Włoscy poeci współcześni

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Antonella Anedda


Wygnania

plenum exiliis mare, infecti caedibus scopuli.
Tacyt, Historiae


Myślę dzisiaj o dwojgu z wielu którzy utonęli
o kilka metrów do tych słonecznych brzegów
o znalezionych pod łodzią, przytulonych, objętych.
Zastanawiam się czy na kościach wyrosną korale
i co stanie się z krwią wobec soli,
więc sprawdzam - szukam w starych podręcznikach
medycyny sądowej mojego ojca
w książce w której ofiary
są na fotografiach razem z przestępcami
na chybił trafił: samobójcy, mordercy, genitalia.
Żadnego pejzażu tylko stalowe niebo fotografii, czasem krzesło,
tułów owinięty w prześcieradło, stopy na noszach, nagość.
Czytam. Dowiaduję się że właściwą nazwą jest livor mortis.
Krew gromadzi się nisko i krzepnie
najpierw czerwona potem sina wreszcie staje się pyłem
który owszem, może rozpuścić się w soli.


(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Tiziano Broggiato



* * *

Milcząca, w gęstym przezroczystym welonie,
rzeka bezradnie wyczekuje
niskich nalotów wiatru,
który wirując spada
z wysokiego mostu kolejowego.
Na brzegach wątłe wrzeciona światła
obszywają niezmienne uprzęże
piniowych igieł, które są wycięte
każda oddzielnie.

Na horyzoncie jest maleńkie słońce,
rozrzedzone, nieruchome jak historia,
co została na zapleczu spojrzenia.
Punktualnie, choć w zbytecznym spełnieniu,
nastaje gorączkowa pewność,
że cały ten pejzaż
może się obyć beze mnie.
Że nawet twardy chłód,
który wokół skrywa zmęczenie,
wyjawia mi w istocie,
jak skurczyła się moja przestrzeń
w koszyku czasu.



* * *

Myślisz, półsen jest granicą,
ostatnią barierą między udrękami,
nad którymi za dnia zręcznie panujesz,
i jest nocna rozległość, w której panoszą się
poza kontrolą.
Cisza staje się wielkim znakiem zapytania,
soczewką zapalną, gdzie zbiegają się
wszystkie cienie, które nie wiesz, czy odchodzą od ciebie, czy
tylko wiernie idą tuż przed tobą.

Na alei, którą sycą łagodne tryski deszczu,
liście wirują wokół samych siebie.
Scena nieobca bezustannym obrotom wszechświata.
Widzisz, że wszystko w końcu się sprowadza do powolnego, nieuchronnego
następstwa, jak to, które sprawia, że dzień każdy
wygasa w następnym.



Bezsenność

Opadła gęsta mgła,
nieruchome opary, w których błąkają się
oszukańcze aureole światła
z niepozamykanych szuflad.
Rzekłbyś, że podstępna nieprzyjaciółka
rozrzuca ziarenka żwiru
na jedynej drodze ucieczki
z nocnego bezkrólewia.

Usiłuję, w szczelinie między czuwaniem a snem,
markować moje puste pola i
wysokie mury graniczne.
Lecz kiedy unoszę powieki,
ona wciąż jest i patrzy:
pochylona nade mną, i to z dłońmi
splecionymi na krzyżu.



(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Claudio Damiani


* * *

Jak pięknie że ten czas
jest jak wszystkie inne,
że piszę wiersze które
jak zawsze zostały już napisane,
że ta kotka przede mną myje się
i spędza czas,
choć jest sama, prawie zawsze w domu, samotnie,
a przecież robi co trzeba i nie zapomina o niczym
- teraz na przykład leży i rozgląda się wokół -
żyjąc po swojemu.
Jak pięknie że ten czas, jak każdy, przeminie,
jak miło że nie jesteśmy wieczni,
że nie różnimy się
od nikogo kto już żył i umarł,
kto wszedł do śmierci ze spokojem
jak na ścieżkę która kiedyś wydawała się trudna, stroma,
a okazała się płaska.



