...a od kaszy człowiek zdrów
Moderator: Tomasz Kowalczyk
- Mariola Kruszewska
- Posty: 12383
- Rejestracja: czw 24 lip, 2008
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Na początek drobny eksperyment - niech Państwo cofną się do swoich szkolnych lat i policzą, ilu mieli grubych kolegów? Ile grubych koleżanek? Niewielu? Kilku? Poprawna odpowiedź brzmi: dużo mniej, niż mają ich Państwa dzieci. Celowo użyłam tu epitetu „gruby”, słowa dziś używanego rzadziej, wstydliwiej, by nie urazić; czasami kubeł zimnej wody działa mobilizująco.
Niegdyś dzikie hordy rozwrzeszczanych dzieciaków biegały za lub z piłką, skakały w gumę, przez skakankę, odbijały lotkę obciążoną kamieniem (bo wiatr) na każdym wolnym skrawku przestrzeni miasta. Okupowały podwórka blokowisk, zwłaszcza trzepaki i zdezelowane huśtawki, chodniki miejskie, dziurawe ulice, szeroko otwarte boiska szkół. Królował śmiech i zdrowa rywalizacja, zawiązywały się przyjaźnie, kształtowały postawy społeczne. Niejako przy okazji znikały spałaszowane wcześniej kalorie. Dzieciaki wracały zdyszane, brudne, spocone, szczęśliwe (bo naszpikowane endorfinami), „napowietrzone”, odporne na wszędobylskie wirusy i bakterie. Obecnie na większości placów przed blokiem straszy napis „Zakaz gry w piłkę i jazdy rowerem”. Ulubionym rekwizytem stał się komputer w towarzystwie miski snacków, a kolegów poznaje się na Facebooku, nie pocąc się i nie brudząc.
Dziś pulchnych uczniów spotykam znacznie więcej, niż gdy sama byłam uczennicą, ale ich funkcjonowanie w grupach jest tak samo trudne jak wówczas. Grube… ups! cierpiące na nadwagę dzieci to osoby sfrustrowane, z niską samooceną, często izolowane, narażone na drwiny ze strony rówieśników oraz dorosłych. Dużo częściej dotykają je choroby somatyczne takie jak wysoki poziom cholesterolu, cukrzyca, wady postawy, stłuszczenie wątroby i kamica żółciowa.
Jako społeczeństwo coraz lepiej i skuteczniej dbamy o zdrowie, kondycję fizyczną, urodę i samopoczucie. Interesuje nas pochodzenie i skład produktu, który pakujemy do garnka. Liczymy kalorie. Kupujemy żywność ekologiczną. Uciekając przed chemią, nabywamy produkty „od chłopa”. Jesteśmy coraz bardziej świadomi czyhających na nas w pozornie dietetycznych potrawach ogromnych ilości tłuszczu. Wiemy, że w jednej puszce czarnego napoju z bąbelkami pływa 10 kostek cukru. Mimo to w ślad za wiedzą nie idzie właściwy wybór. Co więcej – sporadyczny zakup chipsów czy wizyta w stojadlanej fabryce junk food traktowane są jako nagroda za długotrwałe wyrzeczenia, jakimi okazują się tygodnie zdrowej diety.
Przyjrzałam się, co uczniowie kupują w szkolnym sklepiku. Królują napoje gazowane i cukrzone, bo gorąco. Głód zabijany jest słodyczami, o których z racji wieku mam mgliste pojęcie – jakieś skręcone różowe rurki, gąbczaste kulki, szokująco barwiące lizaki. Na topie są też lody. Krótko mówiąc – kalorie i tylko kalorie, których dziecko nie spali podczas zajęć wychowania fizycznego.
Drodzy Dorośli, to my jesteśmy odpowiedzialni za otyłość dzieci i młodzieży. Na zbędne oponki brzuszne wpłynęły nasze błędne nawyki żywieniowe, nasz leniwy wzorzec zachowania, nasze kieszonkowe ofiarowane bez kontroli („Nie mam czasu zrobić ci kanapki, masz, kup sobie coś”). A może by tak przypomnieć sobie szkolne lata i zamiast zasiąść w słoneczne popołudnie całą rodziną przed telewizorem, wybrać się na rowerową przejażdżkę albo spacer? Zapewniam, że wyjdzie to wszystkim na zdrowie.
Niegdyś dzikie hordy rozwrzeszczanych dzieciaków biegały za lub z piłką, skakały w gumę, przez skakankę, odbijały lotkę obciążoną kamieniem (bo wiatr) na każdym wolnym skrawku przestrzeni miasta. Okupowały podwórka blokowisk, zwłaszcza trzepaki i zdezelowane huśtawki, chodniki miejskie, dziurawe ulice, szeroko otwarte boiska szkół. Królował śmiech i zdrowa rywalizacja, zawiązywały się przyjaźnie, kształtowały postawy społeczne. Niejako przy okazji znikały spałaszowane wcześniej kalorie. Dzieciaki wracały zdyszane, brudne, spocone, szczęśliwe (bo naszpikowane endorfinami), „napowietrzone”, odporne na wszędobylskie wirusy i bakterie. Obecnie na większości placów przed blokiem straszy napis „Zakaz gry w piłkę i jazdy rowerem”. Ulubionym rekwizytem stał się komputer w towarzystwie miski snacków, a kolegów poznaje się na Facebooku, nie pocąc się i nie brudząc.
