same gwiazdy co tam kołyszą noc nad Warszawą.

Mrrrrrr