* * *

Uczyłem dziś moich uczniów geografii,
opowiadałem o akcie urodzenia, o rejestracji w urzędzie
i mówiłem: "Kiedy umrzecie
trzeba będzie zapisać także waszą śmierć"
i mówiąc "kiedy umrzecie"
dodałem "kiedy my wszyscy umrzemy"
i odniosłem silne wrażenie że w ich hałaśliwej reakcji,
wśród rozmaitych żachnięć i zaklęć,
była ponura akceptacja, jak u zwierząt co pod jarzmem
zginają karki, a także poczułem wspólnotę,
lecz poczułem również że tym co nas łączy najbardziej
i upodabnia
są nie tyle narodziny, warunki czy środowisko,
ile ten wspólny los, ta przyszłość jednakowa dla wszystkich.
I czułem jeszcze że nie ma różnic
nawet co do czasu, czyli co do tego że ktoś umrze wcześniej, ktoś później,
lecz wszyscy razem idziemy na spotkanie śmierci
jak gdybyśmy się trzymali za ręce, ze śpiewem,
z zapachem we włosach, z głowami w kwietnych
wianuszkach.



* * *

My jesteśmy kamikadze, my żywi,
od narodzin co dzień rozbijamy się
o wrogie okręty.
Bierzemy narkotyki by za dużo nie myśleć,
wonnościami namaszczamy włosy
i zdobimy kwieciem, tańczymy i śpiewamy
na całe gardło, w cudnych dziewczętach
o krótkich istnieniach kochamy się,
i one też są kamikadze,
w ich imię składamy w ofierze swoje życie
(jak i one swoje składają w nasze imię).
Lecz czasem budzimy się w samotności
i rozważamy nasze kulawe życie,
patrzymy na zwierzęta na pozór nieświadome
śmierci i zazdrościmy im,
i nie chcielibyśmy już namaszczać sobie włosów,
nie chcielibyśmy już tańczyć i śpiewać,
chcielibyśmy zabrać nasze kobiety i uciec
na zaczarowany statek na rozległym morzu,
dotknąć wysp cudownych o nieznanych imionach,
spróbować egzotycznych owoców, łowić smakowite ryby,
kołysać się na hamakach w cieniu palm
kiedy zachodzące słońce rozpala morze i niebo,
i w dwie chwile zostać zabici przez tubylców.


(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Milo De Angelis


* * *

Jest wieczór, przetacza się włókno
wszechświata a ja, jak widzisz, wychodzę
z kamienia żeby znów porozmawiać
o życiu, o mnie i tobie, o twoim życiu
na które patrzę z potężnych nokturnów, przyglądam się i czuję
w głowie nigdy nie wygasłą pustkę, rwącą
pustkę co burzyła twój spokój w czerwieni zabaw
i teraz powraca i powraca znowu
wstrzymując taniec sylab
gdzie rytmicznie bywałeś a ciebie razi
jednostajne brzmienie. gubisz
kłębek dni i rozbijasz
twą jedyną klepsydrę i zastygasz i chciałbym
pomóc ci jak zawsze ale umiem tylko
zrobić partyzancki wypad z tej obręczy
i patrzeć na ciemność która między skrońmi kołysze się
i wymierza ci karę,
mój synu.



* * *

Słodka nicości
która prowadziłaś mnie w latach
czystego dźwięku, kiedy wszystko się niosło
z rozległych opowiastek rodziców
a świat nieznany nas wezwał...

... a ty, ponura nicości wygnania,
nicości dusz bez odpowiedzi,
nic rozjuszone, krwawiące,
blizno ściętego kwiatu...

słodka nicości i nicości ponura
wy jesteście tym samym na zawsze.



* * *

Wieczny chłopiec który pomieszkuje
w tobie gra bez ustanku i biega za piłką
która go prowadzi w wielki ryk stadionu, w otwarty
uśmiech świata... czego ci brakuje czego szukasz
w kobiecie jakiego cienia jakiego sekretu jakiego tańca
nieokreślonego
który objawia święte umówienie
w ostatniej minucie, i wydłuża ją, skraca,
upodabnia do życia.