Dziś pulchnych uczniów spotykam znacznie więcej, niż gdy sama byłam uczennicą, ale ich funkcjonowanie w grupach jest tak samo trudne jak wówczas. Grube… ups! cierpiące na nadwagę dzieci to osoby sfrustrowane, z niską samooceną, często izolowane, narażone na drwiny ze strony rówieśników oraz dorosłych. Dużo częściej dotykają je choroby somatyczne takie jak wysoki poziom cholesterolu, cukrzyca, wady postawy, stłuszczenie wątroby i kamica żółciowa.
Jako społeczeństwo coraz lepiej i skuteczniej dbamy o zdrowie, kondycję fizyczną, urodę i samopoczucie. Interesuje nas pochodzenie i skład produktu, który pakujemy do garnka. Liczymy kalorie. Kupujemy żywność ekologiczną. Uciekając przed chemią, nabywamy produkty „od chłopa”. Jesteśmy coraz bardziej świadomi czyhających na nas w pozornie dietetycznych potrawach ogromnych ilości tłuszczu. Wiemy, że w jednej puszce czarnego napoju z bąbelkami pływa 10 kostek cukru. Mimo to w ślad za wiedzą nie idzie właściwy wybór. Co więcej – sporadyczny zakup chipsów czy wizyta w stojadlanej fabryce junk food traktowane są jako nagroda za długotrwałe wyrzeczenia, jakimi okazują się tygodnie zdrowej diety.
Przyjrzałam się, co uczniowie kupują w szkolnym sklepiku. Królują napoje gazowane i cukrzone, bo gorąco. Głód zabijany jest słodyczami, o których z racji wieku mam mgliste pojęcie – jakieś skręcone różowe rurki, gąbczaste kulki, szokująco barwiące lizaki. Na topie są też lody. Krótko mówiąc – kalorie i tylko kalorie, których dziecko nie spali podczas zajęć wychowania fizycznego.
Drodzy Dorośli, to my jesteśmy odpowiedzialni za otyłość dzieci i młodzieży. Na zbędne oponki brzuszne wpłynęły nasze błędne nawyki żywieniowe, nasz leniwy wzorzec zachowania, nasze kieszonkowe ofiarowane bez kontroli („Nie mam czasu zrobić ci kanapki, masz, kup sobie coś”). A może by tak przypomnieć sobie szkolne lata i zamiast zasiąść w słoneczne popołudnie całą rodziną przed telewizorem, wybrać się na rowerową przejażdżkę albo spacer? Zapewniam, że wyjdzie to wszystkim na zdrowie.
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
sama prawda- ale nic nowego się nie dowiedziałam buź
Miłość - to wariactwo. Lecz tylko idioci nie wariują.
- Jan Stanisław Kiczor
- Administrator
- Posty: 15130
- Rejestracja: wt 27 sty, 2009
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Rzecz bowiem nie w tym, aby "nowego" się dowiadywać, a raczej w tym, aby "znanemu" przeciwdziałać i zapobiegać.
Co do szkolnych sklepików, to raczej szkoła, podpisując z ajentem umowę (czy sama prowadząc) powinna dbać o to czym się handluje. I nadmiar szkodliwych produktów ograniczać.
Ale kto ma czas, ochotę tego dopilnować?
Pozdrawiam.
Co do szkolnych sklepików, to raczej szkoła, podpisując z ajentem umowę (czy sama prowadząc) powinna dbać o to czym się handluje. I nadmiar szkodliwych produktów ograniczać.
Ale kto ma czas, ochotę tego dopilnować?
Pozdrawiam.
Ostatnio zmieniony sob 23 cze, 2012 przez Jan Stanisław Kiczor, łącznie zmieniany 1 raz.
Imperare sibi maximum imperium est
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
„Dobry wiersz zdarza się rzadziej / niż zdechły borsuk na drodze (…)” /Nils Hav/
powodem jest najczęściej- przekarmianie- i to na etapie wczesnego dziecięctwa- kiedy to zapobiegliwe mamy i babcie dbają o dobro dzidzi :zniesmaczony:
i funduje się dzieciom walkę na całe życie- pomijam przypadki chorób- ale te są w mniejszości
i funduje się dzieciom walkę na całe życie- pomijam przypadki chorób- ale te są w mniejszości
Miłość - to wariactwo. Lecz tylko idioci nie wariują.
- Mariola Kruszewska
- Posty: 12383
- Rejestracja: czw 24 lip, 2008
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
...za mamusię, za tatusia, za babcię, no, jeszcze jedna łyżka, za dziadziusia. I za to, byśmy szczupli byli i zdrowi. :-)
Ojcze nasz, (...) przyjdź królestwo Twoje.
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Nie uczę, nie mam patentu na rację. emde
Sama prawda. Bardzo dużo zależy od rodziców, bo jeśli rodzice spędzają czas przed telewizorem, nie mają jakiś pasji, zainteresowań, to dziecko też nie będzie wykazywało potrzeby ich posiadania. Prawda jest też taka, że dzisiaj dzieci często się raczej hoduje, a nie wychowuje. Pozwala się na wszystko, kupuje co tylko dusza dziecka zapragnie, łącznie z tonami słodyczy i częstymi wizytami w McDonaldzie. Rodzice często są bardziej kumplami, których można olać, niż opiekunami, doradcami, przewodnikami.
To jest właśnie ten paradoks. Z jednej strony współczesna kultura przesycona jest kultem idealnego ciała i życia eko, a z drugiej strony otyłych dzieci i dorosłych jest coraz więcej.
To jest właśnie ten paradoks. Z jednej strony współczesna kultura przesycona jest kultem idealnego ciała i życia eko, a z drugiej strony otyłych dzieci i dorosłych jest coraz więcej.
"Nie komentujesz wierszy innym - nie dziw się, że inni nie komentują Twoich"