Przystanki

 Moderator: Tomasz Kowalczyk

ODPOWIEDZ
Latima
Posty: 3442
Rejestracja: śr 14 lip, 2010

Post autor: Latima »

I wzruszenie ramion

Namiestnik zna zakres obowiązków,
obojętnie mija przyprowadzonego,
wśród tłumów szuka prowodyra.
W oczekiwaniu na decyzję rośnie
niechęć. Posiłek stygnie. Tężeje twarz.
Odpowiedzialność maleje do poziomu zero.
Zwycięzców się nie rozlicza. Zawiśnie.
A mnie co do tego? Nic. Już tylko umyć ręce.


o czym myśli


Ciekawe, jakie stanowiłem zagrożeni. Władza.
Co po chybotliwej, skoro pismacy obalają
bez trudu krzesła, a tłum lubi igrzyska. Mają
i mieć będą - pełne brzuchy, krzywe kręgosłupy
od schylania po cudze. Mój krok milowy, dlatego
idzie ta czereda, liczy na miejsce w królestwie,
przykłada miarę do ziemi, chociaż mówiłem.
Mam dość sił do niesienia wśród wątpiących. Idę.



III jak się podnieść

W podchodzeniu należy liczyć się z upadkiem
od czasu, gdy materia doznała grawitacji. Nic dziwnego,
że tylu nie osiągnęło szczytu. Jednostkowy los
to tylko liczba, chyba, że upadek zapowiada
zmianę punktu widzenia. Jego zapowiadał,
inni spadali bez historycznego zapisu, niektórym
udało się wyprostować, ale kto pamięta.

IV Matka

O wzroku matki nie należy pisać. Nie pomieści się
w żadnym słowie ani krajobrazie. Syn wie, co znaczy.


V współodczuwanie

Miał na imię Szymon albo podobnie. Człowiek bywa
życzliwy, gdy sam doświadczył. Empatia. Niemęskie
emocje trzeba skrywać, żeby drwina nie niosła się
po ulicach, barach; ale udział w zdarzeniu może być
nakazem, usprawiedliwia. Kobiety liczą na silne
ramiona, gdy dziecko przerasta powierzony ciężar.

VI o kobiecie


Płeć wpisuje w genotyp pochylenie, wyróżnia
miękkością. Kołysanie bliższe niż walka, odwaga
zwierzęcia przenosi w pysku młode, gdy wir.
Jestem kobietą z tłumu. W mojej torebce chusteczka,
trochę zbędnych drobiazgów i dowód tożsamości.
Wczoraj otarłam twarz zapłakanemu maluchowi,
tylko tyle. Mojemu mężczyźnie przyrzekłam wierność,
cierpię, gdy dotyka porażka. Koję delikatnością.


VII ile można

Nieprawda, że upadki wzmacniają, nieprawda.
Jest krzyż i jego cień, ten cień rzucony na drogę
wykoleja. Już przed synem cieśli kamieniarz
wykuł tablice, ale mijali z uśmieszkiem, nawet
dzieje arki przestały interesować archeologów,
gdy grobowce faraonów wyśmiały szperaczy
i opluły jadem. Słowa ulegają skrzywieniom
Wolna wola rdzeniem dla wolności, miłość
bliźniego krwawi blizną. Piękny jest powrót
do antyku, hedonizm wyzwala od strachu.
A On? Cóż, upadł i to był Jego kłopot.



VIII łzy to rzecz niewieścia


gdyby zapytać
gdzie
mieszkanie ma płacz
ile trzeba łez
aby przelały rzeki

skulenie
zamyka ujście
patetycznej pozie

milczenie niewykrzyczane
ucieka
w podświadomość
powraca
w innym czasie

obraz z siatkówki
długo blaknie

zamknięte oczy
nie zdradzą


IX antonimy

wywraca się ziemia ukazując
perspektywę odwrotną
lecącym w przepaść
podniebnym Ikarom
o skrzydłach z wosku
a malarze tną płótna
z żył wytyczają trasy
gdy w górach krzyże rosną

z kosmosu mur widać
chociaż przestał stać na straży
ludzka stopa wciąż
ugniata murowaną przeszłość