* * *

Kadr. Samotna kobieta
w łagodności mgieł. Viviana. Patrzy
na zachód słońca, woła mnie, powtarza przekornie
porządek wyścigów, pędzi
od drzwi do drzwi, od sezonu do sezonu
powtarza na kilku metrach szlak planet
a potem wraca tutaj, do drzwi kiosku
gdzie ją poznałem na tchnienie, widziałem jak przebiega
pomiędzy datami w gazetach, zgubiłem, odnalazłem,
zmartwychwstała a potem doskonała i dumna, jak poezja
co odradza się upadając w swą biel.


(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Alba Donati



Fernando

Dlaczego taki starzec jak wujek Fernando
który skończył dziewięćdziesiąt sześć lat, ze swojego łóżka
u szczytu wioski krzyczy i woła mamo.

Dlaczego przed nim tak wielu spośród tych, co uciekli z domu,
na klęczkach wrócili na drogę co prowadzi
do domu dzieciństwa, nie słuchając nikogo.

Jak może istnieć ta pośrednia przestrzeń
pomiędzy życiem a śmiercią, w której cały czas się zaciera
i jesteśmy bezbronni jak oseski na rękach tych co nas kochali.

Jak gdyby życie się nie wydarzyło.
Jak gdyby budowanie siebie stało się nagle
czasem straconym, ponieważ naprawdę

chcieliśmy tylko przystanąć i prosić o wsparcie.
Teraz towarzyszy nam miarowy krzyk,
prawie co godzinę, wujka, który skacze z góry

na dachy domów postawionych niżej i ma nas w sobie:
jest kimś jak bóg czasu, Królem który ze swojego zamku
okrzykiem cierpienia trzyma w szachu wioskę.

Wokół są spokojne lasy pośród nocy,
ale i one idą spać o tej porze
a nas z via della Penna, z via della Chiesa

przerasta śmierć - ale tak pomiędzy
córką i żoną, w takiej ich bliskości jak możesz odpaść?
Chyba nikt nigdy nie czuł się w życiu tak bezpieczny.

Dlaczego teraz kiedy pisałam o tobie
umarłeś, o dziewiątej rano, pod koniec lipca.
Nie ma już pana na zamku

cała baśń życia na granicy śmierci
i twojego umysłu który coś zawróciło
który nam wszystkim podawał tempo, jest skończona.

Pamiętam jak miałeś osiemdziesiąt lat i w winnicy
wspierałeś się laską, z charakterystycznie dziecięcym spojrzeniem
wzdłuż i wszerz przekraczając własne granice,

napawałeś się dniem który o tej porze jeszcze cię prowadził
do najdroższych ci rzeczy. O takim zuchwalstwie
nigdy już nie słyszałam i już ani razu

nie poznałam tak dobrze sensu słowa przynależność,
jak ty należałeś do tamtego wzroku,
z postacią matki jeszcze ciepłą w sercu.

Skąd się bierze ta magia idącego człowieka,
w czasie, który wbrew wielu nie zatrzymuje się, nie kończy,
tylko zawęża by dotrzeć do jutra.



NOT IN MY NAME

Przed dyrektorem banku moja matka
zaciskała pióro i drżąc napisała:
Bernardini Iole.
Ja widziałam, że to nie był podpis, tylko przepraszając
napisała najpierw nazwisko potem imię,
jak gdyby pisała but, kamień, malwa przed snem.
Stamtąd do niej, z jej dobrze wychowanego czasu, wzlatywały
skrzydlate podpisy, imiona kreślone żeby być niewidoczne
imiona pisane by mówiły sztuka, indywidualność, natchnienie.

