miniatury
Moderator: Tomasz Kowalczyk
bajka o Jasiu
tak to bywa
z Jasiem czasem
gdy obietnic nie dotrzyma
ona wolna i szczęśliwa
o jesiennej znajomości
koronki firanek i obrus na stole
kot zwinięty w kłębek i dwa parasole
przemoczone oczy odcisk na dywanie
po deszczu uniesień co nam pozostanie
romantyczność
wzrok poszybował hen ku obłokom
osa rypnęła żądłem pod oko
pozamiatane
deszcz
zmyje wszystko
oprócz rachunku
przyszłość
przymglonym obrazem
jawi się pod powieką
szkielet drzewa
w krajobrazie
samotna skała nad rzeką
pod nią
sen znieczulenia
za daleko
amnezja
pochylona stara jabłoń
wiosną kwitnie
nie pamięta że jesienią
nie udźwignie
biegły
wyćwiczony w origami
składa
papierowe obietnice
adamowi
przezornie
upiekę jabłka
żeby nie stanęły kością
jastrzębica
myśli odzyskują właściwy kierunek
gimnastykuję skamieniałą wolę
a przed skokiem zatrzymuję oddech
polecę na oślep
albo lepiej
wyznaczę azymut
niech się dzieje co chce
byle cel nie odfrunął
proch
jeszcze wczoraj
zamki z piasku
dzisiaj świece zapełniły przestrzeń
jest ich coraz więcej
ćmal
leci do światła
głupia
rankiem
dumny make-up
i wyrusza
zawsze wraca
by podtrzymać
płomień
zwolnij
ostry zakręt
zgrzyt
okno naprzeciw
krzyk
gołąb na parapecie
błysk
niech ktoś pomoże
nikt
pytanie
nic nigdy dwa razy
wiec dlaczego wciąż łowię
w tej samej rzece
przekwitanie
pokrzywiona stara śliwa
po kwitnieniu znów szczęśliwa
tak to bywa
z Jasiem czasem
gdy obietnic nie dotrzyma
ona wolna i szczęśliwa
o jesiennej znajomości
koronki firanek i obrus na stole
kot zwinięty w kłębek i dwa parasole
przemoczone oczy odcisk na dywanie
po deszczu uniesień co nam pozostanie
romantyczność
wzrok poszybował hen ku obłokom
osa rypnęła żądłem pod oko
pozamiatane
deszcz
zmyje wszystko
oprócz rachunku
przyszłość
przymglonym obrazem
jawi się pod powieką
szkielet drzewa
w krajobrazie
samotna skała nad rzeką
pod nią
sen znieczulenia
za daleko
amnezja
pochylona stara jabłoń
wiosną kwitnie
nie pamięta że jesienią
nie udźwignie
biegły
wyćwiczony w origami
składa
papierowe obietnice
adamowi
przezornie
upiekę jabłka
żeby nie stanęły kością
jastrzębica
myśli odzyskują właściwy kierunek
gimnastykuję skamieniałą wolę
a przed skokiem zatrzymuję oddech
polecę na oślep
albo lepiej
wyznaczę azymut
niech się dzieje co chce
byle cel nie odfrunął
proch
jeszcze wczoraj
zamki z piasku
dzisiaj świece zapełniły przestrzeń
jest ich coraz więcej
ćmal
leci do światła
głupia
rankiem
dumny make-up
i wyrusza
zawsze wraca
by podtrzymać
płomień
zwolnij
ostry zakręt
zgrzyt
okno naprzeciw
krzyk
gołąb na parapecie
błysk
niech ktoś pomoże
nikt
pytanie
nic nigdy dwa razy
wiec dlaczego wciąż łowię
w tej samej rzece
przekwitanie
pokrzywiona stara śliwa
po kwitnieniu znów szczęśliwa
Ostatnio zmieniony czw 01 sty, 1970 przez Bożena, łącznie zmieniany 1 raz.
Miłość - to wariactwo. Lecz tylko idioci nie wariują.