nic nie zatrzyma pochodu
ideał się broni
przed upodleniem
własną niemocą

odnowień eksplozją



X skąd ocet i żółć

Zatrzymuję na mgnienie filmowy obraz
nie po to, aby drwić, ale mieć pewność,
która nie jest potrzebna nikomu, tylko mnie.
Tylu stawia pytania o sens, ja uginam się
pod szczegółem. Niedowiarek włożę palce
w ranę, wyjmę nić, wydrążę dziurę w skale,
szukając potwierdzeń. Skarlały mijam
boską tajemnicę.
Wyczytuję z ksiąg od wieków ułomną wiedzę,
tworzę hipotezy i powątpiewam, nazywając siebie
wyznawcą, a nie widzę belki w oku. Kim
jestem, gdy klęczę, kim z pochylonym
grzbietem nad cierpliwym papierem. Kim?

Ze słupa spogląda człowiek o przekrwionym
wzroku. Umiera jedyny, który nie wątpił.
Drżę.


XI patrząca się modli



Jesteś ponad głowami. Ciało przestało reagować
na bodźce, jęczą wbijane gwoździe, z wolna
zamierają włókna. Patrzę na ostatnie naprężenie
mięśni, tracę oddech. Wcielona w ruch młotów
uderzam jednostajnie w czułe punkty między
wiązaniami. Stuk to dzień wczorajszy, gdy myślałam
z niechęcią o zerwanym moście łączącym rodzinę.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.

Drugie uderzenie trafia w tętnicę. Tryskająca krew
plami twarz, którą wykrzywiam licząc zmarszczki.
Kupione kosmetyki odejmują chleb ludziom z dziećmi
oddawanymi do okna. Takie zabieganie, aby zatrzymać
ulotną młodość, tyle udręki w braku zgody na niedostatek.
Nie jestem ptakiem, któremu starcza ziarno.
W pędzie po więcej strącam wyciągniętą rękę.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina.

Tyle miejsc z ćwiekami. Jedno to moja duma,
drugie to milczenie. Inni też wbijają, mordercy,
złodzieje, kobiety sprzedajne. Każdy ma tutaj
własne pole. Politycy, księża, także robotnik pijany,
co nie oddał żonie wypłaty. Są i artyści, tak próżni,
że obnażają dzieci, a miłości odebrali tajemnicę.

Nasz wina, nasza wina, nasza bardzo wielka wina.

Panie, Ciebie błagamy o litość?



XII kadr


To już koniec. Robotnicy przysiedli nieopodal,
wycierają czoła zmęczeni upałem żołnierze.
Wykonali rozkaz. Obok Breugel rozstawia sztalugi.
Umieści na obrazie chleb i przelatującego ptaka,
co w górze wesołym świergotem oznajmia nadejście
wieczoru. Słychać rozmowy o pracy, odliczanych
pieniądzach, które należą się w tym tygodniu. Będzie
na szabas jak znalazł. Ciekawe, kogo powieszą
po święcie. Tych dwóch łotrów nie żal, mają za swoje,
ten w środku chciał być królem, więc zagrażał,
ale komu?

I cisza.

Cisza.

Głowa powoli opada. Tylko to spojrzenie zawieszone
nad światem. Ostatnia myśl – cóżem ci uczynił, ludu
wybrany?

Przed burzą
wzmaga się spokój.
Tego malarz nie wyrazi, bo pędzel
chrobocze.
Otwarte usta
w zadartych twarzach,
zesztywniałe w geście uniesienia ręce pozostają
bezradne.

Agonia bywa nieprzewidywalna.
Trwa.
Więc może odejść spod krzyża,
wystarczy, że zostanie matka
i kilku przyjaciół,
litościwie zdejmą ciało.

Chmurzy się.
Czas wracać do domu.

XIII rzeźbiarz wpisuje imię

nic by się nie wydarzyło
rolnik siałby zboże
wojny i powodzie
nawiedzają od zawsze
synowie idą za trumnami
płaczą matki

zostaw. nie dotykaj marmuru. jego chłód pozostanie.
pierś przecięta szarfą nie zacznie oddychać. pochylenie
zatrzymało dłuto. puste miejsce przy stole. noc bez końca.
wycie zranionego. tylko tyle. zostaw. nie dotykaj marmuru.


XIV pytania otwarte

Ile wokół cieni?
Jakie groby zmieniły jeden dzień?
Ostatnio zmieniony pn 21 kwie, 2014 przez Latima, łącznie zmieniany 5 razy.