Lecz ja postuluję, jeśli ten marsz pokoju naprawdę chcemy poprowadzić,
jeśli chcemy pisać NOT IN MY NAME teraz i zawsze, otóż
ja proponuję pisać nasze imiona jak leci, jak gdybyśmy
pisali: przyniesiesz mi kawę? Czy mnie słuchasz?
Czy mogę zacząć? Pocałuj mnie w końcu!
Krótko mówiąc imiona te same, nie własne lecz wspólne, imiona zamienne
jak gdybym ja pisała imię twoje a ty mojej matki
gdy ona pisze imię swoje na rachunku średnioterminowych inwestycji.



Pstryk

Doskonałe jest szczęście
kiedy wszyscy jesteśmy razem
i nie brak nikogo

kiedy drzwi trzaskają
na wejścia, wyjścia, kiedy
ktoś przychodzi spóźniony

a brakuje krzeseł
ale co ty przecież się ściśniemy
zmywarka jest pełna

i tak samo pralka
kiedy pstryk zapala się światło
lub gaśnie.

Kiedy ktoś kto był chory wyzdrowiał
a kto był zdrowy wciąż dobrze się czuje
na czas nieokreślony,

bez wyznaczonych granic, to chwila
której nie znam nigdy,
ale jest doskonała.

Przydarza się jeśli nocą dom
chroni spokój
tych co śpią przed ciemnością

a Pan Ocalony
z Panią Nieuległą
obejmują się. Jedyne co mówią

to "do jutra". Pstryk.



Pisanie

Zawdzięczam wszystkie moje wiersze
innym wierszom
pustce którą we mnie zrobiło
słowo kogoś innego
ciszy w której kroczą
myśli jak szybkie koty
w nocy
opuszczonej wioski.



Pisanie dwa

Zawdzięczam to niewiele które napisałam
temu wiele które przeczytałam,
każda kartka, jeśli dobrze zgrywała
ciszę początku
i końca, otwierała we mnie
inne kartki zapisane na marginesie
zużytej książki
w świetle świecy.



Pisanie cztery

Pisanie zawdzięczam nielicznym rzeczom
które mam w darze od losu
ubóstwu co posiada
las w październiku, szron
w grudniu, majowe róże
i poddasza w meblach pająków
i starych kurtek.
Zawdzięczam wszystko niczemu, przypadkowi
i jest słuszne żeby tak było.


(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Valerio Magrelli


Przytulenie

Ty śpisz obok mnie więc ja się zginam
i przy twojej twarzy zasypiam
jak dzieje się ze świecą
przy innej świecy która podaje jej ogień.
I oba światełka stoją
kiedy płomień przechodzi a sen się snuje.
Lecz kiedy się snuje
drży piec w piwnicach.
Tam nisko spala się zwęglona natura,
tam w głębi płonie Prehistoria, śmierć
torfy pogrążone, skisłe
buchają w moim kaloryferze.
W ciemnej aureoli nafty
pokoik jest gniazdem ogrzewanym
przez organiczne osady, stosy, ciecze.
A my, knoty, jesteśmy dwoma językami
tej jedynej paleozoicznej pochodni.



* * *

Że materia wywołuje zakażenie
jeśli ugodzić ją w skrajne włókna
oderwane jak cielę od matki
jak wieprz od własnego serca
kwiczący na widok własnych poszarpanych członków;

Że ten zgiełk wytwarza
energię jak ta co wybucha
kiedy rozpada się człowieczeństwo, czcigodna zasłona świątyni
a królewska głowa spada ścięta z organizmu państwa
aby uzdrowiciel stał się raną;

Że objęcia paleniska są promieniowaniem
stosem natury, który bezbronnie
rozpada się przed uśmiechem gapiów
by przynieść leciutki wzrost
temperatury otoczenia;

Że forma wszelkiego wytwarzania
zakłada włamanie, rozłam, pożegnanie
a historia jest aktem utleniania
a Ziemia kruchym stosem drew
wystawionym, by schnął na słońcu,

to niesamowite, no nie?



Leżałem na łóżku w ambulatorium

Leżałem na łóżku w ambulatorium,
ukryty za parawanem.
"Angtygono", "Tak", "Jesteś?", "Jestem".
Kręgi, kręgi.
I zaczynają ze sobą rozmawiać,
dwoje starych ludzi, dwa stare głosy.
Bo głos się starzeje,
nawet w brzmieniu tkwi kość czasu
nawet w oddechu. Wzdychali, i było
w tym echo echa,
echo które poprzedzało wymowę.
Coś zepsutego i roznitowanego, rdzeń
wyciągnięty z kręgosłupa i
obnażony jak błyszczący miecz,
głos-wrak
kręg głosu.



Rój. Po trzęsieniu ziemi w I'Aquili

By nie zapomnieć Wielobójcy

Mówi się "rój sejsmiczny", jak gdyby chodziło o pszczoły,
ale pszczoły, które wyganiają nas z domu,
pszczoły, które robią miód gorzki,
miód cierpienia, zgagi, strachu.
Osiedliśmy na ich pasiece,
dlatego nas wyganiają.
Nie jesteśmy u siebie nawet we własnym domu,
nawet własny dom jest cudzym domem,
domem kogoś, kto przyszedł tu wcześniej
i nas teraz przegania.
Przybywają rojem, odbierają dom,
swój dom, z którego nas wypędzają,
karząc za pychę:
że byliśmy na tyle naiwni,
by wierzyć, że świat jest do zamieszkania.



To moja modlitwa poranna

[...] nous devrions pourtantn [...]
Charles Baudelaire


To moja poranna modlitwa:
sprawdzam stan konta, przy czym jako hasło
za każdym razem odnajduję twoją datę
urodzenia.
Przez cały dzień w ogóle o tobie nie myślę,
a przecież nie ma świtu, byś obolała
nie wyszła do mnie
kiedy robię przelew,
jak Łazarz, co wyszedł z grobu.
Powstajesz z grobowca komputera
i witasz, by robić wyrzuty,
z goryczą, z tą zapiekłością zmarłych,
której już za życia głęboko nosiłaś w sobie
ziarno. Czego chcą umarli?
Czego my od umarłych, że ich wzywamy
z ponurym mnemotechnicznym cynizmem?
Ja korzystam z pamięci o tobie, by spłacać rachunki,
a ty do mnie wracasz, trwa twoja postać,
by równać rachunki z moją torturą.



* * *

Młodym, którzy sami idą ulicą,
wyrosły słuchawki.
Starzec idzie roztargniony
lub srogi, pogrążony w myślach,
ale młodym, co sami idą ulicą,
wyrosły słuchawki.

Ja, kiedy idę na spacer,
chcę dojść jak najszybciej
i gdzieś błądzę myślami.
Oni inaczej: słuchają, słuchają,
Słuchają, słuchają, słuchają.
Nic innego nie robią, tylko słuchają.

Naród na nasłuchu, który nie chce
tracić czasu i korzysta z każdej chwili,
by chłonąć muzykę. Patrz,
jak pędzą skuterem albo na rowerze
i zawsze uplątani w boga słuchaweczek.
Karmieni przez osobiste kroplówki nut

- zależą od wiszących przewodów,
które podają im łańcuchy
płynnych dźwięcznych molekuł.
Trochę pacjenci, trochę narkomani,
piękni, lecz kiedy tak się błąkają w skupieniu,
wszyscy oddani są magicznej dawce.



(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
spirytysta
Posty: 479
Rejestracja: czw 23 mar, 2017
Kontakt:

Post autor: spirytysta »

Wspaniałe są te teksty. Czy można gdzieś je kupić w postaci książki?
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Tak, spirytysto. Powyższe teksty pochodzą z tomiku "W szczelinie między czuwanie a snem. Sto dziesięć wierszy włoskich poetów współczesnych" w przekładzie Jarosława Mikołajewskiego.
spirytysta
Posty: 479
Rejestracja: czw 23 mar, 2017
Kontakt:

Post autor: spirytysta »

Vesper pisze: sob 14 sty, 2023 Tak, spirytysto. Powyższe teksty pochodzą z tomiku "W szczelinie między czuwanie a snem. Sto dziesięć wierszy włoskich poetów współczesnych" w przekładzie Jarosława Mikołajewskiego.
Super, dziękuję
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

W tytule jest błąd: ma być "czuwaniem".

Proszę bardzo :)
Cieszę się, że teksty wzbudziły Twoje zainteresowanie.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Daniele Piccini



* * *

Ile więc pokoi ma Bóg w swojej głowie
by płakać i czuwać
nad wielością gatunków
przeznaczonych do śmierci,
dzikich i zwinnych, królewskich.
A ile rzeczy miksuje natura
aż wydaje się niemożliwe
pamiętać, roje planet,
konstelacji, niezliczonych zwierząt
jak puls serca świata.
Nikt i nic, nic nie daje gwarancji
twojej wszechwiedzy,
a nawet cię proszę, miej w sobie
nikłą litość dla niewielkiej zguby:
może cię rozpoznam w tej chwili.



* * *

Mury ojczyzny są miodem
który wiążę twój los i nadaje formę światu,
nic nie jest tu znane: w tym jeziorze
zdarzyła się może Odyseja, w bliskości
narodzin gatunku, wojny
po których zostały wyszczerbione wieże.
Nie lata, lecz tysiąclecia w arteriach
dziecka które uczy się wyżłobionego czasu
i poznaje święte przerażenie wracając
do początku filmu, i pioruny i bestie
które nawiedzają pamięć, odwieczną.
Nie wydawaj na świat dzieci, które będą musiały
płacić tę cenę, raczej bańkę,
tchnienie w to co stworzone, które nas wyzwoli.



* * *

Tchnienie w to co stworzone, bez środka,
które nie związuje już innych z łańcuchem
lecz wytworzy mroczne macierzyństwo
dla zagubionych zwierząt, gatunków,
lecz urodzi na nowo to co jest,
uniesie i odciągnie od strachu.
Pozwól, z namiętności odrodzona niech będzie
bańka już bez rodziców
która przyjmie wszystkie rzeczy
sieroce i bez pamięci, niech je uleczy,
podniesie by zostały posłane
wolne do bajki o ziarnach,
o słonecznikach, które już nie schną,
o nadciągających burzach, które stoją w progu.



* * *

Udało się zejść w jakimś śnie za plecami
niebieskawego wzgórza Asyżu,
a owieczki chmurek
ześlizgują się do dźwięcznej doliny.
Dłoń cała z powietrza, powietrza pełnego,
kładzie się na ramieniu, gdzie płacz
więźnie w gardle zmęczonego rycerza,
zmęczonego jak koń co go niesie.
Stąd żaden dzień nigdy nie był na próżno,
błędem było zejść z kryjówek
oswojonych wilków i gołębi,
błędem było kusić naturę...
tak we śnie, w błysku nocy
granat połyka nasienie cierpienia.



* * *

"Mieliście... błysk... szczęścia...?".
Uśmiechają się bez szyderstwa, a wręcz
uśmiechają się odwiecznym uśmiechem
przeniesionym z cierni, z niewygód.
"Nie widzisz jeszcze?" chcą powiedzieć
lecz z jakąś słodyczą, słodyczą
co stała się bezkresna żeby być bezpieczna.
"I znów nas pytasz?" - chcieliby powiedzieć,
lecz uśmiechają się łagodnie czekając
na mnie, jak na wszystkich którzy się rozbiegli.
"Mieliście... czyście mieli kiedyś... błysk...
choćby raz... szczęścia...?"
Z trwogą być może, za całą odpowiedź
wydają boży pisk w płaczu
nocy która nas wiąże
ze zwierzęcym oddechem.



* * *

"Mój synu, powtarzasz zagrywki
kiedy piłka jest już daleko, kiwasz się
kiedy mecz już się odbył i odmierzasz
dziecięcymi łzami radość
krótkiej rozgrywki.
Trenujesz raz i drugi nieudaną zmyłkę,
spóźniony strzał
i nadto przykurczony wypad.
Tak będziesz żył kiedyś. A ja bym chciał
byś się uwolnił od strachu,
który jest jedynym przeciwnikiem. To co zrobiłeś
niech nie będzie dla ciebie kamieniem lecz różą:
o tę jedyną okazję się nie bój".



(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Ostatnio zmieniony ndz 15 sty, 2023 przez Vesper, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Umberto Piersanti


Dusza

nie mogłem nigdy zrozumieć
jak dusza przedziera się przez ciernie
ale dusza jest niewielka, powietrzna,
wśród cierni mknie bez zadrapań


Jeszcze o duszy

w Valpianie babcia spotkała
kogoś kto czytał o północy gazetę,
a o północy kto czyta gazety?
chyba tylko dusza
ale mama jej nie uwierzyła


Wyspa

Czy pamiętam mirt gęsty w lesie
biały i pachnący, jak schodzi po skałach
nad to morze? I kozy
uparcie siekające tymianek, sekret
wzroku który się kładzie
wszędzie i wciąż nieobecny?

Już nie znam miejsca w porcie
gdzie weszliśmy na statek
jakie były dokumenty podróży.

Wysoka, schodziłaś w kurzu dróżką
odwieczną jak dziewczęta
które nosiły pranie do źródła
twoja skóra była równie ciemna.

Zatrzymaj się na polanie gdzie wiatr
osuszył i rozwiał rozmaryny
tu moglibyśmy je zobaczyć jeśli zaczekamy
bez ruchu przy wilczomleczach kiedy się ściemnia
idą do pięknego strumienia wśród kopru
bawią się w jego wodzie i pośród traw
i nigdy nikt nie słyszał tam płaczu
są szczęśliwe.

Ty jesteś jak one, tylko raz
kiedy wyszłaś z morza usiadłaś
na schodku świątyni, cień zaledwie
bólem ci przemknął po twarzy.

Tak się dowiedziałem że czas jest skończony
że wśród bogów się żyje
jeden dzień tylko.
I wróciliśmy na morze
do zwyczajnych rejsów.

Kto inny wypływa, czeka na swoją kolej
i wyspa nie tonie
jak bym tego chciał.



(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)
Ostatnio zmieniony ndz 12 lut, 2023 przez Vesper, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Vesper
Posty: 1794
Rejestracja: ndz 31 maja, 2020
Lokalizacja: bardo

Post autor: Vesper »

Fabio Pusterla



* * *

Ty co idziesz tamą
podążasz za linią porządku
rysunku świata.

Kto woła mnie z głębokości
jasno widzi nieporządek
przekracza ten kontur.

Pod rzęsa jest huk
milczącej wody, dostrzeż
jej odblask który rozbiera

każde życie każdą rzecz.



* * *

We śnie, miasto czarne
od smoły na wysokich kamieniach murów
i śluz. Milcząca
rzeka rozlana u jego stóp i gotowa do skoku,
w pamięci ognia i winy.
Do podziemi serca
ścieka bagnisty strumień przemieszany z krwią.

Rycerz ze złota
niepotrzebnie unosi miecz na walecznym
koniu. Zwapniali królowie
patrzą niewzruszenie
na ciała spopielałe wśród ruin
zakryte w tej chwili przed wzrokiem
przez ponowny rozbłysk.



* * *

Musisz zaufać, musisz
zachować spokój. Spójrz,
jestem tutaj.

Tak mówiła woda w innych czasach
w dni światła. Teraz wyostrza
swoją twarz, przybiera
barwy wojny i gwałtu. Ciemnieje
od słów przemilczanych, od ciszy.
Potem mruczy.

Musi iść daleko, do morza.
To słodka woda, wiele słonych łez
ją nasyci.

Szykuje się do podróży pochłaniając
tych co na nią patrzą i samą siebie. Ale
musisz wciąż ufać, mówi, musisz

się powierzyć. Nie bój się śmierci, jest już tutaj,
w gardzielach i zakolach.



(tłumaczenie: Jarosław Mikołajewski)